"Polaczki" siały postrach w przedwojennym Londynie. Gdy wyciągali brzytwy, zaczynał się chaos
Serial "Peaky Blinders" zafascynował miliony widzów na całym świecie. Historyk Carl Chinn poświęcił temu tematowi serię książek, w których odkłamał wiele scen i motywów pokazywanych na ekranie. W "Peaky Blinders. Pokłosie" skupił się na nowej epoce w historii brytyjskich gangów, gdy niesławną rolę odegrali przedstawiciele grupy określanej mianem "Polaczków".
Dzięki uprzejmości wyd. Zysk i S-ka publikujemy fragment książki "Peaky Blinders. Pokłosie" Carla Chinna.
Koszmarne typy z East Endu
(…)
Ralph L. Finn (ur. 1912, brytyjski dziennikarz i autor powieści - dop. red.) dorastał w jądrze tego żydowskiego getta, dostrzegając wśród mieszkańców "ogromne podziały w obszarach rasy, religii, koloru skóry i zawodów". Ta mozaika tożsamości etnicznych, wyznań i pochodzeń jeszcze bardziej różnicowała się w obrębie poszczególnych społeczności, przy czym Finn widział największe różnice "pomiędzy Żydami". Dzieci "Żydów z zagranicy", jak on sam, nazywano "Polaczkami" niezależnie od tego, czy rodzice rzeczywiście wywodzili się z części Polski pod zaborem rosyjskim; dzieci Żydów urodzonych w Anglii byli "Chutami".
Osiedleni w Londynie od około dwóch pokoleń Chuts przywędrowali z Holandii i byli bardziej zanglicyzowani i mniej ortodoksyjni religijnie. Nie znali jidysz, jedli niekoszernie, pili piwo i żyli z hazardu. Ich dzieci nie uczyły się też hebrajskiego i nie chodziły do żydowskich szkół. Rodzice byli przeważnie bukmacherami lub u nich pracowali, "ledwie wiążąc koniec z końcem, do czasu, kiedy w Wielkiej Brytanii zaczęły się wyścigi chartów. Wtedy poszli na psy i się dorobili".
Ale do angielskiego życia i hazardu lgnęli nie tylko Chuts, lecz również część "Polaczków". Willy Goldman mieszkał w St George's, dzielnicy pogranicznej między gojami z Wapping a żydowskim East Endem, i w młodości chodził na bilard do miejscowego klubu, lubianego przez "salonowych chłopców" — drobnych złodziejaszków i żyjących z torów wyścigowych.
Mimo że ich ulubioną bronią była raczej ostra brzytwa niż spluwa, brutalnością niczym nie ustępowali bohaterom amerykańskich filmów gangsterskich, zresztą brzytwa była równie skuteczna, co pistolet, a mniej hałaśliwa. Jasno pokazywały to awantury. Goldman wspominał, że po jej wybuchu mało czasu pozostawało "na zniknięcie, bo zaraz wpadał człowiek w kocioł: błyskały brzytwy, gasły światła, ludzie deptali po tobie w drodze ku drzwiom".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Peaky Blinders" 5. sezon. Oficjalny zwiastun
Salonowi chłopcy z dumą obnosili blizny, ale nikogo nie zabijali tak po prostu, z "nieziemską precyzją zadając cios, który ledwie muskał twarz, ale po którym miesiąc nie wychodziło się z domu". Po zarobieniu na wyścigach cieszyli się jak dzieci, niezwykle hojni dla każdego w opałach czy zasługującego na pomoc, mimo że byli "rozpustnikami, deptali wszystkie prawdy życiowe przyzwoitego Żyda".
Na swój zawiły sposób byli jednak w zasadzie wyrzutkami. Niektórzy wstąpili z czasem do gangów, ale wszystkimi pogardzano jak pariasami z East Endu i niemal każdego wyrzekła się rodzina. Skuszeni przez zbrodnię i związane z nią nagłe zwroty akcji, które woleli od bezpiecznej, acz przygnębiającej przyzwoitości, znaleźli się poza świętym kręgiem rodziny, a bogobojni Żydzi wypowiadali ich nazwiska tylko na znak potępienia. Sami zaś salonowi chłopcy byli cynikami gardzącymi "normalnym" społeczeństwem, które odrzucili, i wszystkimi spoza swojej "dziwnej, dzikiej ferajny".
Taki był Jackie Berman. Jako pierwszy z rodzeństwa urodził się w Anglii i początkowo zajął się stolarstwem artystycznym, jednym z rzemiosł kojarzonych z żydowskimi imigrantami, ale uwagę jego szybko zwróciły dochody płynące z przestępczości. Został złodziejem i zdaje się, że w wieku 17 lat, w 1909 r., wyrzucono go z domu, bo w rejestrze więzienia, gdzie przesiedział cztery miesiące za uderzenie innego młodzieńca w plecy, figuruje jako osoba "bez stałego miejsca zamieszkania".
Ponieważ należał do różnych gangów, można odtworzyć jego drogę od tego roku aż po początek lat 30., gdy znika z dokumentów. Łatwość, z jaką przechodzi z bandy do bandy, dowodzi wzajemnych powiązań gangsterów ówczesnego półświatka. Inicjację odbył w jednym z pierwszych gangów żydowskich z East Endu jeszcze przed I wojną światową. Przewodził mu Isaac "Ike" Bogard, z powodu karnacji zwany w rasistowskim języku swoich czasów "Czarnuchem".
Harding drwił z niego i jego ludzi jako z obcych i shundicknicks, w jidysz oznaczających alfonsów żyjących z zarobków prostytutek. Lecz w odróżnieniu od większości sutenerów, Bogard nie był tchórzem. Ten rosły, zadziorny mężczyzna "nie wahał się nikogo sprać, a potrafił być bardzo gwałtowny". Ubierał się wyzywająco jak kowboj, w obszerną, rozpiętą koszulę jak kobieta, wielką panamę i szeroki pas z zatkniętym za niego pistoletem, co nie było wówczas niezgodne z prawem.
Harding sam był człowiekiem niebezpiecznym i dowodził własnym gangiem z Bethnal Green na angielskim East Endzie. Zwalczali się z tak przez niego zwanymi "Czarnuchami" i w trakcie rozróby w pubie Harding tak mocno pokancerował Bogardowi twarz stłuczoną butelką po piwie, że wyglądała jak mapa Anglii. Wbrew "kodeksowi przestępczemu" Berman doniósł na policję, za co został napadnięty i "mało nie uduszony" przez Hardinga, skazanego następnie na prawie pięć lat więzienia.
Gdy wyszedł w 1922 roku, Berman powiedział, że policja zmusiła go do zeznań, bo inaczej "mieli go zamknąć do końca życia za zarabianie na niemoralnym procederze, a nikt nie chce dostać takiej kary". Dla uniknięcia zemsty Berman spłacił Hardinga pieniędzmi i złotym zegarkiem z łańcuszkiem. Berman zajmował się już "wyścigami z Radykami" - co było obraźliwą nazwą Włochów, biorącą się może od radykalnych politycznie uchodźców, którzy osiedli w Londynie w połowie dziewiętnastego stulecia. Harding miał rację. Berman był jednym ze zbirów Emanuela, którzy dołączyli do gangu Sabinich, a w lipcu 1921 r., podczas pierwszej wojny wyścigowej, znalazł się wśród zatrzymanych w Salisbury po rozróbie z Elephant Boys.
W ślad za Darbym Sabinim z gangu odeszli opryszkowie żydowscy pokroju Bermana, który przyłączył się do nowej bandy Solomona, zastraszającej buków na stadionach z chartami i rywalizującej z szajką Bethnal Green. Antagonizm ten został przerwany w czerwcu 1931 roku przez uwięzienie Mullinsa za szantaż.
Postrzegany przez policję jako człowiek niebezpieczny i w razie czego gotowy na wszystko, Mullins obrał sobie za cel łotrów próbujących wrócić na dobrą drogę. Ofiarą, która na niego doniosła, był nie kto inny, jak Harding, swego czasu znany gangster, którego koleje życia bardzo pomagają w zrozumieniu londyńskiego półświatka lat dwudziestych.
Po ślubie ustatkował się i dobrze żył ze sprzedaży desek i ram wyrabianych we własnym warsztacie. Zdarzało się, że gdy miał sporo grosza, dawał pieniądze gangsterom chodzącym do okolicznych bukmacherów i właścicieli pubów oraz podobnym sobie, starym bandytom po odsiadce. Jak to ujmował, "płaciłem nieoficjalny danegeld dla zachowania pokoju, rodzaj zabezpieczenia przed chaosem". Przestał "smarować łapy", kiedy dorobił się czwartego dziecka i musiał liczyć każdy szyling.
Nie miałem ochoty ugłaskiwać tych pasożytów, nieróżniących się niczym od łobuzów i alfonsów (…). Większość tych naciągaczy staje się znana z przemocy wobec dawnych przestępców z kartotekami. Trzech, czterech łotrów tego pokroju kaleczy ofiarę, która boi się ich oskarżyć. Dodger [Mullins] był właśnie taki. Gdy nie mógł mnie już sprowokować do bójki, wpadał po małą "pożyczkę".
Przy ostatniej tego typu okazji Mullinsowi towarzyszył jeszcze jeden znany gangster. Na żądanie dwóch funtów Harding po prostu odmówił i zamknął drzwi. Z okna na piętrze żona krzyknęła, żeby się wynosili. Obwiesie zareagowali waleniem w drzwi, na co dowiedzieli się od Milly Harding: "Niczego tu nie dostaniecie". Zwyzywali ją od ostatnich. Rozzłoszczony Harding wziął naładowany pistolet i ruszył za nimi. Stchórzyli i uciekli autem. Podążała za nimi również Milly Harding, która "nie przestraszyła się, tylko płonęła żądzą odpłacenia im za podłe wyzwiska". Spojrzała na męża ze słowami: "Dosyć bójek, masz to już za sobą. Chodź na policję. Załatwimy to w sądzie". Tak też się stało.
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki "Peaky Blinders. Pokłosie" Carla Chinna, która ukazała się nakładem wyd. Zysk i S-ka.