Przygody Tintina. Tom 1 - recenzja komiksu wyd. Egmont
Dwie informacje. Dobra to taka, że "Tintin" nareszcie doczekał się wydania, na jakie zasługują polscy czytelnicy. Zła? Pierwszy album ma wartość głównie historyczną.
Choć niedługo Tintin skończy 100 lat, to postać wymyślona przez Hergé (wł. Georges Prosper Remi) na polskim rynku zadebiutowała nie tak dawno, bo raptem w latach 90. Do serii robiono kilka przymiarek, ale dopiero teraz polscy czytelnicy dostają edycję z prawdziwego zdarzenia.
Egmont rozpoczął wydawanie kolekcji, która zamknie się w sześciu integralach zbierających wszystkie 24 odcinki cyklu. To już drugie podejście wydawnictwa do "Tintina" w takiej formie. Jednak tym razem do czytania nie potrzebujemy lupy, bo w odróżnieniu od edycji "kieszonkowej" z lat 2009-2011 albumy wydawane są teraz w dużym formacie (216x285), oczywiście "na twardo".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
W pierwszym tomie znalazły się trzy pierwsze odsłony cyklu pierwotnie opublikowane w latach 1930-1932. Możemy więc zobaczyć, jak hartowała się stal, strona po stronie prześledzić ewolucję warsztatu Hergé i jego słynnej "czystej kreski" oraz komiksu, który do tej pory sprzedał się w niebotycznym nakładzie (200 mln sztuk!), został przetłumaczony na 90 języków i miał nie mniejszy wpływ na popkulturę niż "Asterix".
Z punktu widzenia fanów medium "Przygody Tintina" to obowiązkowa klasyka, bez której nie może obejść się żadna szanująca się kolekcja. A jak od strony czysto czytelniczej prezentują się historie zebrane w tomie? Tu niestety jest już znacznie gorzej.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Tintin w kraju Sowietów", "Tintin w Kongo" oraz "Tintin w Ameryce" to rzeczy do szpiku archaiczne i naiwne zarówno pod względem formy (debiut Hergé jest dla serii tym, czym "Parowiec Willie" dla Disneya), jak i wymowy. Oparte na stereotypach i przesiąknięte wizją świata dziś niemożliwą do zaakceptowania. Razi to szczególnie w kontekście drugiego albumu, jeśli mamy w pamięci skalę ludobójstwa, jakiego dopuścili się w Afryce Belgowie pod panowaniem króla Leopolda II.
"Tintinowi" i jego twórcy wielokrotnie zarzucano rasizm, paternalizm, kolonializm oraz bezrefleksyjne okrucieństwo wobec zwierząt. Wszystko to znajdziemy w zebranych tu komiksach, co tylko pokazuje, jak bardzo tytułowy reporter jest dzieckiem swoich czasów.
Oczywiście ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że to łakomy kąsek dla zwolenników kultury unieważniania. Jednak brytyjski oddział Egmontu kilka lat temu pokazał, że można zręcznie wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, opatrując wspomniany tom stosownym wstępem naświetlającym historyczny kontekst powstania komiksu i zmiany, jakie dokonały się od tamtej pory.
Takiego tekstu zdecydowanie zabrakło w polskich "Przygodach Tintina". Podobnie jak jakichkolwiek materiałów poświęconych jednej z najbardziej rozpoznawalnej postaci światowego komiksu i popkultury.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o najlepszych (i najgorszych) reklamach świątecznych, wielkich potworach w "Monarchu" na AppleTV+ i szokującym znęcaniu się na ludźmi w "Special Ops: Lioness" na SkyShowtime. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.