Zostań ze mną, Karolino
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2017 |
Autorzy | |
Wydawnictwo |
Czy wiem, jak niewyraźna jest granica między tym, co jest słuszne, a tym, co jest błędem?
Kiedy dotychczasowe życie Karoliny zaczyna się rozpadać, kobieta jest skłonna obwiniać o to wszystkich oprócz siebie. Jej związek z Rafałem stoi pod znakiem zapytania, przyjaciółka od kilku dni nie daje znaku życia, a rodzinne niedopowiedzenia i tajemnice mają coraz gorszy wpływ na relacje Karoliny z rodzicami. W dodatku były mąż postanawia z rozmachem ponownie wkroczyć w jej życie. Karolina przekonuje się, że dorosłość i dojrzałość to dwa zupełnie różne przymioty. Może to już najwyższa pora, żeby przestać kierować się jedynie emocjami? Może dłoń wyciągnięta w stronę najbliższych będzie w stanie wszystko naprawić?
Umiejętność wybaczania to trudna sztuka, ale warto się jej nauczyć. Kontynuacja losów Karoliny pokazuje, że czekanie na uśmiech przeznaczenia nie zawsze jest rozsądnym wyjściem. Negatywna energia może zatruć codzienność, więc może opłaca się porzucić dumę i zrobić krok ku szczęściu?
Aneta Kwaśniewska, ksiazkiweterze.pl
Numer ISBN | 978-83-7674-644-9 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 320 |
Język | polski |
Fragment | Stałam przy otwartym oknie w moim pokoju, obserwując, jak krople deszczu uderzają w metalowy, zewnętrzny parapet. Był wczesny poranek, w oddali rozlegały się pomruki odchodzącej wiosennej burzy, pierwszej w tym roku. Miałam na sobie koszulę nocną z cienkiej bawełny, długą aż do kostek, prezent od babci Heleny na dwudzieste szóste urodziny. Krople deszczu rozbijały się o parapet i pryskały na koszulę, tworząc ciemne plamki. Tydzień temu, w niedzielę, od samego rana biegałam po tym pokoju, szykując się na randkę z Rafałem. Przymierzałam bluzki, spodnie, buty, szczotkowałam włosy, przerzucając je z ramion na plecy i z pleców na ramiona, a wszystko po to, by zachwycić sobą Rafała. Ale jego zachwyt mną nie trwał długo. Z mojej winy. Gdybym tamtego dnia, stojąc na polanie i ze śmiechem wróżąc na głos: „Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje…” – choć przez chwilę wyobraziła sobie, że kiedy zerwę ostatni płatek rumianku, Rafał przyciągnie mnie do siebie i dokończy wróżbę wyznaniem: „Kocham, lubię, szanuję” – nie milczałabym. – Chyba się pospieszyłem – powiedział cicho, a w jego oczach pojawiło się rozczarowanie. Stałam przed nim tak blisko, że widziałam kolor jego tęczówek, szary jak niebo jesienią. Ale nadal milczałam. A kiedy to moje milczenie zaczęło się przedłużać, Rafał, też milcząc, ujął moją dłoń i poprowadził mnie za sobą do samochodu, po tej samej ścieżce, wijącej się wśród brzóz, którą przyszliśmy na polanę. A kiedy już wsiedliśmy i zapinał moje pasy, spostrzegłam, że ciągle trzymam w ręce rumianek z oberwanymi płatkami. I nagle dotarło do mnie, że moim milczeniem zniszczyłam tamtą chwilę, w której wyznał mi miłość. Samochód ruszył. Pochyliłam głowę i mrugałam powiekami, by powstrzymać łzy. Przez całą drogę do mojego domu Rafał nie odezwał się, a ja nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę: od przeproszenia czy prośby, aby zawrócił na polanę. Nasze życie nie jest teatrem i powtórek w nim nie ma, pomyślałam ze smutkiem. Ale dlaczego ja nigdy nie wyobrażałam sobie tej sceny, w której Rafał wyznaje, że mnie kocha? Przecież marzyłam o tym od pierwszej chwili, gdy spotkałam go na szkolnym korytarzu. A kiedy podczas wspólnych prób w kółku teatralnym powiedział do mnie z zachwytem: „Masz niesamowite zielone oczy, a ognistorude włosy podkreślają jeszcze ich kolor” – ja powtarzałam te słowa każdej nocy przed zaśnięciem, wyobrażając sobie, że Rafał całuje moje oczy, że gładzi moje włosy. Powtarzałam je, marzyłam, ale dlaczego nigdy nawet nie spróbowałam wyobrazić sobie, jak on mówi do mnie: „Kocham cię”? Zajęta rozmyślaniem, nie zwróciłam uwagi, że jesteśmy już przed moim domem. Ocknęłam się, gdy Rafał otworzył drzwi z mojej strony, ale nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Odpięłam pasy, wysiadłam i ciągle milcząc, podeszłam do furtki. Wybrałam cyfry kodu, a kiedy furtka się otworzyła, weszłam, nie oglądając się za siebie. Byłam pewna, że Rafał idzie za mną, ale nagle usłyszałam warkot odjeżdżającego samochodu. Przystanęłam, nie wierząc, że mógłby odjechać bez pożegnania. Po chwili odwróciłam się i na widok pustego miejsca przed furtką poczułam, że słabnę. Gdyby nie brzoza, którą kiedyś, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie, posadził tata mojej mamy, upadłabym. Objęłam mocno pień, przytuliłam twarz do gładkiej kory i się rozpłakałam. Było mi obojętne, czy mama patrzy zza firanki, czy sąsiedzi słyszą mój płacz. Płakałam, szlochając, gdy nagle poczułam, że ktoś delikatnie gładzi moje plecy, włosy, ramiona. Rafał? Obejrzałam się, wstrzymując oddech. Gałęzie brzozy kołysane wiatrem dotykały mnie witkami. Uśmiechnęłam się pomimo płaczu. Rękawami tuniki otarłam łzy, a potem wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu, uspokojona już na tyle, że mama, gdy wyjrzała z salonu, nie zapytała: „Karolinko, co się stało?”, tylko zaczęła mnie pouczać: – Mieszkasz z rodzicami pod wspólnym dachem, a to zobowiązuje cię do informowania nas, że wychodzisz. Oparła plecy o framugę drzwi, ramiona skrzyżowała na piersiach i czekała na odpowiedź. Miała na sobie elegancką podomkę, ale jej włosy nawinięte były na wałki, dlatego domyśliłam się, że taty nie ma w domu, ma lot do Monachium, ale że dziś na pewno wróci. Moja mama jest z tych kobiet, które nigdy nie pokażą się swojemu mężczyźnie z włosami nawiniętymi na wałki. – Rozumiem, że to była kolejna twoja schadzka? W tajemnicy przed rodzicami – dopytywała rozbawionym głosem. Zamiast odpowiedzieć zastanawiałam się, co ją tak nagle rozbawiło. – Przejrzyj się w lustrze – podpowiedziała, wchodząc do sypialni. Stuknęły zamykane drzwi. Po chwili, już w sypialni, znowu stuknęły drzwi, co oznaczało, że mama weszła do pomieszczenia, które teraz jest łazienką, a kiedyś było moim pokoikiem. Gdy skończyłam pięć lat i babcia Helena zamieszkała z nami na stałe, dostałam inny pokój na piętrze, tuż obok jej pokoju. „Przejrzyj się w lustrze”, powtórzyłam w myślach, przedrzeźniając głos mamy. I kto to mówi? Kobieta, która upstrzyła swoją głowę kolorowymi wałkami i wygląda jak jeż z jabłkami na kolcach. Ale jednak za radą mamy spojrzałam w lustro. Moje włosy, starannie ułożone przed wyjściem z domu, przypomniały teraz wyrudziałą, splątaną trawę morską. A moja twarz oraz rękawy i przód jasnej tuniki pokryte były szaro-czarnymi smugami. Jeszcze tylko gałęzie zwisające z ramion i wyglądałabym jak siostra bliźniaczka brzozy, ale jesienią, gdy jej liście przybierają rudy kolor. Skupiona na analizowaniu swojego wyglądu, nie usłyszałam, że mama wyszła z sypialni. – Zapleć włosy w dwa warkocze odstające nad uszami – doradziła z ironią w głosie. Czułam się winna temu, co wydarzyło się na polanie, albo raczej, co się nie wydarzyło, poza tym dusiłam w sobie żal, że Rafał odjechał bez pożegnania, dlatego zagryzłam mocno wargi, żeby się nie rozpłakać. – I włóż kolorowe pończochy – usłyszałam, a później mama parsknęła kpiącym śmiechem. Ironiczny ton i jeszcze ten kpiący śmiech sprawiły, że ogarnęła mnie złość. – Przebranie nie zrobi ze mnie Pippi – odparłam, pilnując, by mój głos nie drżał. – Ale zazdroszczę jej, że umiała sobie poradzić, gdy ktoś próbował ingerować w jej życie. Widziałam w lustrze, że rozbawienie znika z twarzy mamy. – Ty i ona macie jedną wspólną cechę – odezwała się po dłuższej chwili. – Szczerość aż do bólu. – Demaskowanie obłudy i zakłamania to szczerość aż do bólu? – spytałam, mając na myśli Pippi. Jednak mina mamy upewniła mnie, że niewłaściwie odebrała moje słowa. – Wzbudzała podziw i sympatię – dodałam szybko, żeby zrozumiała, o kim mówię, ale było już za późno. – Co cię ugryzło?! – krzyknęła. – Znikasz z domu, ignorując moją obecność! Wracasz po kilku godzinach umorusana, jakbyś sobą kurze ścierała, a teraz zachowujesz się wobec mnie impertynencko i bezczelnie! Nigdy jeszcze, odkąd sięgam pamięcią, nie usłyszałam takiego wysokiego tonu w głosie mamy. Gdyby – zamiast krzyczeć – przytuliła mnie i spytała, czy wszystko w porządku, rozpłakałabym się w jej ramionach, wzruszona troskliwością. Ale ona krzyczała głosem, którego nie znałam. Dlatego patrzyłam na nią jak na obcą kobietę. A kiedy skończyła krzyczeć, odwróciłam się i poszłam w kierunku schodów. Wchodząc po stopniach, usłyszałam, jak mówi, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie: – Najtrudniej jest być tolerancyjną wobec najbliższych. Przystanęłam, czekając, aż zaproponuje: „Wróć. Porozmawiamy spokojnie”. Nie zaproponowała. Stuknęły zamykane drzwi do sypialni, po chwili stuknęły kolejne, a później rozległ się szum wody puszczonej do wanny. Rozczarowana zachowaniem mamy weszłam do mojego pokoju. Rumianek z oberwanymi płatkami wsunęłam do bukietu z żółtych tulipanów. A potem, czując, że nie zapanuję już nad płaczem, choćbym nie wiem jak szybko i długo mrugała powiekami, położyłam się na łóżku i zwinięta w kłębek zaczęłam płakać, szlochając głośno. Płacz przyniósł mi ulgę, ale kiedy uniosłam głowę znad poduszki i spojrzałam na oskubany z płatków rumianek, wspomnienia wróciły. Wtulona w poduszkę nagle poczułam, że ktoś siada na łóżku i zaczyna gładzić moje plecy. – Nie przyszłam cię przepraszać – rozległ się głos mamy – ani domagać się przeprosin. Przyszłam zburzyć mur, zanim wyrośnie między nami tak wysoki, że nie będziemy się widzieć, i tak gruby, że nie będziemy się słyszeć. Umilkła, ale nadal gładziła moje plecy. Przestałam płakać. – Nie traktuj mnie jak wroga, Karolinko. Ja bardzo się starałam i nadal się staram być dobrą matką. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, bo gdy byłaś dzieckiem, zajmowała się tobą babcia. Nie widziałam w tym nic złego, jest wiele babć, które zajmują się swoimi wnuczętami. Tylko że twoja babcia… – Głos mamy zadrżał. – Ona… – To był wypadek – odezwałam się, patrząc znad poduszki na mamę. Nie miała już plastikowych wałków na głowie, a starannie uczesane włosy opadały na ramiona. – To był wypadek – powtórzyłam – ale babcia obwinia siebie, dręczą ją wyrzuty sumienia, żałuje, że tamtego dnia nie otworzyła drzwi… – Nigdy nie przestaniesz jej bronić? – przerwała mama zirytowanym głosem. – Może byłoby ci lżej, mamo, gdybyś tak właśnie myślała, że to był wypadek. Że babcia nie jest winna śmierci… – Nie przyszłam tu roztrząsać wydarzeń sprzed lat. Poza tym twoja babcia wyprowadziła się od nas, a ty jesteś już dorosła. Dorosła to nie znaczy, że dojrzała. Nie musiałaś mi tego mówić, mamo, odparłam w myślach. – Szóstego grudnia skończysz dwadzieścia siedem lat. Kiedy ja byłam w twoim wieku, byłam mężatką i miałam dziecko. Tylko nie odbieraj tych słów jako wymówkę. Po prostu staram się znaleźć powód złych relacji z tobą – dodała szybko i umilkła. Nie patrzyłam na mamę, ale czułam, że ona patrzy na mnie. Ciągle milczała, więc nabrałam pewności, że to koniec rozmowy. – Nie powinnam była pozwolić twojej babci na takie całkowite odebranie mi ciebie. Spojrzałam na twarz mamy i zobaczyłam łzy. Zrobiło mi się jej żal. Przyszła do mojego pokoju z dobrymi zamiarami, a teraz płacze. Pomyślałam, że obejmę ją, przytulę, dlatego wstałam z łóżka. Mama też wstała. Gdy uniosłam ramiona, żeby ją objąć, ona pierwsza objęła mnie mocno. I nagle, kiedy tak stałyśmy przytulone, zrozumiałam, jaki był prawdziwy powód naszych złych relacji, a przynajmniej jeden z nich; od kiedy zamieszkała z nami babcia, to do niej, a nie do mamy, biegałam z moimi problemami. I gdyby nadal z nami mieszkała, to na jej ramieniu wypłakiwałabym teraz żal po nieudanej randce z Rafałem. – Jeśli coś mnie usprawiedliwia – odezwała się mama – to prośba twojego taty, żebym nie ograniczała babci kontaktów z tobą. Może domyślał się, że ona chce się pozbyć wyrzutów sumienia, że postanowiła wynagrodzić ci ten stracony czas, te pięć lat, kiedy nie chciała cię widzieć… – Wiem – przerwałam. – Babcia powiedziała, że stracone lata chciała mi wynagrodzić miłością. – Straconych lat nic nam nie wynagrodzi. Ale jeśli życie da nam szansę, można naprawić błąd i nigdy więcej go nie popełniać. – A jeśli życie nie da nam szansy? Mama odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje oczy. – Powiesz mi, co się stało? – Nie, mamo. Bo gdy byłaś w moim wieku… Nie pozwoliła mi dokończyć. – Kochanie, już ci mówiłam. Ja w twoim wieku miałam inne, moim zdaniem poważniejsze problemy, i to jest chyba powód, że nie umiem… nie potrafię… – zająknęła się – że nie potrafiłam zrozumieć zachowania własnej, dorosłej córki. Ale od teraz będzie inaczej. Wiem, pamiętam, rozmawiałyśmy już wcześniej, jak matka z córką. Jednak tamte rozmowy niewiele zmieniły w naszych relacjach. Trochę też z mojej winy, bo nie do końca ci ufałam. Na przykład wtedy, gdy tłumaczyłaś mi i tacie, że Rafał i Filip są do siebie bardzo podobni z wyglądu. – Już nie są. Rafał obciął włosy. Mama nie skomentowała. Pogładziła mój ubrudzony policzek. – Powinnaś się umyć. Byłam pewna, że zapyta, dlaczego mam na sobie brudną tunikę. Nie zapytała. Może jednak widziała, jak płaczę przytulona do pnia brzozy, ale teraz, po tej naszej rozmowie, zrozumiała, że jeśli zacznie mnie wypytywać, nasze relacje, zamiast się polepszyć, tylko się pogorszą. Gdyby teraz na miejscu mamy stała przede mną babcia, opowiedziałabym jej, nie ukrywając żadnych szczegółów, jak wyglądało moje spotkanie z Rafałem. Dlaczego nie potrafię zwierzyć się mamie? Nie potrafię czy nie chcę? – Nad czym tak intensywnie rozmyślasz? – zapytała mama. W jej głosie wyczułam irytację. Zagryzłam wargi. Już wiem, dlaczego nie potrafię, a właściwie nie chcę zwierzać się mamie. Ona reaguje krzykiem. Babcia nigdy na mnie nie krzyczała. Nie znam barwy jej podniesionego głosu. Nie krzyczała na mnie nawet wtedy, gdy zrobiłam awanturę i specjalnie strąciłam ze ściany półkę z buteleczkami pełnymi zapachowych olejków, które ona przyrządziła. – Nad czym tak intensywnie rozmyślasz? – powtórzyła. Milczałam. Bałam się, że znowu zacznie krzyczeć. – Brak odpowiedzi też jest odpowiedzią. Nie chcesz ze mną rozmawiać? Twój wybór. Przyszłam nam pomóc. Jednak, jak widać, ty nie chcesz mojej pomocy. Ale babci pomoc przyjmiesz. Przyjmę, znowu odparłam w myślach. Mama uśmiechnęła się ironicznie, jakby usłyszała tę moją odpowiedź, a potem wyszła. |
Podziel się opinią
Komentarze