Trwa ładowanie...

Czasem praca miała tylko zadawać cierpienie. Ale nie to było najgorsze

Więźniarki z Gross-Rosen były młodymi dziewczynami. Wyrwano je siłą z rodzinnych domów, rozdzielono od bliskich. Żydówki z całej Europy mierzyły się z nieludzkimi warunkami życia w obozie nieopodal obecnej wsi Rogoźnica. Katowano je głodem i ciężką pracą. Wiele z nich ostatecznie zginęło w marszach śmierci. W zasadzie nikt wcześniej o nich w Polsce nie pisał.

Autorką książki "Dziewczyny z Gross Rosen. Prawdziwe historie" jest Agnieszka DobkiewiczAutorką książki "Dziewczyny z Gross Rosen. Prawdziwe historie" jest Agnieszka DobkiewiczŹródło: Materiały prasowe
di4096u
di4096u

Agnieszka Dobkiewicz wie wiele o okrutnych przeżyciach więźniarek z Gross-Rosen dzięki wspomnieniom, zeznaniom, pamiętnikom, rozmowom z rodzinami. W książce "Dziewczyny z Gross-Rosen. Zapomniane historie z obozowego piekła" reporterka ujawnia nieznane wcześniej fakty i historie. Pozycja trafia właśnie do księgarń, a jej autorka opowiada WP o tym, co odkryła podczas swoich poszukiwań.

Przemek Gulda: Jak zainteresowałaś się sprawą dziewczyn więzionych w Gross-Rosen?

Agnieszka Dobkiewicz: Dość banalnie - jestem dziennikarką, mieszkam blisko byłego obozu, często pisałam o nim w związku z bieżącymi sprawami. Siłą rzeczy zaczęłam badać jego historię i szybko dotarło do mnie, jak słabo jest znana. Najwięcej oczywiście wiadomo o Auschwitz, dużo o innych obozach, a o Gross-Rosen stosunkowo najmniej. Zwłaszcza w Polsce.

Dlaczego?

Chyba głównie dlatego, że były to w tamtym czasie tereny niemieckie, dopiero po wojnie zostały przyłączone do Polski. Nie uważano więc tego za "naszą" historię. Głośno o tym obozie zrobiło się dopiero kilka lat temu, przy okazji odkrycia na jego terenie masowych grobów.

di4096u

Masowych grobów na terenie obozu?

No właśnie. To straszna historia i bardzo dziwne, że przez wiele lat nic o niej nie było wiadomo. Jedyne przypuszczenia co do ich istnienia wiązały się z zeznaniami belgijskiego lekarza, który tam pracował. Sprawa wiązała się z ewakuacją obozu w 1945 r.

Prawdziwym "czarnym aniołem" ewakuacji obozu był sam Josef Mengele (pośrodku) United States Holocaust Memorial Museum
Prawdziwym "czarnym aniołem" ewakuacji obozu był sam Josef Mengele (pośrodku) Źródło: United States Holocaust Memorial Museum

Przed rozpoczęciem marszu śmierci wyselekcjonowano tych więźniów, którzy byli za słabi, by go przeżyć. Wrzucono ich do rowów przeciwlotniczych i tam pozostawiono. Część zastrzelono, części nawet nie, po latach po charakterystycznym ułożeniu zwłok można było rozpoznać, że zostali pogrzebani żywcem. Na dodatek - zasypano ich... śmieciami. Rowy przykryto bowiem odpadkami, gruzem, tym, co zostało po likwidacji obozu. Zwłoki przeleżały w ziemi 70 lat, zarośnięte krzakami i dopiero wtedy zbadano ten teren i odkryto te mogiły.

di4096u

Ale co sprawiło, że zajęłaś się właśnie dziewczynami?

Obozem zajęłam się już w swojej poprzedniej książce "Małej Norymberdze". Pisałam tam o strażnikach, ich powojennych procesach i o obozie męskim. Dziewczyny nie były więzione w głównym obozie, ale w jego filiach. Już w trakcie pisania książki dostałam z Wydawnictwa Znak Horyzont pytanie o to, czy nie chciałabym napisać też o kobietach.

Początkowo odruchowo odrzuciłam ten pomysł. Wiedziałam, że dokumenty w większości filii zostały zniszczone, więc pisanie na ten temat będzie bardzo trudne. Ale szybko doszłam do wniosku, że te kobiety zasługują na to, aby o nich przypomnieć, aby o nich napisać.

di4096u

Od czego zaczęłaś?

Dowiedziałam się, że dziewczyn w Gross-Rosen było około 26 tys. Wszystkie były Żydówkami, pochodziły z różnych części Europy: z Polski, Czech, Węgier, Grecji. Na co dzień pracowały. Choć to chyba zbyt delikatne słowo. Były raczej wykorzystywane do niewolniczych zadań, często ponad ich siły, tym bardziej że przetrzymywano jej w fatalnych warunkach sanitarnych i dostawały głodowe porcje jedzenia.

Gdzie pracowały? Do jakich zadań je kierowano?

Gdzie tylko były potrzebne. Niektóre pracowały w zakładach produkujących na potrzeby wojenne. Jedna z moich bohaterek wspomina np. że produkowała zapalniki do bomb.

di4096u

Czasem wydawano zupełnie absurdalne zarządzenia, zadania, które były kompletnie bezsensowne i służyły tylko zadawaniu cierpienia. We wspomnieniach pojawia się np. historia dziewczyn wysłanych do przenoszenia ciężkich pni drzew z głębi lasu na jego skraj. Kiedy już to zrobiły, nakazano im... zanieść pnie z powrotem w miejsce, skąd je przyniosły.

ZOBACZ TEŻ: Miał zerwane paznokcie u rąk. "Obóz Auschwitz to była igraszka"

Dużo dziewczyn kierowano do pracy przy wielkich krosnach. Prawie żadna nie miała doświadczenia, nie umiała tego robić. A to są przecież skomplikowane maszyny. Przy tej pracy istniało też jeszcze jedno duże zagrożenie - mnóstwo pyłu. Dziewczynom co miesiąc robiono prześwietlenie płuc. Jeśli okazywało się, że mają pylicę albo inną chorobę płuc, wysyłano je do Auschwitz, a to oczywiście oznaczało wyrok śmierci.

di4096u

To zresztą był straszak, który pojawiał się bardzo często: jesteś nieposłuszna? Jedziesz do Auschwitz. Nie nadążasz w pracy? Jedziesz do Auschwitz. Złamiesz regulamin? Oczywiście - Auschwitz. Ale to nie było jeszcze najgorsze...

Co było?

Zdecydowanie najbardziej dramatyczne wspomnienia pochodzą od dziewczyn, które trafiły do Wrocławia, gdzie budowały umocnienia. To była zima, w obozie panował już potężny głód, a one zostały zagonione do pracy, która była zupełnie nieprzygotowana.

di4096u

Mieszkały, gdzie się dało: jedna opowiadała o owczarni, inna - o pomieszczeniu, gdzie wcześniej trzymano zwierzęta. Nie było tam żadnych urządzeń higienicznych, niczego, co czyniłoby życie chociaż trochę znośnym. Spały na ziemi, na rozrzuconej słomie. Cieszyły się, gdy obok były zwierzęta, bo było cieplej.

Jak wyglądało codzienne życie w obozie?

To były bardzo młode dziewczyny, wyrwane z domu, od rodzin. Musiały się błyskawicznie uczyć życia. I to życia w ekstremalnych warunkach. Miały świadomość albo chociaż podejrzenia, że los ich bliskich jest tragiczny. Skoro podczas selekcji one poszły w jedną stronę, a rodzina w drugą, było raczej wiadomo, że to oznacza śmierć.

We wspomnieniach jednej filii Gross-Rosen pojawiają się opowieści o tym, że czasem z Auschwitz przyjeżdżały tam wagony z ubraniami z Auschwitz. Dziewczyny miały je sortować. Zawsze im się wydawało, że widzą tam ubrania swoich rodziców czy dziadków.

Doznawały przemocy ze strony strażników i strażniczek?

Tak, jest dużo opowieści o sadystycznych strażniczkach. Jedna z nich, młoda funkcjonariuszka SS z gęstymi blond włosami, kazała się wozić więźniarkom na taczkach i poganiała je batem.

Kadr z filmu "Aimee i Jaguar" w reż. Maxa Färberböcka Materiały prasowe
Kadr ze wspomnianego filmu "Aimee i Jaguar" w reż. Maxa Färberböcka Źródło: Materiały prasowe

Inna z kolei ograniczała dziewczynom racje żywnościowe. Obok ich filii był obóz jeniecki, francuscy żołnierze rzucili im bochenek chleba. Strażniczka go znalazła i zakazała wydawania jedzenia przez kilka dni. Dziewczyny uratowały się tylko dlatego, że Francuzi rozpoczęli protest.

Jest znana opowieść, bo powstał nawet na jej podstawie film, w której jednak do tej pory nie wspominano o wątku Gross-Rosen. Chodziło o lesbijkę, która była w związku z żoną niemieckiego żołnierza. Kiedy została zadenuncjowana w nie do końca jasnych okolicznościach, trafiła do Auschwitz, a tam, z obozowego "targu niewolników" zabrano ją właśnie do jednej z filii Gross-Rosen.

Miała trochę "szczęścia": uniknęła ciężkiej pracy na chwilę, bo zachorowała na tyfus, więc trafiła do szpitala. Ale nie uniknęła marszu śmierci. Nie wiadomo dokładnie, gdzie zginęła. Albo w drodze do Bergen-Belsen, albo już tam, na terenie obozu. Tam jest zresztą jej symboliczny grób.

A przemoc na tle seksualnym?

Dotarłam do historii młodej dziewczyny, którą upodobał sobie jeden ze strażników. Przynosił jej jedzenie i liczył na usługi seksualne. Nie zgodziła się i wtedy spotkała ją kara - wysłał ją do najcięższej pracy: w nocy musiała wyładowywać wagony z węglem, w dzień pracowała na polu lnu.

Jest też smutna historia, która wydarzyła się już po wojnie. Jedna z filii, na terenie dzisiejszych Czech, została wyzwolona przez Armię Czerwoną. Uwolnione więźniarki mieszkały w jednym z dawnych budynków administracyjnych, ale nie pomyślały nawet, aby zamknąć się na noc. Wszedł do nich wieczorem rosyjski żołnierz i zażądał usług seksualnych. Zagroził, że jeśli żadna dziewczyna nie zgodzi się z nim pójść, zabije osiem z nich - tyle miał naboi. Najstarsza, 19-letnia, zgodziła się z nim pójść. Koleżanki znalazły ją rano w krzakach. Okazało się, że udało jej się uciec, bo Rosjanin był bardzo pijany.

Potem po seks przychodził na wyższe piętro budynku - tam przetrzymywane były dawne obozowe strażniczki. Więźniarki mściły się na nich zresztą: obcinały im włosy, goliły do gołej skóry, kazały im się przebierać w swoje obozowe stroje. Zresztą taka sama historia spotkała więźniarki idące w marszu śmierci w okolicach Wrocławia, które z niego uciekły. Chwilę później stały się ofiarami czerwonoarmistów.

Najgorszym momentem w historii obozu było zdecydowanie jego likwidacja. Jak to wyglądało?

Ewakuacja, czyli w tym przypadku marsze śmierci. To było naprawdę straszne. Opisałam jeden z marszy, w którym z kilku tysięcy dziewczyn, które wyruszyły z filii obozu, do celu żywych dotarło tylko kilkaset. To była zima, dziewczyny były wykończone wieloma miesiącami ciężkiej pracy i głodu. Musiały iść wiele kilometrów, bez odpowiednich ubrań, butów. Strażnicy katowali je po drodze. Wystarczyło lekko zwolnić, aby zasłużyć na baty, które często kończyły się śmiercią.

Ofiara marszu śmierci - miała dwadzieścia kilka lat United States Holokaust Memorial Museum
Ofiara marszu śmierci - miała dwadzieścia kilka latŹródło: United States Holokaust Memorial Museum

Odbywały się też egzekucje. Więźniarki spały w przypadkowych miejscach, nie tylko bez ogrzewania, ale nawet bez niczego, czym można się przykryć. Jest historia dziewczyny, która jest na zdjęciu, zrobionym przez amerykańskich żołnierzy już po wyzwoleniu. To właśnie ofiara marszu śmierci. Miała 20 kilka lat, a na zdjęciu wygląda, jakby była 80-letnią staruszką. Przy okazji badań nad marszami śmierci odkryłam zresztą coś bardzo zaskakującego.

Czyli co?

Prawdziwym "czarnym aniołem" ewakuacji obozu był sam Josef Mengele. Było już po likwidacji Auschwitz, przyjechał do Gross-Rosen i tu też zajął się likwidacją obozu. Nie wiadomo dokładnie, co tu robił, ale pojawia się w wielu relacjach. Krążył po filiach, wybierał też te, gdzie przetrzymywano kobiety. To jest kwestia, która wymaga jeszcze szczegółowych badań. Ale wracając do marszy śmierci - niestety, dla wielu z kobiet wcale nie były one końcem dramatu.

Jak to?

Wiele, większość z nich, nie miało przecież dokąd wracać. Ich rodziny, bliscy, przyjaciółki i przyjaciele nie żyli, ich domy były często przejęte przez innych ludzi. Ich świat zupełnie przestał istnieć i musiały szukać sobie czegoś nowego. Wiele z nich trafiło więc do obozów przejściowych, gdzie czekały na dalsze decyzje co do swego losu.

Agnieszka Dobkiewicz "Dziewczyny z Gross-Rosen. Zapomniane historie z obozowego piekła", wyd. Znak Horyzont, premiera 1 września 2021 Materiały prasowe
Agnieszka Dobkiewicz "Dziewczyny z Gross-Rosen. Zapomniane historie z obozowego piekła", wyd. Znak Horyzont, premiera 1 września 2021Źródło: Materiały prasowe
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
di4096u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
di4096u