Trwa ładowanie...
d65vb5l
10-08-2023 12:37

Bądź moim światłem

książka
Oceń jako pierwszy:
d65vb5l
Bądź moim światłem
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Przykro mi, że mogłem kochać cię tak krótko.
Izabela trzy miesiące po ślubie poznaje w kawiarni Marka. Choć nie zamieniają ani słowa, ona już wie, że jej życie właśnie się zmieniło. Mężczyzna znajduje ją tydzień później. Zostawia na stoliku kartkę z adresem i odchodzi. Izabela, wiedziona ciekawością, idzie na pierwsze spotkanie z milczącym malarzem.
Marek prosi, by przychodziła do niego w poniedziałki, środy i piątki. W tym czasie kobieta staje się nie tylko jego muzą, ale i światłem prowadzącym go przez trudne godziny.
Oboje mają wrażenie, jakby znali się od lat. Z historii opowiadanych nocą i niepozornych gestów wyłaniają się troska, czułość i niedowierzanie, że odnaleźli się tak późno. Tyle jeszcze chcieliby przeżyć, tak wiele mają sobie do powiedzenia, ale wiedzą, że goni ich czas.

Któregoś razu Izabela dostaje list:

Dobranoc Izabelo. Będę śnił o Tobie. Wspominał Twoje światło.
Wieczności nie wystarczy, by zapomnieć Ciebie.
Twój Marek

Bądź moim światłem
Numer ISBN

978-83-67639-77-4

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka

Liczba stron

304

Język

polski

Fragment

Miłość mojego życia spotkałam trzy miesiące po ślubie. Piłam kawę, słuchając Marka Grechuty. „Weź to serce, wyjdź na drogę i nie pytaj się dlaczego”.
Przeszedł obok. Uśmiechnął się. Spojrzał na mnie i roztrzaskał spokój na kawałki.
Od tej pory widziałam go wszędzie. W sklepach, kinach, kawiarniach. Mijaliśmy się już od tak dawna, a ja, naiwna, tak późno dostrzegłam, że to on. Uważne spojrzenie brązowych oczu rozpościerało całun nie­pokoju na każdym kolejnym dniu. Tygodnie mijały na ukradkowych spojrzeniach i urwanych uśmiechach. Gdy zdawały się wiecznością, wróciłam do tej samej kawiarni. Czekałam codziennie. Chociaż nie wierzę w symbolikę liczb – przyszedł siódmego dnia, jakby chciał temu zaprzeczyć swoim istnie­niem. Nie musiał podchodzić. Wiedziałam, że to on, jak tylko wszedł do środka. Kto kiedykolwiek malo­wał, zawsze rozpozna zapach terpentyny.
Nie musiałam też zastanawiać się, czy mnie zauważył.
Po chwili usiadł naprzeciwko. Milczał. Czeka­łam, aż się odezwie. Patrzył mi prosto w oczy przez kilkanaście sekund tak badawczo, jakby chciał wy­czytać z nich tajemnice, o których nawet ja nie mia­łam pojęcia. Uśmiechał się i pił kawę, patrząc na mnie, jakby robił to codziennie.
Wstrzymałam oddech niezdolna powiedzieć co­kolwiek. Po dłuższej chwili umiejętność racjonal­nego myślenia wróciła. Chciałam zapytać, kim jest i dlaczego milczy.
Nie zdążyłam. Wyjął z kieszeni marynarki małą kartkę złożoną na pół. Do dziś noszę ją w portfelu jako dowód, że to wydarzyło się naprawdę. Położył ją na stoliku, przesunął delikatnie w moją stronę i wyszedł.
Przez dłuższą chwilę obracałam kartkę w palcach, analizując, co się właściwie wydarzyło. Wzięłam dwa głębokie wdechy.ul. Słoneczna 37 lok. 5 m.7. Niedziela.
Dwa dni. Uśmiechnęłam się, to już trzecia siódem­ka w tym dniu. Przypomniała mi się zasłyszana niegdyś legenda o ptaku zwanym Siódemką, któ­ry potrafił przybierać dowolną formę, zniewalając ziemię, niebo, słońce i morza. Na początku był ptak – „na początku było Słowo” – wychwyciłam analogię, przypominając sobie dalszą część opo­wieści. Po pewnym czasie pojawili się dwaj bracia niezadowoleni z tego, że kreowane przez Siódemkę miraże nie są prawdziwe. Zabili go i jeden z nich zmienił się w księżyc, drugi w słońce. Z Siódemki wylały się wszystkie dobra tego świata, namacalne lądy, rzeki. Natomiast bracia po dziś dzień czuwają, by wszystkie byty były namacalne i wolne. Czczeni przez setki lat świecą w dzień i noc, strzegąc świat przed zniewoleniem.
Siódemka jako początek wszystkiego. Począ­tek nowego. Symbolizuje sukces lub coś wyczeki­wanego, jak ostatni dzień tygodnia – szabat, czas odpoczynku. Uderzyła mnie myśl, że w judaizmie w czasie liturgii używa się siedmioramiennej me­nory mieszczącej się w herbie Izraela.
Strzępy urywanych rozmów, przeczytanych zdań wracały do mnie falami. Nie zdawałam so­bie sprawy, że to wszystko wiem, pamiętam. Być może dlatego że nigdy się na tym nie skupiałam. Przypomniały mi się lekcje religii. Konkursy, na któ­re jeździłam. Dyplomy nadal kurzą się w pudłach na strychu, a jednak coś pamiętam.
– Ulica Słoneczna trzydzieści siedem. Lokal pięć, mieszkania siedem. Niedziela – powtórzyłam cicho.
Siódemka w Startym Testamencie oznacza pe­wien zakończony etap. Jest cyfrą świętą. Doskonałą, bo składa się z trójki symbolizującej niebo i duszę oraz czwórki odnoszącej się do ciała i ziemi. Wy­różnia się siedem cnót: pokorę, hojność, czystość, miłość, umiarkowanie, cierpliwość, gorliwość, pra­cowitość oraz siedem grzechów głównych: pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo.
Wyliczyłam je na palcach z poczuciem dumy. Od zawsze lubiłam ćwiczyć pamięć. Recytowałam wiersze, zapisywałam cytaty z filmów w zeszytach. Uczyłam się na pamięć fragmentów ukochanych książek, co nie było trudne, skoro czytałam je po kilka razy.
Mój wewnętrzny sceptyk pokiwał głową, kiedy skojarzyłam, że spotkaliśmy się po siedmiu dniach, a w adresie widnieją dwie siódemki.
I właśnie dziś kończy się pewien etap mojego ży­cia. Przez głowę przebiegła mi myśl, że to za dużo

zbieżności, by móc je zignorować. Zaraz jednak za­śmiałam się w duchu, co ja takiego robię? Przecież to do mnie nie podobne. Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiam?
Kawa wystygła, a ja uzmysłowiłam sobie, jak wielu rzeczy nie zdążyłam zrobić przed trzydziest­ką. Zawsze chciałam polecieć do Norwegii, ale bałam się wsiąść do samolotu. W starym notesie nadal mam projekt tatuażu. Nie zrobiłam go, bo usłyszałam, że nie wypada. W szufladzie leży nie­wykorzystany karnet na kurs tańca, bo mój ówcze­sny chłopak zapytał, po co mi to. Kiedyś chciałam być blondynką, ale przestraszyłam się, że to zbyt radykalna zmiana. Zbyt odważny krok. Ulubionej czerwonej szminki też używam rzadko, bo wyrazi­sta czerwień jest wyzywająca. Plejada niewykorzy­stanych szans i wrażeń.
Poczułam gorycz, a skrzynka odbiorcza mojego telefonu wypełniała się bardziej lub mniej szczery­mi życzeniami urodzinowi. Odczytałam pierwsze.
Życzę Ci szczęścia, czymkolwiek ono dla Ciebie jest. Spełnienia marzeń nawet tych, o których jeszcze nie wiesz. I uśmiechu nad poranną kawą. Zaczytania i mnóstwa pięknych zachodów słońca.
Tylko Kasia mogła napisać mi takie życzenia.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d65vb5l
d65vb5l
d65vb5l
d65vb5l