Nie jestem czytelnikiem „Rzeczypospolitej”. Rzadko zaglądam do tygodnika „Uważam rze”. Jednak któregoś dnia przeczytałem artykuł, zatytułowany „ Gombrowicz na miarę naszych możliwości”. Takim sposobem poznałem Andrzeja Horubałę – łysiejącego, pięćdziesięcioletniego, katolickiego mężczyznę z własnym zdaniem.Potem się dowiedziałem, że jego szkice, podobno realizują to, co o zadaniach krytyki niegdyś powiedział autor * Ferdudurke*: niech krytyka będzie „starciem osobowości”, niech będzie wręcz wiadomo, czy krytyk jest brunetem, czy blondynem. Stąd te moje wycieczki: a to pod adresem wieku, a to pod adresem owłosienia na głowie. Tak, Horubała także w swoich tekstach o nich wspomina, lecz zamiast monologizować, komentuje przede wszystkim najbardziej palące wydarzenia kulturalne mijających lat, w których okazji do ideologicznych sporów bynajmniej nie brakowało.
I czego ja, z lekka nihilistyczny i neurotyczny trzydziestolatek, mogę się po takim towarzystwie spodziewać? Pan Andrzej jest starszy ode mnie o dwadzieścia lat. Obalał straszliwą komunę. Poznawał ludzi z „bruLionu”, czemu daje wyraz, poświęcając artykuły, zarówno nawiedzonemu Robertowi Tekieli , lecz także pensjonarskiej Manueli Gretkowskiej . Tak sobie o tym wspominam, bo to dla mnie czasy, które znam z odprysku; z legend o ludziach wyżu demograficznego, co naszymi uczuciami, po wygranej rewolucji, władają. Brulionowcy całkiem nieźle sobie w nowej rzeczywistości radzą, realizując sobie przy okazji swoje studenckie ideały, co zwłaszcza wychodzi w pierwszym, zabawnym i prowokacyjnym tekście, stanowiącym odpowiedź na tytułowe pytanie: „Czy Polska jest seksy?”. Daruję sobie zagadkę, czy także Horubała pożądliwym okiem na ojczyznę spoziera, jednak oberwało się
tym, co chcieliby ją na prawo czy lewo obracać. Oczywiście, że teksty o modernizatorach trochę mnie rozczarowały, bo ileż razy można zżymać się na salon, co to twierdzi, że autostrady należy budować kościelnymi cegłami. O wiele lepiej przyjąłem świeże spojrzenie na teksty mistrzów języka polskiego: że Mrożek na mędrca się nadymał, że Herbert gorzej się starzał od Miłosza , co może dziwić u prawego autora, który opowiada się po solarnej stronie ducha polskiego, zamiast świecić jak księżyc, zachodnim światłem odbitym. Zresztą odświeżających spojrzenie zaskoczeń jest sporo. Zwłaszcza podobają mi się teksty krytyczne o prawicowych intelektualistach, łącznie z jagiellońską młodzieżówką „Pressji” – co to nie tak dawno naszego papieża za zabitego proroka uznali. Swoją drogą, pan Andrzej także
dostrzega wartości poza swoim podwórkiem, o czym świadczy chociażby, ciepło i delikatnie napisany komentarz do Obsoletek J ustyny Bargielskiej . Owszem, jak na mój gust, trochę w tych tekstach za dużo szukania jasnej i ciemnej strony mocy, czy też konfesyjnych prowokacji. Drogi Czytelniku, sam przed sobą odpowiedz: Czy wolisz czytać * Dzienniczek* Faustyny Kowalskiej , czy raczej * Dziennik* Gombrowicza ? Powiedz przecie, kto Ciebie bardziej kręci?
Czy zatem Horubała okazał się Gombrowiczem , skrojonym na miarę naszych, prawych możliwości? Powyższe dywagację, zostawiam mądrzejszym od siebie. Raczej zapytam. Dlaczego pan Andrzej jest seksy? Potrafię wymienić kilka powodów. Po pierwsze, Horubała przed walką w klatce, zwaną kulturą narodową się nie uchyla. Po drugie, widać, że facet kobiety kocha, lubi i szanuje; pewnie jest dobrym mężem. Po trzecie, nieźle balansuje, a to między nawiedzonym Robertem a pretensjonalną Manuelą; a to między antybohaterskim Witoldem a mistyczną Faustyną. A skoro balansuje, to znak, że śmiało wygina ciało, co samo w sobie jest seksowne. Do tego ta klatka, w której wypada nagi tors obnażyć. Czy to takie seksowne po przeżytym półwieczu? No, nie wiem.