Z twojej winy
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2016 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Bohaterowie Kochanka Pani Grawerskiej w zupełnie nowej odsłonie! Czy można stworzyć szczęśliwy związek, kiedy jeszcze definitywnie nie zakończyło się poprzedniego, a cienie przeszłości i obsesyjna chęć zemsty wciąż przesłaniają wszelkie nadzieje na lepsze życie? Ile wart jest podatek, jaki trzeba zapłacić od miłości, która z góry wydaje się skazana na niepowodzenie? Po wielu latach toksycznego związku Marta postanawia odrzucić luksusy i ostatecznie wyzwolić się od despotycznego męża, Marka Grawerskiego. Jednak spokój, który zyskuje u boku ukochanego Marcina, jest tylko pozorny. Szybko na jaw wychodzą kolejne niewygodne dla wszystkich fakty, a prozaiczna codzienność w skromnym mieszkaniu w jednej z kamienic staje się dla Marty nierealnym do osiągnięcia marzeniem. Do tego dochodzi szereg nieoczekiwanych wydarzeń – groźby, przesłuchania, szantaże, niewyrównane porachunki motocyklistów… Marta Graweska mogła przecież nadal byś posłuszną, uległą żoną, ale wybrała inaczej… „Miałaś dobre, dostatnie życie, Księżniczko… Zabrałem ci wszystko, sam czując się najszczęśliwszym z mężczyzn”.
Numer ISBN | 978-83-7674-534-3 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 368 |
Język | polski |
Fragment | 1 Dłonie miała skostniałe, sztywne. Rozcierał palec po palcu, co chwilę nachylając twarz, aby dodatkowo ogrzać je swoim ciepłym oddechem. Trzymając Martę za nadgarstki, wkładał jej ręce pod strumień zimnej wody, a następnie szybkimi, delikatnymi ruchami wycierał miękkim ręcznikiem teraz już odtajałe, dużo cieplejsze piąstki. Poddawała się tym zabiegom bez protestów, cichutko popiskując, zabawnie przestępując z nogi na nogę, jakby w ten sposób mogła opanować przeszywający ją ból. – Trzeba było porządnie walnąć mnie w plecy. – Złościł się. – Pewnie cała jesteś przemarznięta? Zaczynam się poważnie martwić. To już nie żart. Grypa, zapalenie płuc, wszystkiego możemy się teraz spodziewać. W kombinezonie nie było tak źle, ale ty w tej kurteczce… Dureń ze mnie, nie ma o czym nawet gadać. Przepraszam, nie pomyślałem… Przytulił ją, chowając całą w swoich ramionach. Rozcierał dłońmi naprężone kobiece plecy, wiedząc, że wszystkie te wysiłki nie wystarczą, żeby zapobiec już pewnie rozwijającej się chorobie. – Nic mi nie będzie. – Bagatelizowała swój stan. – Mocno mnie obejmuj, to wystarczy. Zobaczysz, zaraz się rozgrzeję. – Koce, grzane piwo… Co jeszcze? – myślał głośno. – Aspiryna! Wskakuj pod kołdrę, a ja zejdę do recepcji i załatwię, co potrzeba. Pokaż głowę, może już masz gorączkę? Posłusznie nastawiła czoło. Uśmiechając się do niej, lekko wydął wargi i dotykając nimi gładkiej skóry nad brwiami, sprawdzał, czy nie ma podwyższonej temperatury. – Tu w normie – stwierdził. – Żebyśmy niczego nie przegapili, zobaczymy, co dzieje się dalej… Zaczął całować twarz Marty systematycznie, miejsce przy miejscu. – Tak… To będzie najlepsza kuracja – przytaknęła, wysuwając się z jego objęć. Rozbierała się powoli, zdejmując z siebie podkoszulek, spodnie oraz koronkowe figi. Przyglądał się jej, siedząc na skraju łóżka. – Piersi – zażądał. Stojąc przed nim nago, wyprostowała plecy, pozwalając mu delikatnie muskać ustami swój przemarznięty biust. – One też ucierpiały. Zimne jak diabli. Do łóżka! – nakazywał, sam pośpiesznie zsuwając z bioder spodnie. – Widzisz? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – mówiła, zakrywając głowę poduszką. Dołączył do niej. Mocno przywarła do męskiego, ciepłego brzucha, ale chcąc ogrzać się cała, zaraz obróciła się do niego plecami. Teraz mógł zamknąć ją w swoich ramionach, mocno przytulić, objąć udami i delikatnie pieścić wciąż zimne sutki. Całując w szyję, jednocześnie ganił sam siebie. – Idiota ze mnie! Jak mogłem cię tak przewieźć. Więcej nie wsiądziesz na motor, obiecuję. – Dobrze, dobrze – szeptała. – Idziesz w słusznym kierunku. Czuję jeszcze chłód w nogach. Mam też takie miejsce, które było szczególnie narażone na powiewy zimnego powietrza, więc trzeba się będzie nim dokładniej zająć. A tak swoją drogą, nie stać nas na byle jaki samochód? Jazdy na ścigaczu zimą stanowczo odmawiam. Lodowaty wiatr niszczy cerę. Szybko się zestarzeję i nie będziesz mnie potem chciał… – Nie wiem, co będzie potem… Teraz jednak pragnę cię do szaleństwa – przyznał się, szepcząc jej do ucha. – Wiedziałam! Zawsze to samo lekarstwo, nieważne, co by mi dolegało… – żartowała. – Ale je lubisz? – upewniał się. – To mój ulubiony specyfik. Chodź, rozgrzej mnie od środka. Uścisk ud rozluźnił się. Uniosła biodra. Nigdy dotąd nie kochała się tak często jak przez ostatnie trzy tygodnie. Z zadowoleniem obserwowała, że intensywność doznań nie malała wraz z kolejnym zbliżeniem, lecz wręcz przeciwnie − rosła. Im bardziej poznawali się, tym lepiej rozumieli nawzajem swoje potrzeby i oczekiwania. Jego czułość, delikatność, uwielbienie odbierała jako oznakę silnego uczucia, które nie ograniczało się jedynie do sfery seksu. Taka adoracja trochę ją krępowała, peszyła. Obawiała się również, czy potrafi okazać kochankowi podobne zainteresowanie. Jej wcześniejsze kontakty z Markiem nigdy nie opierały się na wzajemnym zrozumieniu, a już na pewno nie miały nic wspólnego z zaspokajaniem kobiecych potrzeb, dlatego, zawsze zamknięta, strzegła swoich sekretów, wyznaczając sobie rolę biernego, uległego uczestnika. Marek uważał, że tak właśnie powinna demonstrować przywiązanie do męża i spolegliwość żony przyjmował z zadowoleniem. Marcinowi taka postawa nie wystarczała. Świadomie prowokując, ośmielał ją do okazywania uczuć. Wymagając od niej aktywności, doprowadzał ciało kochanki do nieznanych dotąd uniesień. Obdarzał Martę czułością również poza łóżkiem. Chwilami miała wrażenie, że wystarczy mu, aby była blisko. Patrząc na nią, promieniał, jakby został wyróżniony, naznaczony piętnem wyjątkowości. Zastanawiała się, co sprawiało, że właśnie jej ofiarował tę swoją nietuzinkową miłość, bo że ją kochał, tego była pewna. Przeraźliwe zimno ustąpiło miejsca uczuciu ciepła i błogości. Tym razem jednak Marcin nie leżał długo obok niej. Wstał i otulając ją starannie kołdrą, tłumaczył jak dziecku: – Zaraz przyniosę ci aspirynę i gorącą herbatę. Wypij i postaraj się zasnąć. Nie wiem, kiedy wrócę, to może potrwać nawet kilka godzin. Gdybyś się gorzej poczuła, zadzwoń do mnie! Dasz sobie radę? Zaśmiała się. – Marcinku, mam trzydzieści lat – przypomniała mu. – Miło, że tak o mnie dbasz, ale jestem dużą dziewczynką. Idź i nie martw się. Już jesteś spóźniony! Sama załatwię sobie aspirynę, może nawet mam ją w torebce – powiedziała. – Zejdę potem do baru, coś zjem. Czym mam płacić? Marek nie zablokował moich kart, to może nadal powinnam z nich korzystać? – Lepiej nie. Jakby przyszły mu głupie myśli do głowy, namierzyłby nas bez trudu, a tego przecież nie chcemy. Prawda? – upewniał się. – Prawda. – Potakująco pokiwała głową. – Samochód – przypomniała mu. – Spytaj ich, może mają jakiegoś grata do pożyczenia, motorem teraz już nie pojeździmy. To mieszkanie, które oni ci wynajęli, jakoś mi nie pasuje. Przejrzę ogłoszenia w internecie. – Nie wygłupiaj się, chyba nie jesteś zazdrosna? – mówił, nakładając kurtkę. Usiadła na łóżku, aby móc przyjrzeć się mu uważniej. Kilka chwil temu czuła, jak przenika ją jego ciepło, a uda drżą z rozkoszy, teraz przeczesywał włosy dłonią i uśmiechał się do niej zawadiacko. Cieszyła się z decyzji o przyjeździe tutaj i podjęcia próby rozpoczęcia nowego życia u boku właśnie tego mężczyzny. Sytuację, w jakiej się znalazła, można było określić dwoma słowami: skomplikowana i niepewna. Ona jednak czuła się przy Marcinie wyjątkowo bezpiecznie. Wyjął portfel. Starannie odliczał banknoty, zwinął je w mały rulonik i postawił go na nocnej szafce. – To powinno ci wystarczyć na drobne zakupy. – Wygląda, jakbyś mi płacił – powiedziała ściszonym głosem. – Tobie, Księżniczko? Nie stać by mnie było. – Nachylił się, chcąc pocałować ją w usta. – Będę dzwonił na czerwony telefon, co godzinę. Pa! – Kocham cię, pamiętaj o tym – upominała go. – A ty dalej swoje. Udawał obrażonego, ale wiedziała, że jest zadowolony z jej drobnych uszczypliwości. – Idę do pracy. To, że byliśmy kiedyś razem, dawno nie ma znaczenia. Liczą się tylko moje umiejętności, po prostu jestem dobry… – W te klocki? – przerwała mu. – Jesteś, jesteś! Nawet bardzo dobry, mogę to potwierdzić. Trzymaj od niej ręce z daleka i pamiętaj: czekam tu na ciebie. Wyszedł, a ona mocno przycisnęła do nagich piersi hotelową, nadal pachnącą jego rozgrzanym ciałem kołdrę. |
Podziel się opinią
Komentarze