Tajemnice Leokadii
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2016 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Poczciwy emeryt, pan Antoni, przyjaźni się ze swoją sąsiadką. Pewnego wieczora znajduje ją martwą na trawniku. Mimo wszystkich przesłanek świadczących o popełnieniu przez nią samobójstwa, postanawia on odkryć prawdziwy powód jej śmierci. Przekonany, że było to morderstwo, z pomocą siostrzenicy Agaty i jej kolegi, wprawnego informatyka, prowadzi prywatne miniśledztwo. Ich dociekliwość uruchamia całą lawinę wydarzeń, spadają na nich z wielkim hukiem. Czy uda im się ujawnić różne skrywane dotąd tajemnice i rozwiązać zagadkę nagłej śmierci starszej pani? W tej kryminalnej, wydawać się może, historii, nie zabraknie również innych wątków: miłości, rozstania, nietypowych relacji międzyludzkich, wyrazistych osobowości, złożonych charakterów... A wszystko to dzieje się na ulicach współczesnej zabieganej Warszawy, z korporacjami i rozrywkowym życiem jej mieszkańców w tle. Osobliwy fabularny kocioł pełen buzujących w nim tajemnic. Przeszłość, która stawia fakty w nowym świetle i otwiera furtki do zaskakujących informacji. A wszystko to podane w lekkiej formie. Przyjemnie i z dala od banału. Katarzyna Stec Książki na czasie (katarzynastec.wordpress.com)
Numer ISBN | 978-83-7674-507-7 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 304 |
Język | polski |
Fragment | 1 Zimny wiatr targa po chodniku resztki wyschniętych, brązowych liści. Piękna jesień już się skończyła, rozpoczęło się oczekiwanie na zimę. Lada dzień można się spodziewać pierwszego śniegu. Mężczyzna z twarzą wtuloną w postawiony kołnierz kurtki wychodzi z klatki, ciągnąc za sobą na smyczy niewielkiego, przypominającego sznaucera kundelka, który najwyraźniej też nie ma ochoty na spacer – w taki wieczór jak dzisiaj nawet on wolałby zostać w domu i wtulić się w kąt ciepłej kanapy. – No chodź, Bąbel, nie daj się prosić – zwraca się do niego człowiek i delikatnie pociąga za smycz. – Załatwisz się tylko i zaraz wracamy. Pies, kuląc po sobie uszy, wybiega za swoim panem, by czym prędzej poczynić honory i mieć już ten spacer za sobą. Obaj znikają za rogiem. Nie mija pięć minut, gdy ciszę przerywa głośny krzyk, który trwa ledwie chwilę, po czym gwałtownie się urywa. Nikt nie przybiega, nikt nie wygląda z okna. Jedni potem zeznają, że nic nie słyszeli, bo oglądali telewizję lub słuchali muzyki. Inni stwierdzą, że byli przekonani, że ktoś robi sobie żarty – wszak nie od dziś wiadomo, że nawet w tak zimne dni jak dzisiaj młodzież lubi bawić się na dworze, a zabawy te rzadko bywają ciche. To jednak nie była zabawa, nie był żart ani nawet odgłos z oglądanego przez sąsiada filmu. Na chodniku leży ciało kobiety. Nie porusza się. Spod jej głowy wycieka cienka strużka krwi tworząca kałużę, która wygląda jak krwawa aureola. Z jej ust ulatuje mgiełka ostatniego oddechu. W otwartym oknie na górze powiewają śnieżnobiałe firanki, targane zimnym, przenikliwym wiatrem. Światło w pokoju gaśnie, lecz po chwili znów ktoś je zapala. Zanim ktokolwiek zauważy leżącą na ziemi kobietę, z budynku, szybkim krokiem zdradzającym zdenerwowanie, wychodzi osoba – trudno orzec, mężczyzna czy kobieta. Nie ogląda się za siebie. 2 Antoni Hoffer miał już swoje lata i jedyne, czego od życia oczekiwał, to możliwość przeżycia reszty swych dni w świętym spokoju, względnym dostatku i jako takim zdrowiu. O ile względny dostatek zapewniała mu regularnie przynoszona przez listonosza emerytura (bankom nie ufał), zdrowie – dziękować Bogu! – na razie nie sprawiało problemów większych niż typowa w tym wieku cukrzyca i nawiedzające go od czasu do czasu bóle stawów, to ze świętym spokojem będzie się musiał niedługo pożegnać. Nie miał w zwyczaju wybierać się na wieczorne eskapady. Zwykle o tej porze siedział w swym wysłużonym, lecz wyjątkowo wygodnym fotelu i oglądał dziennik, pogryzając kanapki z wędliną, które popijał słabą, słodzoną herbatą z posmakiem poczucia winy za ten cukier, którego zdecydowanie nie powinno tam być. Jednak tego dnia, gdy dochodziła dziewiętnasta, przypomniał sobie, że jutro są imieniny jego sąsiadki, pani Leokadii. Nie wypadało nie złożyć życzeń. Nie wypadało również złożyć życzeń, nie ofiarowawszy jej choćby drobnego upominku. Mógł wprawdzie z zakupem poczekać do jutra, ale Antoni Hoffer nie lubił odkładać rzeczy na ostatnią chwilę. Problemy ze snem nie były mu obce i wiedział, że jeśli dziś nie kupi odpowiedniego podarunku, myśli o jego braku nie opuszczą go przez całą długą noc. Jeszcze parę lat temu pewnie odpuściłby sobie tę nocną wycieczkę po prezent, ale człowiek z wiekiem mądrzeje. Westchnął ciężko, po czym wstał, nałożył zimową kurtkę oraz ciepłe buty, a szyję owinął ciepłym wełnianym szalikiem. |
Podziel się opinią
Komentarze