Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej to książka o pielęgnowaniu przyjaźni, językowych zabawach ubarwiających codzienność i o budowaniu optymizmu na przekór zwątpieniu. Jest tu Szymborska obmyślająca świata „wydanie drugie poprawione”, zachowująca na pamiątkę jazdy przez Czechy „kupon na pokutu” (czyli mandat) i pisząca: „Całuję po nóżkach ustami mego sekretarza”. To opowieść o poetce, która częstuje nas swoimi emocjami dyskretnie.
Szymborska jest zdania, że nie wszystkie wspólnie (z kimkolwiek) przeżyte chwile nadają się do wyprzedaży. Także dlatego, że tylko w połowie są jej własnością. „Cóż poradzę, tylko tyle mogę o sobie, i to dość bezosobowo, ale proszę zrozumieć, cała reszta, małowiele, to sprawy prywatne, moje, twoje, jego… Takie teczki zastrzeżone. Czyli nic do opowiadania”. Mimo że tak się wzbraniała przed upublicznianiem informacji, które w książkach biograficznych powinny się znaleźć, Annie Bikont i Joannie Szczęsnej udało się stworzyć interesujący, nasycony treścią portret tej, która w swoich wierszach buntowała się przeciw upraszczaniu życiorysów, pisaniu o „przynależności do czego, ale bez dlaczego”. Takich „jakbyś z sobą nigdy nie rozmawiał/ i omijał z daleka. Pomiń milczeniem psy, koty i ptaki,/ pamiątkowe rupiecie, przyjaciół i sny”. A te rupiecie, przyjaciele i sny to sól jej życia.
Dobrze spotkać Szymborską nie tylko w jej wierszach. Poczytać o jej podziwie dla malarstwa Vermeera z Delfi, Elli Fitzgerald, Federica Felliniego, Tomasza Manna i Woody’ego Allena . Dowiedzieć się, że * Klub Pickwicka* czytała setki razy, że lubiła „dać chwilowego nurka w mezozoik” i że wolała kino od teatru (jej zdaniem teatr nie nadąża za życiem). Miło przyjrzeć się poetce robiącej dla przyjaciół setki pocztówek kolaży z czytelnymi aluzjami. Gdy taki kolaż otrzymuje od niej Woody Allen , wyznaje, że to dla niego cenniejsze trofeum od Oscara. W filmie „Chwilami życie bywa znośne” mówi też: „Czytam w kółko wszystko, co napisała. (…) Czuję się zaszczycony, że wie o moim istnieniu”.
Poetka pisała, że jej znaki szczególne to zachwyt i rozpacz. W Pamiątkowych rupieciach radość przeplata się ze smutkiem. Najpierw śmiejemy się czytając o dziecięcych latach, w których na dowód miłości do chłopca wbijało się sobie nożyczki w kolano, by po chwili spoważnieć patrząc na przerażoną młodą dziewczynę, której przychodzi mierzyć się z wojną. Dziewczynę, która napisze kilka lat później: „Nasz łup wojenny to wiedza o świecie:/- jest tak wielki, że się mieści w uścisku dwu rąk,/ tak trudny, że się daje opisać uśmiechem,/ tak dziwny, jak w modlitwie echo starych prawd”.
Potem przed naszymi oczami staje Szymborska, która zakochuje się w wyznawcy komunizmu i sama w ten system zaczyna wierzyć. Po kilku latach wiara mija, a zostaje konstatacja: „marnowaliśmy wyobraźnię (…) na produkowanie różnych agitek, choć nie mieliśmy wówczas uczucia, że coś w sobie niszczymy”. Poetka przyzna, że to najgorsze doświadczenie w jej życiu, ale nigdy nie będzie się starała go ukrywać.
Jest w książce Bikont i Szczęsnej mocno obecna Szymborska z czasów, gdy prowadziła w „Życiu Literackim” rubrykę „Lektury nadobowiązkowe”, w której – jak sama mówiła - „apelowała do tych komórek w mózgu czytelnika, które nie poddały się inwazji PRL-u” oraz – dla początkujących autorów – „Pocztę literacką”. Na setki grafomańskich tekstów odpowiadała dowcipnie i ironicznie. Na przykład: „jeśli żona powiada: >zaprzestań już to pisarstwo<, to ze stylistycznego punktu widzenia z pewnością racji nie ma. Ale meritum jej wypowiedzi jest chyba słuszne”. Albo: „Wiersz na razie nieaktualny. Jeszcze ciągle piszemy: strzelec, mrówka, wziąłem. Jeśli w ortografii zajdą jakieś korzystne dla Pana zmiany, nie omieszkamy zawiadomić osobnym listem”.
Autorki Pamiątkowych rupieci sporo miejsca poświęcają tłumaczom poezji polskiej noblistki (ile osób wiedziało, że na rosyjski – na długo przed Noblem - tłumaczyła ją także Anna Achmatowa ?), a także recepcji jej twórczości na świecie. Pitreo Marchesani, profesor literatury polskiej w Genui twierdzi na przykład, że we Włoszech Szymborska nie ma czytelników, ale fanów, wielbicieli. Wśród poetów zagranicznych i włoskich to ona sprzedaje najwięcej tomików. Marchesani ponadto zauważa: „Jej wiersze są cytowane w przemówieniach politycznych. Pierwsze dwie strony ostatniej książki Antonia Tabucchiego , która rozeszła się w nakładzie rzędu czterystu tysięcy, to komentarz do jednego z utworów Szymborskiej. Wersy jej wierszy nierzadko stają się tytułami książek innych autorów”. Dowiadujemy się, że podobnie jest w Holandii i w Hiszpanii.
Słowo dyskrecja w życiu i poezji Szymborskiej miało wartość wyjątkową.Bikont i Szczęsna pisały jej biografię z tą świadomością także, a może przede wszystkim wtedy, gdy do opowiedzenia była historia wielkiej, trwającej 23 lata, miłości poetki i pisarza Kornela Filipowicza . Autorki Pamiątkowych rupieci wspominają więc o ich wspólnych biwakach, wyprawach na ryby i grzyby, lingwistycznych zabawach (wódka w butelce z lat 50. była „enkawódeczką”) i o pierwszej myśli Szymborskiej na widok Filipowicza : „Boże, jaki piękny mężczyzna”. O tym uczestniku kampanii wrześniowej, działającym w konspiracji, mającym za sobą pobyt w obozach w Gross-Rosen i Oranienburg, a przede wszystkim skromnym prozaiku, jako o swoim mistrzu opowiada w tej książce Jerzy Pilch . Twierdzi, że opowiadania Filipowicza to „rzeczy wiecznotrwałe”. I że zdaje sobie sprawę, iż Wisława oddałaby ukochanemu Nobla.
„Oto my, nadzy kochankowie,/ piękni dla siebie – a to dosyć” – pisała w jednym z wierszy. A w poruszającym „Pożegnaniu z widokiem”: „Przyjmuję do wiadomości,/ że – tak jakbyś żył jeszcze -/ brzeg pewnego jeziora/ pozostał piękny jak był. (…) Potrafię sobie nawet wyobrazić,/ że jacyś nie my/ siedzą w tej chwili/ na obalonym pniu brzozy./ Szanuję ich prawo/ do szeptu, śmiechu/ i szczęśliwego milczenia./ Zakładam nawet,/ że łączy ich miłość/ i że on obejmuje ją/ żywym ramieniem./ (…) Na jedno się nie godzę./ Na swój powrót tam./ Przywilej obecności -/ rezygnuję z niego./ Na tyle Cię przeżyłam/ i tylko na tyle,/ żeby myśleć z daleka”.
Jest tu też rozdział o Nagrodzie Nobla, czyli „tragedii sztokholmskiej” (poetka często powtarza za Adolfem Rudnickim : „Każdemu to, na czym mu mniej zależy”), jest wreszcie mnóstwo smacznych anegdot pochodzących od Michała Rusinka , sekretarza Szymborskiej. Na przykład pojawia się historyjka o tym, jak to długo nie otwierała mu drzwi, a gdy już to zrobiła, powiedziała: „Przepraszam, nie słyszałam, jak pan dzwonił, bo oglądam film niemy”.
Zawsze bawiły mnie opowieści o kiczowatych przedmiotach, które namiętnie zbierała poetka, a potem rozdawała przyjaciołom w czasie loteryjek fantowych. Mówiła: „tylko ktoś, kto mnie nie zna, może mi podarować jakiś elegancki prezent”. Przed śmiercią nawet chciała dopisać do testamentu, by przyjaciele zorganizowali loteryjkę, która rozstrzygnie, co kto dostanie po niej na pamiątkę. Niestety nie udało się, bo polskie prawo nie przewiduje instytucji loteryjki.
Pisała w tomiku „Tutaj”: „Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum/ w namalowanej ciszy i skupieniu/ mleko z dzbanka do miski/ dzień po dniu przelewa,/ nie zasługuje Świat/ na koniec świata”.
Po stokroć ma rację Michał Rusinek mówiący, że Szymborska „zostawiła nam sporo do czytania i sporo do myślenia”. Pamiątkowe rupiecie o tym przypominają.