Po otwarciu "biografii Kaczyńskiego" przeżyli szok. Jest komentarz sprawcy
Nowa biografia Jarosława Kaczyńskiego miała być szokująca i sensacyjna. Ci, którzy ją zakupili, przeżyli prawdziwy szok. Ale wcale nie z powodu odkrycia nieznanych faktów z życia prezesa Prawa i Sprawiedliwości. - To jedna wielka pustka - mówi w rozmowie z WP Mariusz Szczygieł.
Kilka dni temu w internecie zawrzało: powstała nowa biografia Jarosława Kaczyńskiego, która ma być zaskakująca, sensacyjna, a może nawet szokująca. Dla części osób obserwujących tę sprawę był to powód do snucia dywagacji i najróżniejszych przypuszczeń na temat autorstwa, zawartości i prawdziwych powodów powstania tej książki. Dla innych – sygnał do natychmiastowego złożenia zamówienia.
Dziś tysiąc egzemplarzy książki trafiło do tych, którzy ją zamówili. I rzeczywiście okazało się, że to spore zaskoczenie, a może nawet szok. Książka jest bowiem zupełnie pusta. No, może niezupełnie: na każdej stronie podzielonego na trzy rozdziały tomu znajduje się osiem gwiazdek, bezbłędnie rozpoznawalny symbol krytycznej oceny rządzącej partii.
Autorem tej zabawnej prowokacji okazał się nieznany wcześniej młody informatyk, a największym propagatorem książki ceniony dziennikarz, reporter i pisarz Mariusz Szczygieł. I to właśnie on w rozmowie z Wirtualną Polską opowiada o tym projekcie.
Przemek Gulda: Jak to się stało, że zaangażowałeś się w ten projekt?
Mariusz Szczygieł: Sam się ustanowiłem jego częścią.
Autor cię o to nie prosił?
Absolutnie nie. Wysłał mi tylko swoją książkę. Tak jak 50 innym dziennikarkom i dziennikarzom, z których mało kto zareagował. A ja ją otworzyłem i zachwyciłem się od razu. Skontaktowałem się z autorem, napisałem o tym na Instagramie i Facebooku, i tym samym zostałem PR-owcem tego projektu.
Dość przewrotnym oczywiście, bo bardzo konsekwentnie odradzałem kupowanie tej książki. Najpierw napisałem, że jest wstrząsająca i ostrzegam przed nią. A wszystkim, którzy się zainteresowali, odpisywałem potem: "Proszę nie kupować, bo przeżyje pan czy pani szok i nerwy będą zszargane".
ZOBACZ TEŻ: Kaczyński "pójdzie siedzieć"? Wymowny komentarz
Czym cię zauroczył ten pomysł?
Jest bardzo czeski. Czesi lubią się bawić w takie mistyfikacje. Najbardziej przypomina mi słynny projekt "Czeski sen" - to był film dokumentalny o fikcyjnym supermarkecie, na którego otwarcie przybyły tłumy, biegnące tam przez łąki i pola, mimo że reklamy bardzo to odradzały. Okazało się, że sklep był tylko atrapą.
Czy ta książka trafnie oddaje nastroje wobec władzy?
Bardzo. Jeśli chodzi o jej bohatera, jest przecież bardzo trafna. Nie da się nic o nim powiedzieć w tych trzech kwestiach, które są tytułami kolejnych rozdziałów: o kobietach, demokracji, dobrych intencjach. To jedna wielka pustka.
Kim jest autor książki?
To 27-letni projektant aplikacji internetowych z Krakowa. Ujął mnie nie tylko samym pomysłem, ale także tym, że kiedy zaproponowałem mu, że będziemy sprzedawać książkę na stronie internetowej księgarni Wrzenie Świata, którą prowadzi moja fundacja, odmówił.
Przedstawił bardzo istotny powód - chciał sprzedawać książkę tylko za pomocą jednego z popularnych serwisów sprzedażowych, bo tam jest bardzo prosty system zwrotu towaru. Wiedział, że niektórzy mogą być rozczarowani, a może nawet zdenerwowani tym, co znajdą w kopercie i chciał zapewnić im łatwą możliwość odesłania książki.
I dużo osób odesłało? Jakie są reakcje?
Raczej bardzo entuzjastyczne. Większość osób ten żart bardzo rozbawił. Piszą, że są zachwyceni samym pomysłem i tym, że zysk przeznaczony został na Centrum Praw Kobiet. Mówią, że kupiliby, nawet gdyby od początku wiedzieli, że to żart. Mało tego: teraz, kiedy już wiedzą, chcą dokupić kolejne egzemplarze. Cały nakład, tysiąc sztuk, rozszedł się w jedną noc. Teraz powstaje dodruk.
O czym tak naprawdę świadczy ten pomysł?
O bezradności. W kwestii protestów społecznych jesteśmy całkowicie bezsilni, one przecież niestety nic nie przynoszą. W zasadzie zostały nam już tylko trzy rzeczy. Po pierwsze: nie dawać sobie wejść na głowę i bronić się wszystkimi możliwymi metodami. Po drugie: denerwować władzę. Jak mówiła moja przyjaciółka Zofia Czerwińska: obalić nie obalimy, ale krwi możemy napsuć. I tego warto się trzymać. I wreszcie, po trzecie: możemy się śmiać. Choć oczywiście mam świadomość, że ten żart, happening, artefakt – różnie można go nazwać – bierze się z rozpaczy. To śmiech, który rodzi się na smutku.