Odrzucając wiarę, sprowadziła na siebie wyrok śmierci. Prawdziwa historia Saudyjki
Za prawo do wolności, zapłaciła wysoką cenę. "Porzuciłam islam, muszę umrzeć" to wstrząsająca opowieść Saudyjki, którą bliscy skazali na śmierć. Farita swoją historię opowiedziała Marcinowi Margielewskiemu. Publikujemy fragment jego nowej książki.
Mimo że od czasu kiedy zaczęłam chodzić do koranicznej madrasy, a moją głowę przestały zaprzątać treści niezwiązane bezpośrednio z islamem, odczuwałam spokój, wciąż nie byłam w stanie powstrzymać ciekawości świata. Nie chciało mi się wierzyć, że wszystko, co potrzebujemy o nim wiedzieć, spisano w Koranie, sunnie i hadisach.
Pogodziłam się już z tym, że skoro jestem Saudyjką, powinnam ufać ich treści, ale mimo usilnych starań nie mogłam dostrzec zła, jakie miałoby się kryć w poznawaniu innych dziedzin nauki, nawet tych sprzecznych z Koranem.
W proces dojrzewania wpisana jest potrzeba poszukiwania, ale dzieci dorastające w duchu wszechobecnej religii z reguły niczego nie szukają. Po co miałyby to robić, skoro ich rodzice i dziadkowie już wszystko im znaleźli. Wrodzona ciekawość u większości Saudyjczyków szybko zanika.
W kraju, w którym odpowiedzią na każde pytanie jest "wola Allaha", a Koran jest jedyną książką wartą czytania, bycie ciekawym świata czyni z ciebie wynaturzone dziwadło.
"Byłam arabską stewardessą". Polka nie była jedyną wykorzystywaną kobietą
Ja zawsze czułam się wybrakowana, choć jednocześnie uważałam, że moja ciekawość jest piętnem, które warto nosić.
Maile od Murada obudziły ją na nowo. Wróciła ze zwielokrotnioną siłą i chyba już nic nie było w stanie jej zatrzymać. Najgorsze było to, że wszystkie zeskanowane fragmenty książek, jakie przysyłał mi kuzyn, musiały zostawać w mailach na komputerze w pokoju Asada.
Marzyłam o tym, by móc je wydrukować, przeanalizować, nauczyć się ich na pamięć, tak jak Koranu. Wiem, że zawarta w nich wiedza w krajach Zachodu nie zrobiłaby na nikim większego wrażenia. Tamtejsze dzieci uczą się takich rzeczy już w szkole podstawowej. W moich oczach jednak była to prawda objawiona.
Do tej pory byłam na przykład przekonana, że ptaki latają dzięki mocy Allaha, nie miałam pojęcia o niesamowitej naturalnej inżynierii, która pozwala im wzbić się w niebo. W Koranie zapisano: Czyż oni nie widzieli ptaków posłusznych w przestworzu nieba, których nie ma nikt, jak tylko Bóg? Zaprawdę, w tym są znaki dla ludzi, którzy wierzą!
We fragmencie książki, który wysłał mi Murad, był rysunek ptaka, przekrój jego skrzydeł i dokładny opis tego, jak to się dzieje, że zwierzęta te unoszą się w powietrzu.
Było tam wszystko o pneumatycznych kościach, opływowym kształcie, piórach, które nadają im aerodynamiki, i machaniu skrzydłami, które jest w lataniu kluczowe.
Koraniczne wyjaśnienie było znacznie prostsze, używane zresztą do opisania wielu zjawisk. Ale skąd mogłam wiedzieć, że to nie Bóg nimi porusza. A może porusza? Może te wszystkie informacje wysyłane przez Murada to kolejna porcja trucizny stworzonej specjalnie, by podważyć naszą religię? Czy Bóg mógłby stworzyć ptaki, a potem zapomnieć, dzięki czemu tak naprawdę latają? Niemożliwe. Wszechwiedzący Bóg nie mógłby niczego zapomnieć.
Skąd zatem tak różne teorie na temat tak prostej rzeczy?
Prawdziwa mogła być tylko jedna z tych wersji. Nie byłam jeszcze gotowa rozstrzygać która, ale wciąż chciałam wiedzieć więcej, nawet jeśli w moim kraju ta wiedza traktowana była jak bluźnierstwo.
W ciągu kilku miesięcy przeżyłam sporo podobnych zaskoczeń. Nie mniejszym było wyjaśnienie, dlaczego latają samoloty, bo choć w Koranie nie ma o nich ani słowa, nietrudno zgadnąć, że gdy pytają o to saudyjskie dzieci, słyszą od swoich rodziców, że – oczywiście! – unosi je Allah. A gdy spadają, to tylko dlatego, że ciężar grzechów ludzi na pokładzie jest tak wielki, iż Bóg wypuszcza je ze swojej dłoni.
Nadal nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Allah nie mógł tak po prostu dać nam samolotów od razu, tylko przez wieki kazał ludziom podróżować na wielbłądach. Nie wspomnę już o samochodach, bo te też mogły się pojawić za jego sprawą dużo wcześniej.
– Farita, idź się pomodlić – ucięła dyskusję ciotka. – Natychmiast. Znowu zatruwasz swoją głowę niepotrzebnymi myślami. One do niczego dobrego cię nie doprowadzą. Przeproś za nie Boga i poproś, by chronił cię przed kolejnymi.
Ale ja nie miałam zamiaru tego zrobić. To był chyba mój pierwszy świadomy akt nieposłuszeństwa wobec Boga. Nie czułam, że myśli są czymś, za co trzeba przepraszać, choć od dziecka mi to wmawiano. A już na pewno nie miałam zamiaru prosić, by myśli przestały nawiedzać moją głowę. Były dla mnie problemem, ale czułabym się pusto, gdyby tak nagle zniknęły.
Dopiero wiele lat później przeczytałam, że stwierdzenie "Myślę, więc jestem" nie było moim odkryciem. Ale choć Kartezjusz wypowiedział te słowa pierwszy, ja stanowiłam dowód na prawdziwość tej maksymy i samodzielnie do niej doszłam. Miałam zamiar się tego trzymać bez względu na konsekwencje. Tylko z jednego nie zdawałam sobie sprawy – to właśnie w tym momencie zaczęło się moje odchodzenie od wpajanej mi od dziecka religii.
Powolna degradacja wiary, walka o jej utrzymanie, aż wreszcie zwycięstwo racjonalności nad tym, co niezbadane i kompletnie nienamacalne. To się już we mnie działo, ale wtedy jeszcze nie byłam w stanie w pełni tego dostrzec.
Spędzałam godziny w księgarniach przy Oxford Street i Shaftesbury Avenue, gdzie czytałam i czytałam, i czytałam. Chciałam mieć te wszystkie książki na własność, ale wiedziałam, że nie mogę żadnej z nich zabrać ze sobą. Ludziom Zachodu może się to wydać nieprawdopodobne, ale o niektórych, nawet najbardziej podstawowych prawach natury czytałam wtedy po raz pierwszy.
Miałam siedemnaście lat, a fascynowała mnie wiedza z książek dla dzieci. Chciałam zostać w Londynie na zawsze, choć wiedziałam, że nie ma na to szans. Musiałam wrócić do Arabii, bo po pierwsze nie było mnie stać na to, by tu mieszkać, po drugie wiza ograniczała czas mojego pobytu, a po trzecie mój ojciec i brat nigdy by mi na to nie pozwolili.
I tak okazało się, że wracamy do Rijadu kilka dni wcześniej, niż było zaplanowane. Asad nie chciał mi powiedzieć dlaczego. Rzucił tylko, że dostał wiadomość od ojca i że nie możemy zostać dłużej w Londynie. Przez cały lot powrotny zastanawiałam się, co mogło być tego powodem.
I wciąż na pierwszy plan wysuwało się podejrzenie, że chodzi o moje zamążpójście.
Miałam siedemnaście lat, tyle samo, ile Dina, kiedy wyszła za mąż. Aasma miała piętnaście. Wiedziałam, że tylko kwestią czasu jest, kiedy ojciec przedstawi mi mojego przyszłego męża. Z pewnością to z tej przyczyny wezwał nas wcześniej. Może też dlatego tak naprawdę pozwolił mi polecieć do Londynu. Żebym po raz ostatni poczuła się wolna.
Książka Marcina Margielewskiego "Porzuciłam islam, muszę umrzeć" ma premierę 25 stycznia 2022 r. Ukazuje się nakładem wydawnictwa Prószyński Media.