Trwa ładowanie...
d1rhmca
03-02-2020 10:31

Z twojej winy

książka
Oceń jako pierwszy:
d1rhmca
Z twojej winy
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Bohaterowie Kochanka Pani Grawerskiej w zupełnie nowej odsłonie! Czy można stworzyć szczęśliwy związek, kiedy jeszcze definitywnie nie zakończyło się poprzedniego, a cienie przeszłości i obsesyjna chęć zemsty wciąż przesłaniają wszelkie nadzieje na lepsze życie? Ile wart jest podatek, jaki trzeba zapłacić od miłości, która z góry wydaje się skazana na niepowodzenie? Po wielu latach toksycznego związku Marta postanawia odrzucić luksusy i ostatecznie wyzwolić się od despotycznego męża, Marka Grawerskiego. Jednak spokój, który zyskuje u boku ukochanego Marcina, jest tylko pozorny. Szybko na jaw wychodzą kolejne niewygodne dla wszystkich fakty, a prozaiczna codzienność w skromnym mieszkaniu w jednej z kamienic staje się dla Marty nierealnym do osiągnięcia marzeniem. Do tego dochodzi szereg nieoczekiwanych wydarzeń – groźby, przesłuchania, szantaże, niewyrównane porachunki motocyklistów… Marta Graweska mogła przecież nadal byś posłuszną, uległą żoną, ale wybrała inaczej… „Miałaś dobre, dostatnie życie, Księżniczko… Zabrałem ci wszystko, sam czując się najszczęśliwszym z mężczyzn”.

Z twojej winy
Numer ISBN

978-83-7674-534-3

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

368

Język

polski

Fragment

1 Dłonie miała skostniałe, sztywne. Rozcierał palec po palcu, co chwilę nachylając twarz, aby dodatkowo ogrzać je swoim ciepłym oddechem. Trzymając Martę za nadgarst­ki, wkładał jej ręce pod strumień zimnej wody, a następnie szybkimi, delikatnymi ruchami wycierał miękkim ręczni­kiem teraz już odtajałe, dużo cieplejsze piąstki. Poddawała się tym zabiegom bez protestów, cichutko popiskując, za­bawnie przestępując z nogi na nogę, jakby w ten sposób mogła opanować przeszywający ją ból. – Trzeba było porządnie walnąć mnie w plecy. – Zło­ścił się. – Pewnie cała jesteś przemarznięta? Zaczynam się poważnie martwić. To już nie żart. Grypa, zapalenie płuc, wszystkiego możemy się teraz spodziewać. W kombinezo­nie nie było tak źle, ale ty w tej kurteczce… Dureń ze mnie, nie ma o czym nawet gadać. Przepraszam, nie pomyśla­łem… Przytulił ją, chowając całą w swoich ramionach. Rozcie­rał dłońmi naprężone kobiece plecy, wiedząc, że wszystkie te wysiłki nie wystarczą, żeby zapobiec już pewnie rozwi­jającej się chorobie. – Nic mi nie będzie. – Bagatelizowała swój stan. – Moc­no mnie obejmuj, to wystarczy. Zobaczysz, zaraz się roz­grzeję. – Koce, grzane piwo… Co jeszcze? – myślał głośno. – Aspiryna! Wskakuj pod kołdrę, a ja zejdę do recepcji i zała­twię, co potrzeba. Pokaż głowę, może już masz gorączkę? Posłusznie nastawiła czoło. Uśmiechając się do niej, lek­ko wydął wargi i dotykając nimi gładkiej skóry nad brwia­mi, sprawdzał, czy nie ma podwyższonej temperatury. – Tu w normie – stwierdził. – Żebyśmy niczego nie przegapili, zobaczymy, co dzieje się dalej… Zaczął całować twarz Marty systematycznie, miejsce przy miejscu. – Tak… To będzie najlepsza kuracja – przytaknęła, wy­suwając się z jego objęć. Rozbierała się powoli, zdejmując z siebie podkoszulek, spodnie oraz koronkowe figi. Przyglądał się jej, siedząc na skraju łóżka. – Piersi – zażądał. Stojąc przed nim nago, wyprostowała plecy, pozwalając mu delikatnie muskać ustami swój przemarznięty biust. – One też ucierpiały. Zimne jak diabli. Do łóżka! – na­kazywał, sam pośpiesznie zsuwając z bioder spodnie. – Widzisz? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wy­szło – mówiła, zakrywając głowę poduszką. Dołączył do niej. Mocno przywarła do męskiego, cie­płego brzucha, ale chcąc ogrzać się cała, zaraz obróciła się do niego plecami. Teraz mógł zamknąć ją w swoich ra­mionach, mocno przytulić, objąć udami i delikatnie pieścić wciąż zimne sutki. Całując w szyję, jednocześnie ganił sam siebie. – Idiota ze mnie! Jak mogłem cię tak przewieźć. Więcej nie wsiądziesz na motor, obiecuję. – Dobrze, dobrze – szeptała. – Idziesz w słusznym kierunku. Czuję jeszcze chłód w nogach. Mam też takie miejsce, które było szczególnie narażone na powiewy zim­nego powietrza, więc trzeba się będzie nim dokładniej za­jąć. A tak swoją drogą, nie stać nas na byle jaki samochód? Jazdy na ścigaczu zimą stanowczo odmawiam. Lodowa­ty wiatr niszczy cerę. Szybko się zestarzeję i nie będziesz mnie potem chciał… – Nie wiem, co będzie potem… Teraz jednak pragnę cię do szaleństwa – przyznał się, szepcząc jej do ucha. – Wiedziałam! Zawsze to samo lekarstwo, nieważne, co by mi dolegało… – żartowała. – Ale je lubisz? – upewniał się. – To mój ulubiony specyfik. Chodź, rozgrzej mnie od środka. Uścisk ud rozluźnił się. Uniosła biodra. Nigdy dotąd nie kochała się tak często jak przez ostatnie trzy tygodnie. Z zadowoleniem obserwowała, że intensywność doznań nie malała wraz z kolejnym zbliżeniem, lecz wręcz przeciwnie − rosła. Im bardziej poznawali się, tym lepiej rozumieli nawza­jem swoje potrzeby i oczekiwania. Jego czułość, delikatność, uwielbienie odbierała jako oznakę silnego uczucia, które nie ograniczało się jedynie do sfery seksu. Taka adoracja tro­chę ją krępowała, peszyła. Obawiała się również, czy potrafi okazać kochankowi podobne zainteresowanie. Jej wcześniejsze kontakty z Markiem nigdy nie opierały się na wzajemnym zrozumieniu, a już na pewno nie miały nic wspólnego z zaspokajaniem kobiecych potrzeb, dlate­go, zawsze zamknięta, strzegła swoich sekretów, wyznacza­jąc sobie rolę biernego, uległego uczestnika. Marek uwa­żał, że tak właśnie powinna demonstrować przywiązanie do męża i spolegliwość żony przyjmował z zadowoleniem. Marcinowi taka postawa nie wystarczała. Świadomie prowokując, ośmielał ją do okazywania uczuć. Wymagając od niej aktywności, doprowadzał ciało kochanki do niezna­nych dotąd uniesień. Obdarzał Martę czułością również poza łóżkiem. Chwilami miała wrażenie, że wystarczy mu, aby była blisko. Patrząc na nią, promieniał, jakby został wyróżniony, naznaczony piętnem wyjątkowości. Zastana­wiała się, co sprawiało, że właśnie jej ofiarował tę swoją nietuzinkową miłość, bo że ją kochał, tego była pewna. Przeraźliwe zimno ustąpiło miejsca uczuciu ciepła i bło­gości. Tym razem jednak Marcin nie leżał długo obok niej. Wstał i otulając ją starannie kołdrą, tłumaczył jak dziecku: – Zaraz przyniosę ci aspirynę i gorącą herbatę. Wypij i postaraj się zasnąć. Nie wiem, kiedy wrócę, to może po­trwać nawet kilka godzin. Gdybyś się gorzej poczuła, za­dzwoń do mnie! Dasz sobie radę? Zaśmiała się. – Marcinku, mam trzydzieści lat – przypomniała mu. – Miło, że tak o mnie dbasz, ale jestem dużą dziewczynką. Idź i nie martw się. Już jesteś spóźniony! Sama załatwię so­bie aspirynę, może nawet mam ją w torebce – powiedziała. – Zejdę potem do baru, coś zjem. Czym mam płacić? Ma­rek nie zablokował moich kart, to może nadal powinnam z nich korzystać? – Lepiej nie. Jakby przyszły mu głupie myśli do głowy, namierzyłby nas bez trudu, a tego przecież nie chcemy. Prawda? – upewniał się. – Prawda. – Potakująco pokiwała głową. – Samochód – przypomniała mu. – Spytaj ich, może mają jakiegoś grata do pożyczenia, motorem teraz już nie pojeździmy. To mieszkanie, które oni ci wynajęli, jakoś mi nie pasuje. Przejrzę ogłoszenia w internecie. – Nie wygłupiaj się, chyba nie jesteś zazdrosna? – mó­wił, nakładając kurtkę. Usiadła na łóżku, aby móc przyjrzeć się mu uważniej. Kil­ka chwil temu czuła, jak przenika ją jego ciepło, a uda drżą z rozkoszy, teraz przeczesywał włosy dłonią i uśmiechał się do niej zawadiacko. Cieszyła się z decyzji o przyjeździe tutaj i podjęcia próby rozpoczęcia nowego życia u boku właśnie tego mężczyzny. Sytuację, w jakiej się znalazła, można było określić dwoma słowami: skomplikowana i niepewna. Ona jednak czuła się przy Marcinie wyjątkowo bezpiecznie. Wyjął portfel. Starannie odliczał banknoty, zwinął je w mały rulonik i postawił go na nocnej szafce. – To powinno ci wystarczyć na drobne zakupy. – Wygląda, jakbyś mi płacił – powiedziała ściszonym głosem. – Tobie, Księżniczko? Nie stać by mnie było. – Nachylił się, chcąc pocałować ją w usta. – Będę dzwonił na czerwo­ny telefon, co godzinę. Pa! – Kocham cię, pamiętaj o tym – upominała go. – A ty dalej swoje. Udawał obrażonego, ale wiedziała, że jest zadowolony z jej drobnych uszczypliwości. – Idę do pracy. To, że byliśmy kiedyś razem, dawno nie ma znaczenia. Liczą się tylko moje umiejętności, po prostu jestem dobry… – W te klocki? – przerwała mu. – Jesteś, jesteś! Nawet bardzo dobry, mogę to potwierdzić. Trzymaj od niej ręce z daleka i pamiętaj: czekam tu na ciebie. Wyszedł, a ona mocno przycisnęła do nagich piersi hotelową, nadal pachnącą jego rozgrzanym ciałem koł­drę.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1rhmca
d1rhmca
d1rhmca
d1rhmca