Wąż z lasu cedrowego
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2019 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Zło wypełza z ciemności…
Kto lub co próbuje powstrzymać projekt biblijnego zoo?
Na ocienionych cedrami wzgórzach Libanu powstaje niezwykły projekt. Ekscentryczny i bardzo religijny miliarder James Peabody pragnie założyć biblijne zoo-muzeum, w którym gromadzi cenne artefakty oraz wspomniane na kartach Pisma zwierzęta, czasem bardzo niebezpieczne. Komuś jednak zależy, aby to przedsięwzięcie się nie powiodło.
Międzynarodowe grono pracowników zoo początkowo bagatelizuje tajemnicze wypadki wiążące się z muzeum, niemniej kolejne niepomyślne zbiegi okoliczności rodzą coraz więcej wątpliwości. Czyżby nad projektem Biblical Zoo zawisło fatum? Jeden ze śladów wydaje się stanowić aluzję do starożytnej legendy o walce pomiędzy rycerzem, a ogromnym wężem.
Aby rozwikłać zagadkę, potrzeba będzie zupełnie innych specjalistów, znających świat biblijnych stworzeń w równym stopniu co kulturę świata arabskiego i wczesnego chrześcijaństwa. Jednak nawet oni nie spodziewają się demonów, jakie wypełzną z ciemności.
Wąż z Lasu Cedrowego to kolejny thriller autora bestsellerowego Denara dla Szczurołapa. Aleksander R. Michalak nie idzie utartym szlakiem, a zaskakuje czytelników – zarówno tych, którzy mieli już okazję poznać Gabora Horthyego, jak i tych, którzy spotkają go dopiero po raz pierwszy.
Nie ciesz się, iż został złamany kij, co cię smagał, bo z zarodka węża wyjdzie żmija, a owocem jej będzie smok skrzydlaty.
Z Księgi Izajasza
ALEKSANDER R. MICHALAK – doktor historii Uniwersytetu Gdańskiego oraz religii i teologii Trinity College w Dublinie. W prestiżowym wydawnictwie Mohr Siebeck opublikował książkę poświęconą koncepcji aniołów-wojowników. Publikował też artykuły z dziedziny demonologii i angelologii biblijnej.
Posługuje się kilkoma językami i studiuje kolejne. Przejawia słabość do kawy, dżinu oraz ozdobnych fajek do opium. Wysoko ceni aktywność fizyczną. Inspirują go egzotyczne podróże, a także dziewiętnastowieczny typ naukowca-awanturnika à la Alois Musil. Obecnie mieszka w Gdańsku.
W ubiegłym roku ukazał się jego bestsellerowy debiut literacki – powieść Denar dla Szczurołapa.
Numer ISBN | 978-83-66217-63-8 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 360 |
Język | polski |
Fragment | Najbliżsi przechodnie znajdowali się daleko, co najmniej kilkadziesiąt metrów od nich, a mężczyzna natychmiast wyprowadził jeszcze jeden cios. Wszystko działo się tak szybko, że Nadia krzyknęła dopiero w momencie, kiedy ostrze znów zmierzało w stronę Horthyego. Tym razem jednak atakujący się przeliczył, a Gabor wykazał się o wiele lepszym refleksem i nóż minął jego tułów. Nadia krzyczała nadal i rozpaczliwie rozglądała się za pomocą. Zanim jednak bandyta wyprowadził kolejny atak, doszło go potężne, proste kopnięcie na tułów. Nożownik miał sporo szczęścia. Gdyby wąskie spodnie nie blokowały zakresu ruchów Horthyego, trafiłoby ono kilkadziesiąt centymetrów wyżej i zmasakrowało twarz. Pozbawiło go jednak tchu i odepchnęło na jakieś dwa metry od Gabora. Nadia zamilkła, zaskoczona przebiegiem sytuacji. Bandyta nie wypuścił noża, chociaż wyglądał na zszokowanego kontratakiem. Horthy nie poszedł za ciosem, obawiając się, że przy najmniejszym błędzie może zostać śmiertelnie zraniony. Miał sporo doświadczeń z bójek na ulicy i zdawał sobie sprawę, że zwykłe poślizgnięcie łatwo może skończyć się tragicznie, dlatego wolał nie przechodzić do ofensywy. Ustawił się za to jak zawodnik w ringu, czujnie obserwując ruchy swojego przeciwnika. Tamten złapał powietrze i spojrzał nerwowo w bok. Wyglądało, że sam się porządnie przestraszył, bo zrozumiał, że nie tylko nie trafił na całkiem bezbronną ofiarę, ale jeszcze stracił największą przewagę, jaką dawało mu zaskoczenie. Nadia ponownie krzyknęła. Dwaj młodzi mężczyźni ruszyli biegiem w ich stronę. Napastnik nie próbował jednak więcej uderzać i rzucił się do ucieczki. Horthy nie pobiegł za nim. Zamiast tego obejrzał ranę, a właściwie bardziej skaleczenie. – Nic ci się nie stało? – pytali chłopcy, którzy przybyli na ratunek. Nie mieli chyba nawet dwudziestu lat. Widać było po nich, że dużo trenują na siłowni i aż rwali się do bójki. – Wezwijmy pogotowie – gorączkowała się Nadia – Spokojnie. Drasnął mnie. Nóż chyba poszedł po torbie. Nic więcej. Dzięki, panowie. – Podniósł z ziemi torbę. – Skurwysyn! Szkoda, że nie zdążyliśmy go złapać, ale jeszcze go dorwiemy – odgrażali się młodzi Libańczycy, trochę pusząc się przy tym przed Nadią. – Ale ty też sobie nieźle poradziłeś. Trenujesz? Całe zajście stworzyło między nimi jakąś atmosferę wojennej fraternizacji. Horthy skinął głową, uścisnął im ręce i jeszcze raz podziękował za chęć pomocy. Gorliwie oferowali mu swoje usługi na przyszłość. Był pewien, że będą roztrząsać tę sytuację przez najbliższe tygodnie. Nadia przyglądała mu się z troską. Odetchnęła, widząc, że ostrze zniszczyło koszulkę, ale ledwie drasnęło bok Horthyego. – Boże. Ulżyło mi. Myślałam, że cię zabije, a potem, jak spojrzałam na ciebie, bałam się, że to ty zabijesz jego. Wyglądałeś, jakbyś chciał to zrobić. Spojrzał na nią bez uśmiechu i przyszło jej do głowy, że chyba wcale wiele się nie pomyliła. – Nie wiedziałam, że węgierscy naukowcy są tacy… hmm… waleczni. – Mamy mało etatów na uczelniach. |
Podziel się opinią
Komentarze