Trwa ładowanie...
d30z3jm
31-01-2020 18:21

Podróż po horyzont

książka
Oceń jako pierwszy:
d30z3jm
Podróż po horyzont
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Agnieszka znalazła się na rozdrożu i wie, że musi cofnąć się o parę kroków, żeby zachować dystans do tego, co ją męczy. Dziewczyna postanawia dać sobie czas na przemyślenie wszystkiego i – zostawiwszy zdezorientowanego narzeczonego w Polsce – sama rusza w świat. Początkowo celem jej podróży jest adres w Salonikach, zdobyty ze starych listów Greczynki Elle – przyjaciółki jej mamy z czasów studenckich – jednak droga prowadzi ją aż do zachwycających zakątków Wysp Maltańskich, gdzie trafia do niewielkiej rybackiej wioski Marsaxlokk.
Zdumiona Agnieszka przekonuje się, że w ogóle nie zna historii swojej rodziny, a poszukiwania Elle pomagają jej odkryć siebie i zrozumieć motywy postępowania matki. Ogromny wpływ na dziewczynę mają spotkani w trasie ludzie i ich niezwykłe historie, a także urok miejsc, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia.
Przeszłość owiana tajemnicą, teraźniejszość zamknięta w niedopowiedzeniach i niepewności, a to wszystko doprawione aromatycznym winem i pysznymi oliwkami. Polecam.
Natalia Nowak-Lewandowska,
pisarka

Podróż po horyzont
Numer ISBN

978-83-7674-683-8

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

320

Język

polski

Fragment

Agnieszce ciężko było wyjeżdżać. Bo czym miała być dla niej ta podróż? Konfrontacją z lękami, z niepokojem? Ucieczką? A może wyzwaniem? Poszukiwaniem siebie czy poszukiwaniem wartości? Słabością czy siłą? Nigdy nie po­dróżowała sama, tym razem nakazał jej to wewnętrzny głos, a potem doszły proste pragnienia, żeby zobaczyć, zwiedzić, poznać. Była pewna, że robi to dla siebie, ale jednocześnie pełna niepokoju, czy nie popełnia błędu. Obiecała sobie, patrząc przez pryzmat matki, ale i opierając się na swoich doświadczeniach, że nie będzie unieszczęśliwiać partnerów. Ani oni jej.

Wiktor poprosił, żeby przeczytała jego książkę przed korektą i składem. Powiedział, dając jej plik kartek, że tekst bez okładki nie jest jeszcze towarem i tym samym jest bar­dziej osobisty, bo widać w nim autora. Nie przewidział jednak, że Agnieszka weźmie jego powieść tak dosłownie. A jeśli był szczery i chciał, żeby wiedziała o nim wszystko?

Był bystry, błyskotliwy, lubił prowokować i z tego powodu podejrzewała go o zakulisowe działania.

Nie zdawała sobie sprawy, że przeszłość mężczyzny, któ­rego pokochała, tak może ją boleć. Byli na początku związku, jeśli ma on krzywdzić którąkolwiek ze stron, powinien się… zakończyć? Książki nie doczytała nawet do połowy. To prawda, wiele było tam Wiktora, ale od jego obcesowej strony, o której istnieniu wolała nie wiedzieć, a w zasadzie zapomnieć. Bała się momentu wydania tej książki, pytań czytelników, opi­nii, konfrontacji tekstu z odbiorcą. Domysłów, czy to rzecz na faktach, w oparciu o doświadczenia autora. Powieść miała się ukazać pod pseudonimem i tylko kilka osób wiedziało, że Iwo Rusin to Wiktor Radecki. Dla niej jednak Iwo był Wiktorem i nic nie mogło tego zmienić.

Premiera kojarzyła jej się z uroczystością, z gośćmi. I tak miało być. Wiktor zarezerwował lokal w Warszawie, zapro­sił przyjaciół i znajomych. Agnieszka miała mu towarzyszyć. Przedstawi ją znajomym i rodzinie. Tak powiedział, i bardzo się cieszył. To jednak było ponad jej siły. Jak stawić czoła jego kontrowersyjnej przeszłości? Nie potrafiła znieść zazdrości. Każda kobieta, która stanęła na drodze Wiktora, była jej rywalką. Zadręczała siebie myślami, a jego telefonami. Za­dręczała Marcela, wspólnika Wiktora w hotelarskim bizne­sie. W domu nic jej nie szło, w firmie starała się skupić na zadaniach, ale najchętniej rzuciłaby to i pojechała do Kletna pilnować ukochanego. Jakże bolały ją jego częste wyjazdy do Warszawy, podobno po to, żeby pomóc Joli. Owszem, kobieta była niepełnosprawna, coś ich kiedyś łączyło… Ale skoro to przeszłość, dlaczego wciąż go do siebie wzywała? I dlaczego on wtedy wszystko rzucał?

Gdy kiedyś Agnieszka na weekend pojechała do „Raju”, było jeszcze gorzej. Pensjonat żył i gościł sporo ludzi, w przeważającej części były to samotne kobiety. Lepiej, gdyby „Raj” stał pusty, łapała się na głupiej myśli. To był absurd. I teraz ta książka. Wszyscy będą wiedzieć, że ła­duje się w związek z podrywaczem. Nikomu nie będzie się mogła nią pochwalić, bo uznają ją za naiwną panienkę. Od kiedy rzucił ją Szymon, sama tak o sobie myślała.

Niczego nie wyjaśniła z Wiktorem, ale w końcu wzięła się w karby. Odczekała, aż wyjedzie do Warszawy, i wysłała mu SMS-a, że wyjeżdża, że musi się poukładać.

– A premiera? Co chcesz układać? – Był zirytowany. – Od ciebie zależy, jak będzie wyglądało nasze życie. Przy­jedziesz do Kletna, będzie dobrze, ja przeniosę się do Poznania, będzie dobrze, zamieszkamy w Warszawie, to też jest wyjście. Jestem do twoich usług, jak wiesz. Oczy­wiście będę musiał zaglądać do Kletna, „Raj” zaczyna przynosić pieniądze, a jak dobrze wiesz, sporo zainwestowałem…

– Jasne.

– Najlepiej gdybyś rzuciła pracę i przyjechała do nas. Powinnaś tu być, rozmawialiśmy o tym. Jeśli potrzebujesz czasu na decyzję, poczekam, jeśli potrzebujesz go więcej, też poczekam.

I nic o sformalizowaniu związku. O książce. O przeszło­ści. O niespotykaniu się z innymi kobietami, nawet zawodowo.

To nie było proste. Tylko że… Gdy byli sami, było jej dobrze, bardzo dobrze.

– Potrzebuję czasu bez rozmów o nas, bez nas. Wiktor, parę dni, tydzień, dwa.

Rozłączyła się. Wiedziała, że nie oddzwoni, poinformo­wał, jaki ma stosunek do ich związku i koniec. Był pragma­tyczny. Nie obrażał się, to już wiedziała. Nie kończył roz­mów w pół słowa, jak jej się zdarzało. Czekał, a potem wracał do rozmowy, zawsze tak było.

Ewa Wilczewska, z którą Aga bardzo się zaprzyjaźniła, przypomniała jej, w jakich okolicznościach się spotkały.

– Kletno, stare dzieje. To, czego boisz się w tym związku, jest do wyjaśnienia. Wiktor poza tobą świata nie widzi. Aga, uwierz, twoje problemy są błahe.

Kletno to było jej pierwsze zawodowe zadanie. Uśmiechnęła się do wspomnień. Jakże różniło się od kolejnego. Tamto było jak… wakacje.

Dobrze było wiedzieć, że żadne rodzinne sztormy nie zniszczyły Ewie życia. Wyglądała kwitnąco, szczęście jest najlepszym kremem liftingującym. Miłosz zmienił firmę. Postanowili, że nie musi już tak długo pracować, że kredyt na mieszkanie spłacą w dłuższym okresie, nie muszą się spieszyć, mają przed sobą długie wspólne życie. Agnieszka się cieszyła, że są razem, jeszcze bardziej scementowani niż kiedyś. Mimo że w swojej sprawie przyznawała Ewie rację, nie mogła się wyzwolić od natrętnych myśli, że znowu…

– Błahe? Ja chcę mieć związek na całe życie, bez kry­zysów, bez rozczarowań.

– Tak jakby wszyscy, których spotkałaś w „Raju”, zawie­rali znajomości na chwilę…

– Wiktor takie zawierał.

– Kiedyś, ale się zmienił. Znalazł tę, której szukał.

– Mówisz w ten sposób, żeby mnie pocieszyć. Ta jego książka, „Procedury seksualne”, może i ze mną je próbuje ćwiczyć? Ludzie nie zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni.

– Przestań. Ty, humanistka, nie potrafisz odróżnić ziarna od plew!? Chcesz postąpić tak jak Tosia? Chcesz uciec?

– To nie to samo, Tosia naważyła Jackowi niezłego piwa. Nie odwrotnie, jak u nas.

– Ale uciekasz. Kochasz go?

– Tak, przecież wiesz.

– To nie uciekaj. Nie dowiesz się, jaki on jest, jeśli uciekniesz.

– Czy mówię, że chcę wyjechać na zawsze? Chcę spraw­dzić, czy mogę bez Wiktora żyć.


Aga dobrze wiedziała, że Ewa ma rację, ale emocje szły swoją drogą.

Wiktor po tamtej rozmowie jednak przyjechał do Mo­raska, w godzinach pracy Agnieszki. Niczego nieświadomi rodzice przyjęli go jak zawsze, jak członka rodziny.

Agnieszka wróciła do domu wieczorem. Owszem, cze­kała na jakiś odzew, ale nie na przyjazd. Dodatkowo nie spodobało jej się to, że Wiktor był w lepszej komitywie z jej rodzicami, szczególnie z matką, niż ona sama.

Rzuciła torebkę na kanapę i zmroziła go wzrokiem.

– Nie umawialiśmy się.

– Agnieszka! – wykrzyknęli tata i mama. Ojciec się skrzy­wił i podrapał po głowie.

– Dziewczyno, nie tak się postępuje. – Matka pokręciła głową z dezaprobatą i wyszła. Ojciec też ruszył się z miejsca.

– Aga, co cię gryzie? – zapytał Wiktor, gdy za Wroń­skimi trzasnęły drzwi. – Chodź do mnie. – Wyciągnął ręce.

Posłusznie wstała i usiadła mu na kolanach. Przytulił ją do siebie. W jego ramionach było jej tak dobrze. Mając go obok, była spokojna, ale przecież wiedziała, że nie zamknie go w klatce. Gdyby nie był tak atrakcyjny, bogaty, mądry, pociągający, nie byłaby zazdrosna!

– Nic – odpowiedziała wbrew sobie.

– Gdzie się podziała przebojowa dziewczyna, którą po­znałem w Kletnie? I dlaczego jesteś terrorystką?!

Zawstydziła się.

– Mam prawie dwadzieścia siedem lat, a wcale nie znam swojej drogi, wszystko mi się rozłazi – zaczęła się tłumaczyć, unikając konkretów. – Włożyłam mundurek i wcale nie jest mi w nim dobrze. Nic nie wiem. Czy mam dalej w to brnąć, przyzwyczaić się, czy próbować znaleźć swoje miejsce?

– Brnąć? Znaleźć? Masz na myśli nas?

– Nie.

– No, mam nadzieję.

Nie uwierzył jej, ale znów dał czas. To był ostatni dzień Agnieszki w korporacji, nikt w domu nie wiedział, że ode­szła. Nikt nie wiedział, jak źle się tam czuła. Miała naturę wolnego ptaka, a nie trybiku w maszynie. Dotąd wszystko jej wychodziło, nie zaliczała porażek, oprócz odejścia, a raczej zdrady Szymona. Minęły dwa lata, a to wciąż w niej tkwiło. Inaczej już patrzyła na mężczyzn, była nieufna, mniej spon­taniczna, wydawało jej się, że tak zostanie na zawsze. Gdyby nie mieszkanie, a raczej kredyt mieszkaniowy, jako spadek po ich nieudanym związku, po miesiącu rzuciłaby pracę w diabły. Wytrzymała siedem miesięcy. I co dalej?

– Lecę do Grecji, to na początek. – Uznała, że powinien wiedzieć.

Wiktor wstał, był strapiony.

– Muszę już jechać. Nie chcę, żebyś czuła się ograni­czana, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, na każde twoje wezwanie przylecę. Zadzwoń z drogi.

Przytulił ją tak mocno, że przeszły ją ciarki.

– Uważaj na siebie.

Gdy za Wiktorem zamknęły się drzwi, w pokoju poja­wiła się mama.

– Dziewczyno, ja ciebie nie poznaję!

– Przepraszam, ale powiedz, jak się postępuje, jeśli czło­wiek jest zraniony i nie chce grzebać w ranie?

– Przesadzasz. Zawsze byłaś perfekcjonistką, tylko że w miłości perfekcji nie znajdziesz.

– Jak się można czuć, kiedy świat jest inny, niż się spo­dziewałaś? Kiedy nic od ciebie nie zależy?

– Wyjaśnia się, rozmawia. I stara się zrozumieć świat i lu­dzi, którzy, muszę to powtórzyć, nie zawsze są perfekcyjni.

Mama była smutna.

– Może… On ma tyle znajomych… Kobiet…

– Żyje, pracuje, zawsze będą wokół niego ludzie, jeśli o to ci chodzi. Tylko że ja jestem pewna, że to odpowie­dzialny i uczciwy człowiek, i kocha cię. A ty go ranisz, podobnie jak ciebie zranił Szymon. Tylko że ty robisz to w inny sposób, z niedopowiedzeniami, co jest dużo gorsze.

Agnieszka poczuła się okropnie, jak manipulantka.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d30z3jm
d30z3jm
d30z3jm