Trwa ładowanie...
dvjzd4z
03-02-2020 09:21

Bezsenne noce, senne dni

książka
Oceń jako pierwszy:
dvjzd4z
Bezsenne noce, senne dni
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

I ja mam z tym człowiekiem dożyć końca swoich dni? O nie! Mu¬szę zmienić moje życie. Muszę zapewnić sobie rado¬sną późną starość. Żadnych mężczyzn!
Wywodząca się z ziemiaństwa Ewelina popełniła mezalians, wiążąc się z chłopakiem urodzonym na wsi. Co prawda podobnym do Roberta Redforda, ale – jak okazało się po czasie – tylko z urody, nie z charakteru. W wyobraźni Eweliny Robert Redford jest męski i stanowczy, podczas gdy Radek z biegiem lat zmienił się w zaniedbującego higienę osobistą dusigrosza.
Analizując swoje małżeństwo, Ewelina dochodzi do wniosku, że pozbędzie się Radka. Jeszcze nie wie, jak to zrobi. Nie chce być rozwódką ani wdową. Chce być jedynie kobietą samotną. Ale nie osamotnioną!
Komedia małżeńska, która bawi do łez, a jednocześnie podsuwa nam lustro prawdy i skłania do refleksji nad własnymi związkami i relacjami. W tej przewrotnej, zaskakującej, zabawnej i mądrej powieści występują charakterne i specyficzne postaci, a gorzka proza życia okraszona została humorem. Polecam serdecznie, to będzie przebój tego lata!
Agnieszka Grabowska, magazyn „Życie i Pasje”

Bezsenne noce, senne dni
Numer ISBN

978-83-66217-39-3

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

352

Język

polski

Fragment

Dwa miesiące temu, czyli w połowie czerwca, na­prawiono latarnię stojącą naprzeciwko okna na­szej sypialni. I od tamtego czasu budzę się w środku nocy; leżę nieruchomo albo wsparta na łokciu przyglą­dam się twarzy mojego śpiącego męża. Nie, nie z czuło­ścią. Próbuję przeanalizować naszą znajomość. Zaczęła się na wakacjach, gdy oboje byliśmy jeszcze małymi dziećmi. A kiedy kilkanaście lat później szłam na naszą pierwszą randkę, pamiętam, że dźwigałam rozpostarty parasol mojego taty, bo moją parasolkę gdzieś zawie­ruszyłam. Parasol był wielki, ciemnozielony, automa­tyczny – zamknął się nagle, przytrzaskując mi głowę, w chwili gdy przede mną stanął Radek. Oficjalnie: Ra­dosław Klofta. Mężczyzna, przez którego po pierwszej randce nie spałam po nocach, a po trzydziestu latach małżeństwa znowu przez niego nie śpię. Ale gdyby nie światło latarni ulicznej, spałabym zwinięta w kłębek, nieświadomie przytulona do boku Radka. Świadomie to ja już się nie przytulam ani do boków, ani do pleców, ani do żadnej innej części jego ciała. Dlaczego? Dlate­go, że mój mąż „zapomina” się umyć przed pójściem spać. Oczywiście zrobiłam mu awanturę, a nawet za­groziłam rozwodem, ale on wzruszył ramionami i za­pytał, czy nie byłoby lepiej dla mnie, gdybym go otruła, bo wdowę darzy się większym szacunkiem niż rozwód­kę. Mruknęłam, że się zastanowię. Od tamtej awantury on wchodzi do sypialni tylko w gaciach i skarpetach. Skarpety zsuwa, wrzuca je pod łóżko, a potem włazi na kolanach pod wspólną kołdrę, kładzie się na wznak, a ja, czując jego pot, zatykam nos. Pot, którego za­pach – kiedy oboje byliśmy młodsi – nigdy nie wywo­ływał u mnie rozkosznych dreszczy, ale i nie drażnił, teraz, gdy Radek „zapomina” się umyć, wzbudza we mnie coraz większą niechęć do spania z nim w jednym łóżku, a tym bardziej do uprawiania miłości. Jeśli to, co on ze mną robił po tych trzydziestu latach małżeństwa, można jeszcze nazwać uprawianiem miłości; bez gry wstępnej, bez żadnych czułych słów, raz w tygodniu budził mnie w nocy, szarpiąc delikatnie moje ramię. Kiedy zaspana próbowałam mu tłumaczyć, że głowa mnie boli, oznajmiał: „Pragnę cię”, a na moje: „Daj mi spokój”, udawał głuchego i kładł się na mnie, miętosił moje piersi i powtarzał w kółko: „Rozsuń nogi. Rozsuń nogi”. I co ja miałam robić? Przecież nie będę się z nim szarpać i wzywać pomocy. Rozsuwałam więc nogi. On wtedy wciskał we mnie tego swojego ptaszka (nie, nie zdrabniam, to już jest ptaszek, a nie ptak), wykonywał powoli kilkanaście ruchów: góra – dół – góra – dół, sa­piąc, jakby się wspinał na Mount Everest, i nagle z ję­kiem opadał na mnie całym ciężarem ciała. Wstrzymy­wałam oddech, a on, mokry od potu, zsuwał się ze mnie, odwracał plecami i od razu zasypiał. Łapałam oddech, czekałam cierpliwie, aż rozlegnie się chrapanie, a po­tem szłam do łazienki wziąć prysznic. Nasz ostatni seks był przed dwoma miesiącami. Zapamiętałam, bo Radek powiedział, żartując, że ta naprawiona latarnia uliczna naprzeciwko okna naszej sypialni może ukazać w in­nym świetle nasze małżeństwo. Gdyby przewidział, jakie myśli zaczną kiełkować w mojej głowie – nie żar­towałby. A poza tym umył się tamtej nocy, przed pój­ściem do łóżka. Ale podejrzewam, że tylko dlatego się umył, bo było mu wstyd przed Igorem, naszym synem, czyścioszkiem po mamusi, który przyszedł nas odwie­dzić i zanocował. A wyfrunął z rodzinnego gniazda pół roku wcześniej, gdy tylko fachowcy zakończyli remont w jego kawalerce – prezencie od moich rodziców, za­nim się rozwiedli. Mama nie potrafiła wybaczyć tacie, że ją zdradził. Z kobietą starszą od niej o pięć lat. Dlate­go przezwała ją Mumią. Po rozwodzie ojciec wyprowa­dził się do Mumii i „gniotą się” w jej jednopokojowym mieszkaniu. A moja mama „panoszy się”, zdaniem mojego taty, na trzech pokojach, jak jakaś hrabina. Jeśli już, to ziemianka, bo mama pochodzi z ziemiań­skiej rodziny, z okolic poznańskiego. Co prawda nic z tego dla mnie nie wynika, mam na myśli bogactwa materialne, ale jest to dobry argument na obronę, gdy podczas kłótni małżeńskiej mój mąż wytyka mi pro­stactwo, udając, że nie pamięta o moich ziemiańskich korzeniach. Oczywiście nie pozostaję mu dłużna i wy­tykam mu jego braki w wysławianiu się, bo pan magi­ster agrotechniki i inżynier leśnictwa Radosław Klofta, poznańska pyra – do dziś mówi „mlyko” zamiast „mle­ko” i pyta, czy kupiłam „chlyb”. Na to moje wytykanie Radek wykrzykuje, że gdyby się ze mną nie ożenił, nie mieszkałabym w metropolii, w elegancko urządzonym mieszkaniu. Szybko zapomniał, że było kompletnie na odwrót – to dzięki mnie on zamieszkał w metropolii. Ale z tym „elegancko urządzonym mieszkaniem” prze­sadził. Meble mamy z paździerza, dywany poliestrowe. A obiecywał mi, że po ślubie będziemy mieszkać jak w pałacu.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dvjzd4z
dvjzd4z
dvjzd4z
dvjzd4z