Za rok o tej porze
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2016 |
Autorzy | |
Wydawnictwo |
Książki Moniki Sawickiej są jak spotkania z dobrą przyjaciółką, która wysłucha, pocieszy, przyniesie otuchę i pomoże ponieść największe nawet ciężary. Za rok o tej porze to ponowne spotkanie z Kornelią z Dobrze, że jesteś. Jeśli myśleliście, że jej problemy się skończyły, że już nic złego nie może jej spotkać, myliliście się. Poprzeczka idzie w górę, a problemy się mnożą. Na jaw wychodzą mroczne tajemnice z głębokiej przeszłości, a bohaterów opanowuje psychoza strachu. Przeszłość staje oko w oko z teraźniejszością. To tak, jakby Pan Bóg mówił: „Sprawdzam, ile jesteś w stanie znieść i jakim człowiekiem możesz się stać”. Ale ta historia to próba sił także dla Czytelnika − co wie o wybaczaniu i o sobie samym, jak daleko sięga Jego wyobraźnia, czy walczyłby o miłość i o siebie tak jak Kornelia?
Numer ISBN | 978-83-7674-561-9 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 240 |
Język | polski |
Fragment | Budowałem na piasku I zwaliło się. Budowałem na skale I zwaliło się. Teraz budując zacznę Od dymu z komina. Leopold Staff, Podwaliny PROLOG KORNELIA Wkradające się do pokoju promienie słońca nieśmiało muskały mnie po policzkach, malując na mojej twarzy ciepły uśmiech. Wróciły wspomnienia. Jedno szczególnie obudziło się obrazem: – Kocham, gdy się śmiejesz. Chcę, żebyś śmiała się jak najczęściej – powiedział, tuląc mnie do siebie. – Daj mi więc jak najwięcej powodów – odpowiedziałam. – Śmiej się bez specjalnych powodów. – Bądź przy mnie, a tak się stanie. – Zarzuciłam mu ręce na szyję, zalotnie przechylając głowę. Moje usta ułożyły się w najpiękniejszy uśmiech na świecie, ale stalowoszare oczy patrzyły z powagą. – Mogłabyś powiedzieć swoim oczom, żeby się tak nie wierciły? Zatrzymaj je na sekundę – poprosił. A po chwili przytulił mnie jeszcze mocniej, jego twarz stężała i posmutniała. – Będziesz moja? – Jeszcze bardziej Twoja? Jeśli to możliwe, to pewnie, że będę – odpowiedziałam i zaczęłam go całować – czoło, lewe oko, prawe oko, nos, oba policzki, a gdy usta wreszcie się doczekały na swoją kolej, najpierw lewy kącik, później prawy, od lewego do prawego i w drogę powrotną, by dojść do łuku Kupidyna… Tam zatrzymywałam się na dłużej. On w tym czasie wsuwał nos w środek mojej grzywki – uwielbiał tę dziewczęcą grzywkę, najczęściej obciętą nierówno, poząbkowaną, ale mimo tego uroczą. Tkwił tak z nosem we włosach i chłonął moją woń. Wieczorem, gdy leżał już w swoim łóżku, pisał, że zasypia z moim zapachem. Czasem miał go na piżamie – gdy zdarzyło się, że zostałam na noc. Wtedy prosiłam o jego flanelowe spodnie w kratkę i bluzę z długim rękawem – nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy zakładałam to na siebie, rękawy miałam mniej więcej przy kolanach, a nogawki spodni musiałam podwinąć. Zastanawiał się, po co to robię – po co tak upieram się, by założyć jego piżamę, skoro wiem, że on i tak mnie z niej rozbierze, bo chciał mnie czuć, gdy będzie mnie do siebie tulił, chciał czuć każdy milimetr mojego ciała na swoim. Bez żadnych bawełnianych, flanelowych, satynowych ścian. Długo nie wiedział, po co męczę się w tej jego flaneli, aż pewnej nocy, gdy nie mógł zasnąć, nie umiał znaleźć sobie miejsca w za dużym jak dla niego samego łóżku – nagle to zrozumiał. Bo czuł mnie wszędzie, choć byłam daleko. A on czuł mnie na poduszce, na rogu kołdry, na prześcieradle, ale najmocniej na kołnierzyku swojej bluzy… Zanim zdjął ze mnie swoją piżamie, do tkaniny zdążył przeniknąć mój zapach. Tylko dzięki temu jeszcze sypiał. Oddychał mną. Chwytał za telefon i pisał: „Kochanie moje, zasypiam z Tobą na sobie. Jesteś wszędzie. Jeśli to dzieje się naprawdę, to warto było czekać. Dzięki ci, losie, za nią – tak sobie mówię. Noc jak noc. Gdzieś tam sobie jesteś, myślę o Tobie. Rano wstanę i też pomyślę o Tobie. Zamieszkałaś w mojej głowie, chwili nie ma, bym o Tobie nie myślał, zaczynam łapać się na tym, że rozglądam się dookoła, zdumiony, że Cię nie widzę, bo przecież być powinnaś. Zaczynam mówić do Ciebie, bo często jesteś, ale często to już za rzadko, zawsze już bądź. Przytuliłbym Cię teraz, ale muszę to sobie tylko wyobrazić. Teraz już mam pewność, że wszystko ze mną jest w porządku i to nie w snach się pojawiłaś, lecz w moim życiu. Połóż się koło mnie i śpij. Dobranoc, kochanie moje”. Mam na imię Kornelia i umieram z tęsknoty. Nie mogę z Nim być, nie teraz, nie teraz, gdy zaczęły przychodzić te straszne esemesy. Jakaś psychopatka chce mnie zabić. Myśli, że zabrałam jej Jego. Z początku to ignorowaliśmy, ale z czasem sprawa zaczęła robić się poważna. Postanowiliśmy wywabić ją z ukrycia, niech się ujawni, niech coś zrobi, byśmy mogli poznać tę wariatkę, dowiedzieć się, kim jest i czego chce. Rozstaliśmy się na chwilę. Nie wiem, jak długa będzie ta chwila. Nie wiem, jak bez niego wytrzymam. Za rok o tej porze chcę już spokojnie zasypiać i budzić się w jego ramionach. Chciałabym, by za rok o tej porze było nas troje… Ze mną jest wszystko w porządku, to ona jest podłą, egoistyczną złodziejką. Ukradła mi wszystko, w dodatku udaje, że nie wie, co mi zrobiła. To nic, że leje deszcz, a ja stoję pod oknami jej domu. Napawam oczy jej nieszczęściem, to takie przyjemne uczucie. Chowa się jak szczur i nie wie przed kim. Nie zna swojego wroga, boi się wszystkich. Tyle lat na to czekałam. Udało mi się ich rozdzielić, a już niedługo pozbędę się jej na zawsze. Nie zabierze mi go. Masz, poczytaj sobie, dla ciebie kolejny esemes. „Odpieprz się od mojego faceta, szmato. Nie masz pojęcia, co ci zrobiłam i co ci jeszcze zrobię”. |
Podziel się opinią
Komentarze