Cuda Cichej Nocy
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2021 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Jest taki szczególny czas, pełen cudów, kiedy wokół pachnie igliwiem, a ludziom spełniają się marzenia.
Przedświąteczny okres to nie jest dobry moment, żeby zostać porzuconą przez ukochanego, zwłaszcza kiedy już planuje się ślub. A jednak to właśnie przydarza się Jagodzie. Jej narzeczony oświadcza, że w ich związku wieje nudą, po czym odchodzi w siną dal.
Jagoda jest załamana, ale życie toczy się dalej, święta za pasem, więc pewnego dnia wybiera się do jednej z wrocławskich galerii handlowych po prezenty dla bliskich.
W tym samym czasie na podobny pomysł wpada Mikołaj, muzyk, który po śmierci narzeczonej zamieszkał we Wrocławiu i podjął pracę w szkole muzycznej, gdzie uczy dzieci gry na saksofonie.
W sklepie Jagoda i Mikołaj nieoczekiwanie wyciągają ręce po tę samą zabawkę…
Co wyniknie z tego przypadkowego spotkania dwójki zranionych ludzi? Czy będą umieli otworzyć się na nową miłość? A może święta to naprawdę czas cudów?
Święta to magiczny czas, który pozwala nam uwierzyć, że cuda zdarzają się naprawdę. Dajcie się zatem porwać tej niezwykłej, pełnej wzruszeń i emocji historii, która uświadomi nam jak ważna powinna być dla nas rodzina i bliscy oraz że nigdy nie jest za późno na zacieśnienie łączących nas więzi. Grażyna Wróbel
Numer ISBN | 978-83-66989-12-2 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 352 |
Język | polski |
Fragment | Róża dostrzegła syna, gdy ten – obładowany zakupami – wchodził do klatki swojej kamienicy w samym centrum krakowskiego rynku. – Janek! – zawołała. Jak na osiemdziesięciolatkę miała wciąż mocny i donośny głos. Pewnie byłaby w stanie nawet do niego podbiec, wolała jednak nie ściągać na siebie wzroku krążących po sercu Krakowa turystów. Janek na szczęście odwrócił się, słysząc swoje imię, po czym rozejrzał się za źródłem dźwięku. – Mama?! A co ty tutaj? – No mama, mama – odpowiedziała, gdy podeszła bliżej. – A to co? Nie mogę cię odwiedzić? Wzruszył ramionami. – Mogłaś zadzwonić, no ale dobrze. Chodźmy na górę. Mieszkanie jej prawie sześćdziesięcioletniego syna nie grzeszyło czystością. Róża mogłaby się założyć, że dłuższy już czas nie widziało ono odkurzacza, a ścierki lub mopa najprawdopodobniej jeszcze od poprzednich świąt. A może i dłużej. Janek położył na podłodze dwie reklamówki, z których wystawały błyskawiczne chińskie zupki, mrożonki i promocyjne puszki piw – dwanaście sztuk w cenie sześciu. Róża wzniosła oczy ku górze i pokręciła prawie niewidocznie głową. Z dużego pokoju zamigało do niej światło komputerowego wygaszacza ekranu, na którym odbijały się od siebie latające bąbelki. – Siedzisz nad tymi swoimi bazgrołami? – zapytała. – Yhm. Pracuję. Miło, że doceniasz. Do sklepu tylko skoczyłem. Janek od lat tworzył rysunki do komiksów. Niektóre odręcznie, inne – wymagające bardziej skomplikowanej grafiki – komputerowo. Praca przynosiła mu sporą satysfakcję, koiła jego niezaspokojoną duszę artysty i była chyba jedyną rzeczą, którą kochał. W dodatku wykonując ją, nie musiał wychodzić z domu, a to – zamkniętemu w sobie od lat Jankowi – pasowało w tym wszystkim najbardziej. – Czemu zawdzięczam twoją wizytę? – zapytał, gdy Róża usiadła na średnio wygodnym kuchennym krześle, po czym zaczęła krytycznie lustrować otoczenie. – Świętom, mój drogi. Nie wiem, jak często przekładasz kartki kalendarza w tej swojej dziurze, ale pragnę ci przypomnieć, że zbliża się Boże Narodzenie. – Świętom? A co one mają do tego? – Janek wyczuł, że coś widocznie jednak mają. Czyżby zechciały zakłócić jego spokój? Nie znosił świąt i tego całego gwaru z nimi związanego. Jak co roku cieszył się jednak, że oprócz krótkiej, spędzonej z przyzwoitości wigilii z matką, będzie mógł w pozostałe dni zaszyć się w domu z dobrym alkoholem i głupawymi programami telewizyjnymi. Nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia. – A no to, że w tym roku spędzamy je wszyscy razem, u mnie w domu. Ty, Jolka, jej dzieci i wnuki. Nie tylko święta zresztą. Cały świąteczny czas, aż do Nowego Roku. Janek o mało nie zakrztusił się łykiem wody, po którą akurat sięgnął. Chciał zapytać matkę, skąd u niej takie szalone pomysły, ale chwilowo nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. – Możesz mi wierzyć albo nie, ale myślałam o tym już od września – mówiła dalej Róża, zupełnie nie zwracając uwagi na osłupienie na twarzy syna. – To nie może tak wyglądać, że w ogóle się nie widzimy i nawet nie wiemy, co się u każdego z nas dzieje. Musimy scalić naszą rodzinę, Janku, a święta to bardzo dobra ku temu okazja. – Ale do tej pory tak nie było i czy komukolwiek to przeszkadzało? – zapytał. – Widzieliśmy się przelotnie na wigilii, a Jolka przyjeżdżała do ciebie jakoś później. Ty spędzałaś resztę dni ze swoimi włoskimi znajomymi, a ja tutaj, delektując się świętym spokojem. Skoro o świętach właśnie mowa. Nie doszły do mnie słuchy, żeby ktoś z nas na takie celebrowanie Bożego Narodzenia narzekał. – A kiedy ostatni raz widziałeś swoją siostrę? Janek zastanowił się przez moment. – A bo ja wiem… – Ano widzisz. A jej dzieci? – Ulala. Pewnie jak w kołyskach były – odpowiedział przesadnie, gdyż mimo wszystko nie było to aż tak dawno temu. – Jedno to nawet do chrztu trzymałem, ale zabij mnie, nie pamiętam które. – To nie jest śmieszne, synu – powiedziała Róża. – Wiem, że wiele jest mojej winy w tym, że wasze relacje nie są dobre. Mogłam za młodu poświęcić tobie i Joli więcej czasu. Tego ostatniego jednak nie cofnę, a młodsza nie będę. Ostatni dzwonek, abyśmy na nowo wszyscy stali się rodziną. Nie tylko na papierze. Nie chcę, żebyście kiedyś nad moim grobem spotkali się jak zupełnie obcy sobie ludzie. – Spokojna głowa, przeżyjesz nas wszystkich – odpowiedział Janek. – Poza tym coś mi mówi, że Jolka i jej dorosłe dzieci znajdą sto argumentów za tym, żeby jednak nie przyjechać na tak długo. Róża uśmiechnęła się zadziornie, a w jej oczach rozbłysły chochliki. – Przewidziałam to. Słuchaj no, co mam ci do powiedzenia… |
Podziel się opinią
Komentarze