Trwa ładowanie...
dm230m2
24-08-2021 09:00

Czułość i gniew. Kobiety z Uroczyska, tom 2

książka
Oceń jako pierwszy:
dm230m2
Czułość i gniew. Kobiety z Uroczyska, tom 2
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Pełna magii saga rodu wiedźm z Wrzosowisk – kobiet z krwi i kości, pełnych pasji i namiętności, które potrafią kochać do szaleństwa, ale też nienawidzić całym sercem.
Zbliża się ta jedyna, szczególna noc, kiedy wreszcie można zdjąć klątwę z rodu wiedźm z Wrzosowisk. Emilia przygotowuje się do tego bardzo starannie, ale nie wszystko idzie po jej myśli…
Czy duchy przodków odzyskają wreszcie spokój i przestaną mącić żywym w głowach i sercach?
Druga część sagi o wiedźmach z Roztocza urzeka klimatem i zagadkowością bohaterów. Można zatopić się bez reszty w sugestywnych opisach. Aromat świeżych ziół miesza się ze wspomnieniami, a szmer leśnych strumyków z wojenną kanonadą. Zgrabne połączenie historii obyczajowej, wątków historycznych i elementów baśniowych. Wciąga bez reszty!
Aneta Kwaśniewska, ksiazkiweterze.pl

Czułość i gniew. Kobiety z Uroczyska, tom 2
Numer ISBN

978-83-66790-78-0

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

400

Język

polski

Fragment

Prolog

Puszcza Solska, czerwiec 1947 rok

W dolinie Sopotu płonął ogień. Dym unoszący się znad ogniska roznosił po puszczy zapach płonących cierniowych gałęzi, pokrzyw i ostów. Emilia i Sabina z uwagą słuchały słów matki. Przy ich bosych stopach leżały polne kwiaty, trawy i zioła, z których zwinnymi palcami wyplatały wieńce. Wpatrzona w ogień kobieta snuła cicho baśń, wrzucając w płomienie sosnowe igły i szyszki. Nad wrzosowiskami unosił się odurzający, żywiczny zapach.

– Dawno temu, przed wiekami – mówiła – na wzgórzu opasanym wodami dwóch strumieni stał warowny gród, którego nie zmogły przez lata siły wroga.

Żyła w nim wraz z rodzicami piękna dziewczyna imieniem Tanewa. Mijały lata i zmieniały się pory roku. Nic nie zakłócało miłości i zgody, która ich łączyła. Lecz pewnej zimy do bram ich domostwa zapukała śmierć. Matka Tanewy przywołała do siebie córkę.

– Oto twoje wiano, Tanewo. – Drżącymi dłońmi podała jej księgę. – Przeczytaj ją uważnie, a zapisane w niej słowa wypełniaj z mądrością. W tobie, córko, jedyna nadzieja… Ojciec kocha mnie nad życie. Kiedy umrę, pogrąży się w rozpaczy. Nie zwlekaj, aż zgaśnie na twoich oczach i zatraci chęć do życia. Idź na bagna i narwij kwiatów dzikiego rozmarynu w rozświetloną blaskiem księżyca noc kupały. Przygotuj z nich wywar, tak jak tu napisano, i gdy na niebie ukaże się słońce, podaj go ojcu. Tylko w ten sposób zapomni o mnie i otworzy serce na nową miłość. Tego pragnę. Niech będzie szczęśliwy.

Po tych słowach zamknęła oczy i umarła.

Marianna przerwała opowieść i z powagą spojrzała na przybrane córki, podobne do siebie niczym dwie krople porannej rosy. Urodę odziedziczyły po Róży. Obie miały ogromne niebieskie oczy i twarzyczki usiane jasnymi piegami. Gdy się śmiały, na ich policzkach tworzyły się urocze dołeczki. Oddała im całą siebie i kochała jak własne dzieci, a one odwzajemniały jej tym samym. Anioły Snu szeptały, że nadszedł czas, by Emilka i Sabina poznały swoje przeznaczenie. Taka też była wola Róży i Marianna chciała ją wypełnić.

– I stało się, jak powiedziała… – podjęła opowieść. – Na zamkowym wzgórzu zapanowała żałoba, a rycerz nie umiał zapomnieć ukochanej żony. Jego lśniące dotąd, hebanowe włosy przypominać zaczęły pióra dzikich gołębi gnieżdżących się w zamku. Z dnia na dzień coraz szczelniej zamykał się w skorupie swojego cierpienia. Tanewa, widząc smutek ojca, postanowiła pomóc mu odnaleźć w życiu nową miłość, by przedłużyć puszczański ród Gołdapów. Gród potrzebował męskiego dziedzica, a Tanewa ślubowała czystość i wytrwanie w panieństwie do końca swych dni…

Nastała wiosna, a za nią kroczyło lato. Śniegi już dawno stopniały, a serce rycerza Gołdapa biło coraz słabiej.

– Zrobię, co przyrzekłam – zapłakała Tanewa. Nie chciała, by ojciec zapomniał matkę, lecz nie było innego sposobu… Otworzyła starą księgę i z uwagą przeczytała zapisane w niej słowa. Potem długo spoglądała w niebo, odczytując znaki, które w niej znalazła. Słowo po słowie. Tak jak obiecała. Wspomnienie matki dodawało jej odwagi. Nadchodził właściwy czas, by spełnić jej prośbę. Księżyc, odwiecznym prawem natury, na trzy noce umarł dla świata i Tanewa czekała cierpliwie, aż ponownie się narodzi. Srebrny bochen dostojnie wyłonił się z ciemności w pradawną noc kupały. Tanewa wzięła wiklinowy kosz i ruszyła na bagna.

Wędrowała przez leśne ostępy wiele godzin. Unikała przetartych szlaków i omijała z daleka śródleśne osady, las jednak tętnił życiem. Dokoła trwała tajemnicza noc płonących ognisk, prastarych pieśni, dziewczęcych marzeń wplatanych niczym ruta w panieńskie wianki rzucane na wodę. Tanewa nie ustawała w drodze, choć z oddali wołały ją radosne płomienie sięgających nieba ognisk. Niemal widziała, jak skakali przez nie piękni, nieustraszeni młodzieńcy. Dziewczęta, nucąc tajemnicze pieśni, rzucały na wodę swe ruciane wianki, a chłopcy je chwytali, by w zamian odebrać od dziewcząt gorące pocałunki na miękkim posłaniu z zielonych mchów. Ich piski i śmiechy niosło w głąb puszczy gadatliwe echo.

I ona miała marzenia, lecz z rozwagą odsunęła od siebie pokusę kupalnej nocy. Musiała ratować ojca. W jej rękach spoczywał los świetnego rodu Gołdapów.

Ogień przygasł i Marianna wrzuciła w płomienie garść szyszek.

– Czy była wiedźmą jak ty, mamo? – zapytała Emilia, pracowicie wyplatając swój wianek.

– Tak… – uśmiechnęła się do córki. – Jej serce przepełniała miłość do matki, która nauczyła ją spoglądać w przyszłość.

– Czy dobrze jest znać przyszłość, matko? – odezwała się Sabina, która od jakiegoś czasu nieruchomo patrzyła w ogień. Niedokończony wianek położyła na kolanach.

– Dar jasnowidzenia jest błogosławieństwem, gdy z pokorą przyjmujemy zapisany nam w gwiazdach los. Przekleństwem, gdy zapragniemy zmieniać jego wyroki.

– Mów dalej, matko! – prosiła Emilia. – Co się stało potem?

– Tanewa znała drogę. Letnią porą, przed laty, przeszła ją z matką. Wędrując przez puszczę w poszukiwaniu leczniczych roślin i krzewów, bardzo oddaliły się od wzgórza. Kiedy wracały, kosze wypełnione po brzegi wonnymi ziołami były tak ciężkie, że co jakiś czas musiały odpocząć. Idąc wzdłuż pokrytej spienionymi szypotami rzeki, trafiły na śródleśną polanę, malowniczo porośniętą wrzosami.

– Jak tu pięknie! – zachwyciła się dziewczyna.

– I niebezpiecznie – odpowiedziała szeptem matka. – Spójrz tam… – Wskazała dłonią rzekę. – Starzy ludzie powiadają, że pod szypotami znajduje się podziemne królestwo Tego Który Wie…

Tanewa słyszała o nim wiele przerażających opowieści. Zlękniona, przytuliła się do matki.

– Nie bój się, córeczko – uspokoiła ją kobieta. – Jego bramy otwierają się tylko raz w roku, w pradawną noc kupały, gdy krzew o białych płatkach pokrywa swoim pyłkiem bagienną borówkę…

Opuściły wówczas szybko leśną polanę. Tej nocy Tanewa postąpiła podobnie. Zostawiła za sobą szumiącą rzekę i weszła na bagienne tereny puszczy.

– Kim tak naprawdę jest Ten Który Wie, matko? – pytała, gdy bezpiecznie dotarły do grodu.

– Nikt tego jeszcze nie odkrył – odrzekła rodzicielka. – Jedni mówią, że jest prastarym duchem puszczy, inni, że panem podziemnego grodu, jeszcze inni twierdzą, że rozgniewał okrutnie bogów, za co uwięzili go na bagnach i tylko wtedy, gdy przez trzy noce nie widać srebrnej tarczy księżyca, przemierza puszczańskie ścieżki pod postacią szarego wilka…

– A ty, jak myślisz, matko? – dociekała Tanewa. – Kim według ciebie jest Ten Który Wie?

Matka zamyśliła się. W końcu rzekła.

– W jednym wszyscy się zgadzają… Ten Który Wie został stworzony na podobieństwo mężczyzny, przez co odczuwa nieustannie pragnienie obcowania z kobietą. Co roku w noc kupały przemierza Puszczę w poszukiwaniu kochanki.

Tanewa zarumieniła się. Była jeszcze dzieckiem i niewiele wiedziała o miłości. O nic więcej nie zapytała.

Marianna ukradkiem obserwowała dziewczęta – one także zdawały się zawstydzone. Emilia spuściła oczy i jeszcze szybciej wyplatała wianek. Sabina ruszyła w jej ślady. Od rzeki powiał wiatr i płomienie strzeliły w niebo czerwonym blaskiem. Żywiczny zapach sosnowych igieł wzbił się w górę i popłynął z wiatrem w dolinę.

– Tanewa przedzierała się przez gęsty las. Jej kruchą postać oświetlał co jakiś czas sunący po niebie księżyc – mówiła dalej Marianna. – W końcu dotarła na miejsce. Że jest u celu, poznała po ziemi, która niebezpiecznie uginała się pod jej stopami przy każdym kroku. Woń bagiennych roślin wypełniała powietrze. Uważnie spoglądała pod nogi i pośród przegniłej zieleni mchu dostrzegła w końcu krzewy dzikiego rozmarynu. Zerwała pełne garście kwiatów i ułożyła w koszyku. Noc przemijała szybko i dziewczyna ruszyła w powrotną drogę. Musiała podać wywar ojcu przed pierwszym blaskiem jutrzenki.

Lecz nagle księżyc skrył się za chmurami i puszczę spowiła nieprzenikniona ciemność. Tanewa nie mogła zrobić kroku. Księga mówiła wyraźnie, by podążać za księżycem, a gdy zniknie, cierpliwie czekać, aż ponownie ukaże się na niebie. Tak też zrobiła. Czas płynął wolno. Zmęczenie dawało o sobie znać. Dziewczyna poczuła dojmujący głód. Od rana niczego nie miała w ustach. Przykucnęła, by odszukać dłonią bagienne jagody. Narwała po omacku pełną garść i uniosła do ust. Nie potrafiła się im oprzeć. Słodka borówka szybko złagodziła uczucie głodu.

– Czego szukasz w moim królestwie i dlaczego zrywasz owoce należące do mnie? – usłyszała łagodny, męski głos.

Trwoga przeszyła serce Tanewy. Próbowała dostrzec w ciemnościach, kto do niej przemawia, lecz w pobliżu nie było nikogo. Księżyc wciąż przesłaniały chmury i puszczę otulał mrok.

– Kim jesteś i czego chcesz ode mnie? – szepnęła.

– Jestem Tym Który Wie – odpowiedział. – Twoja uroda poruszyła moją tęsknotę za żoną, której nie mam. Ty nią zostaniesz, Tanewo. Bądź gotowa, gdy pojawię się, by zabrać cię do mego królestwa. Taka jest cena za owoce, które zerwałaś.

– Nie będę twoja, panie – szepnęła przerażona. – Za jagody żądaj wszystkiego, oprócz mnie – prosiła.

– Będzie, jak powiedziałem – usłyszała. – A teraz zaniosę cię tam, skąd przyszłaś, najmilsza.

Oślepił ją nagły blask. Puszcza się rozstąpiła, ukazując miękki dywan z wrzosów. Włosy czesał jej wiatr, gdy jak na skrzydłach pokonywała przestrzeń na grzbiecie potężnego wilka. Czuła jego szorstką, pachnącą lasem sierść. Po chwili popadła w omdlenie.

Ognisko znowu przygasło i od Sopotu powiało chłodem. Bliźniaczki z niepokojem rozejrzały się wokół siebie. Miały bose stopy i zwiewne sukienki, zbyt cienkie na tę porę dnia. Drżąc z zimna, objęły się ramionami. Promienie zachodzącego słońca ślizgały się po ruinach starej papierni, wypełniając je czerwienią.

Marianna wrzuciła w palenisko grubą gałąź i po chwili zrobiło się cieplej. Emilia i Sabina usiadły bliżej ognia, opierając się o siebie plecami. W dłoniach trzymały ukończone wianki. Wyglądały tak spokojnie jak nigdy dotąd. Baśń pobudziła ich dziecięcą wyobraźnię. Tylko Marianna wiedziała, że ta opowieść jest prawdziwa.

– Czy Tanewa zdążyła na czas, po tym jak spotkała wilka? Opowiadaj, mamo… – prosiły zgodnie.

Marianna spojrzała w niebo. Słońce powoli zasypiało, przybierając barwę czerwieni. Miała dokładnie tyle czasu, ile potrzeba, by spełnić ich prośbę. Przecież to ich wielki dzień – pomyślała. Dzisiaj z niewinnych dzieci staną się wiedźmami.

Mówiła więc dalej.

Tanewa obudziła się u stóp wzgórza i była pewna, że śniła. Słońce niebawem wzejdzie, a wywar niegotowy – wyrzucała sobie w myślach. Jak mogłam pozwolić, by zawładnął mną sen!

Zebrała do koszyka rozsypane wokół kwiaty, przebiegła przez drewniany most i weszła do grodu. Niebo przybierało różowy odcień.

Czy zdążę? Ogień w kominie ledwie się żarzy, a czas nagli – myślała. Wrzuciła w palenisko garść suchych gałęzi. Woda w kociołku zawrzała. Wtedy wsypała do niego kwiaty.

Zdążyła na czas. Woń dzikiego rozmarynu wypełniła zamkowe komnaty. Tanewa podała wywar ojcu i patrzyła ze smutkiem pomieszanym z radością, jak spełnia się wola matki. Rycerz Gołdap z każdym kolejnym łykiem zostawiał za sobą przeszłość. Oczy rozbłysły mu dawnym blaskiem, pierś unosiła w pełnym oddechu, w żyłach znowu zawrzała krew. Jeszcze tego samego dnia wyruszył na spotkanie nowej miłości, zaciskając w dłoni flakonik z miłosnym wywarem. Ze wzgórza żegnała go córka.

Wtedy zły los powtórnie zapukał do bram zamku. Córka, jak niegdyś matka, zrozumiała to pierwsza. Usłyszała głos, który ją wzywał.

– Zejdź do mnie, ukochana. Sprawię, że będziesz wieczna…

Tanewa spojrzała w dół i zadrżała. Zrozumiała, że nie śniła. Popełniła niewybaczalny błąd, za który przyjdzie jej słono zapłacić. Zapomniała o przestrodze matki. Nie wolno zrywać niczego, co nie stanowi celu wędrówki. A Tanewa właśnie to uczyniła w magiczną noc… Słodkie jagody na wieki przypieczętowały jej los i oto upomniał się o nią Ten Który Wie. Czekał na nią pod murami zamku pod postacią szarego wilka. Jej czas na ziemi właśnie dobiegł końca.

Z rozpaczą powiodła wzrokiem po zamkowym wzgórzu. Wiedziała, że musi posłuchać wezwania. Ten Który Wie miał nad nią władzę, której nie zdoła się oprzeć. Nie bała się śmierci, lecz mroku podziemnego królestwa, do którego nie docierał najsłabszy promyk słońca. Posłuszna woli oblubieńca po raz ostatni spojrzała w niebo. Zacisnęła w dłoni kwiat dzikiego rozmarynu i skoczyła z wysokiej baszty w nurt wijących się pod zamkiem strumieni.

Imieniem pięknej Tanewy, nazwano rzekę, w której zginęła.

– Straszne rzeczy opowiadasz, matko – szepnęła Sabina.

– Boję się – zadrżała Emilia.

Przypadły do matki i położyły głowy na jej kolanach.

– Nie bójcie się. – Gładziła ich długie, falujące włosy. – Życie będzie plątać wasze drogi, lecz musicie wyjść mu naprzeciw. Gdy staniecie na rozdrożu, nie wiedząc, którą z dróg podążać dalej, wybierzcie zawsze tę ciernistą, pełną kamieni, niosąc swój krzyż na chwałę Boga. Druga z nich, choć usłana aksamitem zielonej trawy, prowadzi niezmiennie do gorejących wrót piekieł. A teraz chodźcie za mną – powiedziała, podnosząc się z ziemi. – Pójdziemy nad Sopot, by w jego nurcie odczytać wyroki przeznaczenia…

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dm230m2
dm230m2
dm230m2
dm230m2
dm230m2

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj