Pozorność
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2017 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Już nic nie miało znaczenia, bo właśnie w tej chwili jej życie się skończyło. Życie i małżeństwo, które okazało się tak bardzo koszmarne, tak zakłamane, że już sama nie wiedziała, czy chociaż przez chwilę rzeczywiście było prawdziwe.
Historia dwojga młodych ludzi, którzy po krótkiej znajomości postanawiają się pobrać, rozstając się jednocześnie z wcześniejszymi partnerami. Wkrótce po ślubie Piotr zaczyna być agresywny. Kiedy dochodzi do pierwszego poronienia, otwarcie obwinia Ankę o tę sytuację. Kobieta pod wpływem szoku przechodzi krótkie załamanie nerwowe, podczas którego traci kontakt z rzeczywistością.
Pozorność to doskonałe studium kobiety, która zostaje poddana przemocy psychicznej i fizycznej. Uzależniona od tego, który kiedyś przyrzekał ją kochać i chronić, teraz zaczyna kroczyć na krawędzi własnego szaleństwa, które nawarstwia się wraz z eskalacją przemocy ze strony ukochanego męża. Natalia Nowak-Lewandowska funduje nam wycieczkę w głąb ludzkiej psychiki, pełną tragizmu, bezlitosną i miejscami nie do przyjęcia. Lektura tej powieści to prawdziwe wyzwanie dla wymagającego czytelnika, bo zderzenie się z przedstawionym światem nie jest pozorne, dotyka najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy.
Polecam. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Numer ISBN | 978-83-7674-566-4 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 256 |
Język | polski |
Fragment | Anna spojrzała w lustro. Jeszcze jeden szybki ruch szczotką po włosach i już była gotowa. Założyła krótką, jeansową spódniczkę podkreślającą jej szczupłe, bardzo zgrabne nogi, bluzkę z szerokimi rękawami w pięknym czerwonym odcieniu, a całości dopełniały buty na niebotycznie wysokich obcasach. Podeszła do Piotra, chcąc się pożegnać. W tym momencie spojrzał na nią, wstał, oblizał palce i szybkim ruchem przejechał po jej powiekach. – Zmyj to. – Usiadł ponownie w fotelu. Stała zszokowana. Po chwili wyprostowała się i sztywnym krokiem wróciła do łazienki. Spojrzała w lustro. Jeszcze przed chwilą w miejscu karykaturalnego wyglądu był starannie wykonany makijaż. Powoli sięgnęła po płyn do demakijażu i dokładnie umyła twarz. Ponownie spojrzała na swoje odbicie. Nie płakała, jedynie milczała, starając się ogarnąć umysłem to, co przed chwilą się zdarzyło. Gonitwa myśli i jedno dręczące pytanie: co to właściwie było? Zaczerpnęła powietrza i wyszła z łazienki. Skierowała kroki do wspólnego pokoju. – Wytłumaczysz mi swoje zachowanie? – spytała pozornie spokojnym głosem, choć wewnątrz niej emocje kotłowały się wraz z narastającym wzburzeniem. – Tak wymalowana nie wyjdziesz – odparł Piotr i dalej rozwiązywał krzyżówkę. Anka sięgnęła po papierosa, tłumiąc narastający gniew i sprzeciw. – Tak… to znaczy jak? – Jak dziwka. Moja żona nie będzie wyglądać jak dziwka – odrzekł. Przeszedł ją dreszcz. Czy przesłyszała się? Nie, to niemożliwe. Powiedział „dziwka”. Powoli odwróciła się i poszła ponownie do łazienki. Zamknęła się od środka, usiadła na zamkniętym sedesie i mocno, aż do pieczenia w przełyku, zaciągnęła się dymem papierosa. A potem jeszcze raz i kolejny… Myśli krążyły jej w głowie, choć nie miały żadnych konkretnych kształtów. Próbowała złapać którąś z nich, zatrzymać choć na chwilę, żeby nadać jej wygląd, jakieś znaczenie, ale nie potrafiła. Zaciągnęła się ponownie. Może miał gorszy dzień w pracy? Tak, na pewno coś się stało! Pewnie znowu kierownik się go uczepił, a przecież był dobrym pracownikiem. No, w końcu każdy ma jakieś granice, pewnie jest zdenerwowany, stąd takie dziwne zachowanie, sądziła. Z każdą upływającą minutą Anka upewniała się w tym przekonaniu. Cicho otworzyła zasuwkę w drzwiach. Stąpała delikatnie, jakby po żarzących się węglach. Oddychała miarowo, starając się stłumić emocje. Awantury nie były jej teraz potrzebne. Wdech, wydech. Krok, potem kolejny. Pod stopami zatrzeszczała podłoga. Zatrzymała się. Słyszał, z pewnością usłyszał, że się zbliża. Wyprostowała się. Wdech, wydech. Weszła do pokoju i spojrzała na niego. Piotr siedział w tej samej pozycji, niespiesznie paląc kolejnego papierosa. Zapełniał krzyżówkę odpowiedziami. Z pewnością wszystkie są poprawne – pomyślała Anna z niezmąconą wiarą w jego wiedzę. Usiadła na wprost niego. – Czy coś się stało? Coś złego w pracy? – zapytała z troską w głosie. – Nie, czemu miałoby się stać coś złego? – Piotr był szczerze zdziwiony, spoglądając na nią z uśmiechem. Zamarła. Misterny plan, który ułożyła w drodze z łazienki do pokoju, rozsypał się niczym potłuczone szkło. Czuła całą sobą pęknięte krawędzie. Widocznie musiała wyglądać zabawnie, bo zaczął się głośno śmiać. – Kochanie! Masz minę, jakbyś zobaczyła zjawę, a to tylko ja, twój ukochany mąż! – rzekł radośnie, odkładając papierosa do popielniczki i podchodząc do niej. Nachylił się nad nią i zaczął całować jej rozchylone usta. Będąc niezmiennie w szoku, automatycznie oddała pocałunek, jednak powoli zaczął docierać do niej paradoks sytuacji. Wyswobodziła się z jego objęć. I znów ten nieznośny mętlik. Wdech, wydech. – Tak bardzo cię kocham – szepnął Piotr. Konsternacja stawała się nie do zniesienia. – Zrobię herbatę – rzekła. Nogi same prowadziły ją do kuchni, ale umysł jakby nie poznawał tak dobrze znanego przecież otoczenia. Automatycznie nalała wodę do czajnika. Odszukała zapałki i podpaliła gaz. Jedna z nich, niezgaszona, zaczęła spalać się w jej palcach. Kiedy płomień dotknął skóry, syknęła z bólu. Herbata, gdzie jest herbata, gdzie te cholerne kubki! Wdech, wydech. Co się dzieje? Nic nie rozumiem! Obróciła się wokół własnej osi. Czy to mój dom, mój mąż? Co się dzieje, do jasnej cholery! Czuła panujący wokół chaos. Wróciła do pokoju z parującymi napojami. Stawiając je na stole, zerknęła na niego. Jakby nic się nie stało, nadal siedział tam, gdzie poprzednio. Kolejny papieros i ta sama krzyżówka. Wieczór minął im w absolutnej ciszy. Usnęła nad ranem, zmęczona próbami znalezienia sensownego wytłumaczenia. Kolejne dni upływały w dawno ustalonym i sprawdzającym się rytmie. Najpierw wstawała Anka, robiła kawę i śniadanie dla nich, wychodzili i razem jechali do pracy. Wspólnej pracy. Potem powrót, obiad, kolacja, sen. Monotonnie, ale spokojnie, do niedawna jeszcze bezpiecznie. W weekendy spotykali się ze znajomymi. Był śmiech, tańce i rozmowy do rana. Czas płynął, lecz Anna nie zapomniała tego dnia, kiedy zachowanie Piotra spowodowało zachwianie jej wiary w niego. Kiedy okazało się, że jest w ciąży, przeszłość przestała mieć znaczenie. Oboje byli szczęśliwi, pełni nadziei. W trzecim miesiącu nagle zaczęła krwawić. Nie zdążyła pojechać do szpitala. Usiadła na zimnej podłodze łazienki i tępym wzrokiem wpatrywała się przed siebie. Cisza. Wokół panowała niczym niezmącona cisza. Zachowała spokój. Posprzątała, choć zdradliwe ręce trzęsły się nieustannie. Jak mam mu to powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że dziecka już nie ma? Co zrobiłam źle? Czy on mi to kiedyś wybaczy? Czy ja to sobie kiedykolwiek wybaczę? Jak najszybciej muszę zajść w ciążę, bo oszaleję! Muszę! Co zrobić? Co mam teraz zrobić? Zapaliła papierosa. Wdech, wydech. Gryzący dym wypalał jej gardło. – Tak bardzo mi przykro – powiedziała. – Tak bardzo jest mi przykro – powtarzała i wierzyła, że Piotr zrozumie. Nie potrafiła wypowiedzieć tych słów na głos. Nie zrozumiał. Spojrzał na nią i nadal nic nie rozumiał. – Poroniłam – powiedziała ledwie słyszalnym głosem. Przez chwilę jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, który w ułamku sekundy zmienił się w troskę. A może jej się znowu wydawało? Jest w szoku tak samo jak ja, pomyślała. – Muszę się położyć – powiedziała na głos Anna. – Oczywiście, kochanie. – Piotr podprowadził ją do wersalki i czule okrył kocem. Wyszedł do kuchni i zapalił papierosa. Słyszała jego powolne stukanie palców o blat stołu. Miarowe uderzenia wbijały się głęboko pod czaszkę, powodując nieznośny ból głowy. Zasnąć, chcę zasnąć. Niech on przestanie stukać w ten cholerny blat. Chcę zasnąć. Wdech, wydech. – Wszystko dobrze? – zapytał, wchodząc do pokoju – Wyjdę na chwilę, za piętnaście minut jestem. W odpowiedzi uśmiechnęła się, udając senną. W ciszy, która zapanowała w mieszkaniu, odnalazła tak potrzebny jej w tej chwili spokój. Zasnęła. Kiedy się obudziła, na dworze było ciemno. Próbowała odnaleźć się w otaczającej ją rzeczywistości, a świadomość powoli zastępowała senne otępienie. Zerknęła na zegar – już po dwudziestej. Podniosła się. Zrobiła to zdecydowanie zbyt szybko. Po chwili zwalczyła napływające mdłości i poszła do kuchni. Klepki podłogowe skrzypiały pod jej bosymi stopami. Bardzo cieszyła się, że rodzice wyjechali do rodziny i wrócą dopiero za tydzień. W obecnej sytuacji było to jak zrządzenie losu. – Hej! Jesteś? – zapytała. Odpowiedziała jej cisza. Do jej nozdrzy dochodził smród potu i strawionego alkoholu. Włączyła światło w korytarzu. Piotr leżał na podłodze w swoich wymiocinach. Zachwiała się. Fala mdłości podeszła jej pod gardło. Odwróciła się, wbiegła do łazienki i zwymiotowała do muszli klozetowej. Torsje co rusz wstrząsały jej pustym żołądkiem, powodując bolesne skurcze. Zawisła bezwładnie nad sedesem, nie mając już czym wymiotować. Obraz rozmywał się jej przed oczami, a w głowie słyszała ptasi skrzek. Wdech, wydech. Kiedy udało jej się ochłonąć, wstała i, trzymając się ścian, podeszła do niego. Znów te potworne zawroty głowy. Uklękła przed nim, starając się nie dotknąć wymiocin. – Obudź się, słyszysz?! Wstań i umyj się. – Szarpała go za ramię. – Cholera jasna! Piotr, słyszysz?! Wstawaj! Gdzie byłeś?! – krzyczała i płakała jednocześnie. – Zrobiłaś to specjalnie – wybełkotał. – Zabiłaś nasze dziecko. Odrzuciło ją od niego. Oparła się o ścianę i zaczęła ciężko dyszeć. Mdłości powróciły i nie zdołała ich znowu powstrzymać. Kiedy oprzytomniała, z trudem podniosła się i poszła do łazienki. Muszę to posprzątać, nie mogę tego tak zostawić, muszę to natychmiast zetrzeć – myślała gorączkowo. Przy pomocy druciaka tarła parkiet, na którym powstawały rysy i zadrapania. Nieme świadectwo tych kilku słów, które zagnieździły się głęboko w niej. Tarła dalej, jakby w ten sposób chciała usunąć to, co już nigdy nie będzie możliwe do wymazania. |
Podziel się opinią
Komentarze