Trwa ładowanie...
d2jbtoq
31-01-2020 06:57

Noworoczne anioły

książka
Oceń jako pierwszy:
d2jbtoq
Noworoczne anioły
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Historia rozpoczyna się w noc sylwestrowa, kiedy trzy przyjaciółki
wymyślają swoje noworoczne postanowienia…
– Nasze postanowienia, szybko! W tym roku traktujemy je poważnie!
– Nowa, lepsza praca – rzuciła Anka bez większego namysłu.
– Najcudowniejsze wesele pod słońcem – zapowiedziała Zuzanna.
– W tym roku wydam wreszcie moja książkę! – zakończyła Matylda.
Deklaracjom przyjaciółek przysłuchują się ich aniołowie stróżowie,
którzy mają jednak względem swoich duszyczek zupełnie inne plany…
Dzięki nim przeżywają radości, ale również zwątpienia, i robią, co mogą,
żeby ich podopieczne nie pakowały się w tarapaty. W pewnym sensie
upodabniają się do swoich duszyczek. A może to duszyczki upodabniają
się do nich…?
To naprawdę dobra książka. Napisana lekko, ale bardzo sprawnie. Dialogi są żywe, zabawne; autorka bardzo umiejętnie posługuje się piórem. Trudno uwierzyć, że to debiut. Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i szczerze polecam!
Magdalena Kawka, autorka m.in. książek Rzeka zimna, Pora westchnień, pora burz.
Dawno już nie czytałam książki z tak uderzeniową dawką optymizmu. Bo kto nie chciałby wierzyć, że wokół nieustannie krąży niewidzialny ktoś, który ma zadanie zatroszczyć się o nas? Może jest trochę powolny i nie za bardzo nadąża za dzisiejszymi czasami, czasami bywa marudny i trochę zbyt opiekuńczy, ale kto by się na niego gniewał? Przecież to nasz własny, prywatny anioł stróż!
Iwona Czarkowska, autorka m.in.książek Dama z kotem, Wesoła rozwódka

Noworoczne anioły
Numer ISBN

978-83-7674-667-8

Wymiary

205x145

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

448

Język

polski

Fragment

Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężką mamy pracę. Szczególnie dzisiaj – nie mam tu na myśli dzisiejszego dnia, chociaż też był dość męczący, ale całą epokę. Gdyby wiedzieli, jak bardzo się staramy, może nie próbowaliby ze wszystkich sił utrudniać nam zadania…

(Z dziennika Annaela, anioła stróża Anny)

Szminki, szaliczki, szpileczki i książkowe romanse. Bardzo staram się zrozumieć moją podopieczną i pomóc jej, w miarę moich możliwości. Ten rok zapowiada się nie najlepiej, zwłaszcza że, wbrew temu, co niektórzy uważają, nie czytam w myślach… Ale powtarzam sobie, wytrwale: Niebo miało jakiś cel, przydzielając mi tę misję.

(Z notatnika Matiela, anioła stróża Matyldy)

…O, mój dobry Boże!

(Z pamiętnika Zanaela, anioła stróża Zuzanny)

ZIMA

ROZDZIAŁ 1

Gdy patrzyło się z góry, Warszawa przypominała labirynt świateł. Krzyżujące się arterie ulic, jasno oświetlone wieżowce w centrum, szpalery latarń i okna, nieprzeliczone ilości okien. Był trzydziesty pierwszy grudnia i właśnie minęła dziewiąta wieczorem. Warun­ki do lotu – niestety umiarkowane. Mokry śnieg spadał z chmur, topniejąc jeszcze w powietrzu. Nie miał czasu dotrzeć do ziemi, chętnie za to osadzał się na skrzydłach. Poza tym trzeba było uwa­żać na fajerwerki; od czasu do czasu niebo przecinały pojedyncze race, rozbłyskując i szybko gasnąc. Najwyraźniej warszawiacy nie mogli się już doczekać nowego roku, który na pewno będzie lepszy niż poprzedni.

W oświetlonym oknie na parterze bloku pojawiła się zgrabna dziewczęca postać. Ustawiła szklanki na ladzie pod oknem i zaczę­ła pospiesznie szykować drinki. Od strony przystanku autobusowego nadciągali już goście. Dwie młode kobiety szły pewnym krokiem, najwidoczniej dobrze znając trasę. Gdy dochodziły do końca ulicy, wydarzyła się pewna znacząca rzecz, która łatwo mogła umknąć ludz­kiej uwadze. Wyższa z dziewczyn, blondynka balansująca na wyso­kich obcasach, poślizgnęła się na lodzie pod blokiem. W ostatnim momencie, i jakby wbrew zasadom fizyki, złapała równowagę i ro­ześmiała się, maskując zażenowanie. Jej koleżanka, niższa i pulch­niejsza brunetka, również zachichotała, zgodnie z oczekiwaniami nie zauważając w całej sytuacji niczego niezwykłego. Nacisnęła guzik domofonu i chwilę później gospodyni otworzyła im drzwi. Przyja­ciółki przywitały się serdecznie, ściskając, komplementując i przery­wając sobie wpół zdania, po czym przeszły do salonu, specjalnie na tę okazję udekorowanego dziesiątkami balonów.

Tymczasem, z czego żadna z nich nie zdawała sobie sprawy, ktoś przyglądał im się uważnie, zaglądając do mieszkania od strony chłod­nej sylwestrowej nocy, a dokładniej: przez balkonowe drzwi.

– W nowym roku zacznę nową pracę – ogłosiła Anka. Nie zdję­ła szpilek i rozsiadła się na kanapie, przewieszając nogi przez po­ręcz, żeby nie uszkodzić obicia. Pomimo że jedynym zaproszonym na imprezę przedstawicielem męskiej płci był Raster, pies gospodyni, dziewczyna włożyła dużo wysiłku w skompletowanie stroju na ten wieczór. Czarna sukienka pasowała do czarnych butów, które dobrano specjalnie do skórzanej torebki, również kruczoczarnej. Monotonię koloru przełamywała intensywnie czerwona szminka. Krótkie blond włosy Anna zaczesała na bok i wzmocniła fryzurkę żelem, uzyskując efekt permanentnego wiatru, wiejącego z lewej strony.

– A co z twoją poprzednią robotą? – Matylda spojrzała na nią z zaciekawieniem, kołysząc lekko niemal pustą szklanką, na której dnie pływał plasterek limonki. Matylda uważała się za artystyczną du­szę. Twórcze nastawienie do świata podkreślał wielki fioletowy szal narzucony na sukienkę i kilkanaście brzęczących bransoletek. Tak naprawdę więcej o charakterze dziewczyny mówiły trudne do ujarz­mienia ciemne loki, ale Matylda nie przepadała za nimi, podobnie jak za swoją zaokrągloną sylwetką. Zuzanna, trzecia z przyjaciółek i jednocześnie gospodyni tej kameralnej imprezy, podsunęła jej nową szklankę. Miała powody do dumy: drinki były kolorowe, zaopatrzone w zakręcone słomki i małe parasolki. Mniej wysiłku Zuza włożyła we własny strój, decydując się na celebrowanie sylwestrowej nocy w legginsach i swetrze. Usiadła teraz na drugiej kanapie, opierając się o leżącego już na niej psa.

– To nie była inspirująca praca, czułam, że się nie rozwijam, sama podcinam sobie skrzydła. – Anka westchnęła teatralnie, nieświado­mie cytując artykuł, przeczytany ostatnio w którymś z kobiecych pism.

– Szkoda – powiedziała Matylda. – Zwłaszcza że zapowiadało się ciekawie. Tyle mówiłaś o swoim przystojnym szefie…

– Co? A bo to mało przystojnych mężczyzn! – Anka machnę­ła ręką, znów nieco zaskakując Matyldę, która miała dobrą pamięć i nie zapomniała, że przy poprzedniej rozmowie wypracowały teorię,

zgodnie z którą wszyscy przystojni mężczyźni zginęli podczas dru­giej wojny światowej, co miało tłumaczyć obecny stan świata. Tym­czasem Ania wyraźnie się spieszyła, żeby zmienić temat.

– Przynajmniej nie muszę spędzać sylwestra na eleganckiej im­prezie z ludźmi z pracy – stwierdziła z przekonaniem. – Ostatni raz witałyśmy Nowy Rok we trójkę chyba w gimnazjum.

– W pierwszej klasie liceum – poprawiła ją Matylda. – Chociaż swoją drogą to dziwne, że nie ma z nami Adama.

Zuzanna drgnęła, jakby nagle wywołana do odpowiedzi. Poprawi­ła kosmyk włosów, który wysunął się z luźno upiętego koka.

– Och, Adam musiał wyjechać. Jego mama ma problemy ze zdro­wiem, nagle jej się pogorszyło. – Westchnęła, z pewną ulgą wypowia­dając na głos to, o czym myślała przez cały wieczór.

– To fatalnie. – Anka zmarszczyła brwi. Obie z Matyldą kibico­wały związkowi Zuzy i obie dzielnie starały się jej nie zazdrościć. Niektóre dziewczyny po prostu mają szczęście w miłości. Ich przy­jaciółki niekoniecznie – zapewne wszechświat pozostaje dzięki temu w stanie równowagi.

– Powinien wrócić zaraz po Nowym Roku. – Zuzanna trochę się rozchmurzyła na myśl o przyjeździe Adama. – To ostatni sylwester, który spędzamy osobno…

– No nie mów! – Anka pisnęła, a Matylda momentalnie zerwała się z miejsca. Kolorowe bransoletki na jej nadgarstkach zabrzęczały, uderzając o siebie, podczas gdy dziewczyna wymachiwała rękami.

– Zrobił to! – Cieszyła się. – To dopiero nowina na początek no­wego roku!

Zuza, już zupełnie rozpromieniona, podciągnęła przydługi rękaw swetra i wyciągnęła przed siebie rękę. Jej serdeczny palec ozdabiała cienka srebrna obrączka.

– Bardzo ładny – pochwaliła Matylda nieco mniej entuzjastycz­nym tonem, podczas gdy Anka uśmiechała się niezbyt szczerze. Nic dziwnego, że nie zauważyły go wcześniej. W ich wąskim gro­nie Adam nosił przydomek „księcia z bajki”. Banalny, to prawda, ale nigdy nie udało im się wymyślić niczego bardziej adekwatnego. Wybranek Zuzanny przywodził na myśl bohatera Disneyowskiej kre­skówki: wysoki blondyn, szarmancki i opiekuńczy, a jakby tego było mało – również dobrze ustawiony. Według tego, co mówiła Zuza,

Adam miał odziedziczyć rodzinną firmę produkującą pokrycia dacho­we; papę, dachówki czy coś równie nieciekawego, niemniej – był to intratny biznes. Przyjaciółki Zuzy spodziewały się ujrzeć co najmniej ogromny brylant. Skromny pierścionek bez oczka mógłby ładnie wy­glądać na palcu którejkolwiek z ich koleżanek i bez wątpienia dla każdej z nich stanowiłby spełnienie dziewczęcych marzeń, ale jako dowód miłości Adama był po prostu nie na miejscu.

– Chcemy zamówić bardzo eleganckie obrączki – wyjaśniającym tonem powiedziała Zuza, domyślając się, że jej pierścionek nie zro­bił właściwego wrażenia. – Zdecydowaliśmy się na białe złoto… No i nadal zastanawiam się nad wyborem sukienki, muszę się chyba po­spieszyć, ślub już za kilka miesięcy, w maju…

Rozmarzona, sięgnęła po jeden z leżących na stole katalogów ślubnych i wszyscy, nie wyłączając psa, pochylili się nad kolorowymi zdjęciami.

Zostało zaledwie kilka minut starego roku, kiedy przyjaciółki wyszły na balkon. Żadnej z nich nie chciało się zakładać płaszcza, ale rozen­tuzjazmowane nie czuły chłodu.

– Nasze postanowienia, szybko! – Matylda pierwsza poruszyła tradycyjny noworoczny temat. – W tym roku traktujemy je poważ­nie – zaznaczyła tonem niepozostawiającym żadnych wątpliwości. Jej słowa spotkały się z gorącą aprobatą.

– Nowa, lepsza praca – rzuciła Anka bez większego namysłu, a Matylda i Zuza spojrzały na nią z podziwem. Ich przyjaciółka uro­dziła się pod szczęśliwą gwiazdą i kolekcjonowała życiowe zwycię­stwa tak jak normalni ludzie kolekcjonują figurki z porcelany albo pocztówki. Świadoma ich spojrzeń, Anna prędko odwróciła się do Zuzanny:

– Wszyscy już się domyślają, co powiesz, ale…

– Najcudowniejsze wesele pod słońcem. – Zuzanna potwierdzi­ła ich przypuszczenia, po czym bardzo dziewczęco się zaczerwieniła i dodała cichym głosem: – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę spędzi­my resztę życia we dwoje.

– Jak w mojej powieści! – wykrzyknęła Matylda. – No właśnie, bo jeszcze nie wiecie, jakie jest moje postanowienie…

Przyjaciółki spojrzały na nią bez zrozumienia.

– Tak, w tym roku wydam wreszcie moją książkę! – dokończyła dziewczyna. Rozejrzała się wokół, czekając na aplauz. Jednak ta de­klaracja nie spotkała się z oczekiwanym entuzjazmem.

– Um… to świetnie – rzuciła Zuza. – Ale już ją chyba wysyłałaś…

– Do wszystkich wydawców w tym kraju – dokończyła bezlitośnie Anka. – Wiem, bo pomagałam ci adresować koperty kiedy byłyśmy na pierwszym roku studiów.

– Poprawiłam ją.

– Na trzecim roku – uściśliła Zuzanna. – Pamiętam, wtedy ja cho­dziłam z tobą na pocztę.

– Słuchajcie, wiem, że dotychczas wszyscy ją odrzucili! – Ma­tylda mówiła nieco za głośno. – Ale to historia prawdziwej miłości. Włożyłam w nią całą duszę. Nawet ty – spojrzała na Zuzę – musiałaś przyznać, że mój bohater jest bezkonkurencyjny.

– Był tak nieziemski, że aż przybył z kosmosu. – Anka nawet nie starała się ukryć rozbawienia.

– Z rzeczywistości równoległej – sprostowała Matylda, urażona. – To literacki symbol przenikania się światów, kobiecej i męskiej energii…

– Za spełnienie naszych marzeń! – Zuzanna przerwała jej w pół sło­wa, usiłując ratować sytuację. Bądź co bądź, nie wolno deptać cudzych marzeń, zwłaszcza w sylwestra. Dobrze wyczuła moment; w tej wła­śnie chwili wybiła północ i niebo rozświetliły pióropusze wielobarw­nych świateł. Wtórowało im dzikie szczekanie psów i radosne okrzyki imprezowiczów z całego osiedla. Przyjaciółki zapatrzyły się na niebo. Nawet Matylda zapomniała na chwilę o swojej powieści z włożoną do środka całą duszą. Anna uśmiechała się promiennie, zupełnie jak­by wszystkie fajerwerki wystrzelono na jej cześć, a Zuzanna śledziła pokaz sztucznych ogni z rozmarzonym wyrazem twarzy. Dopiero po chwili przypomniała sobie o psie i pomknęła do salonu, żeby spraw­dzić, czy Raster nie potrzebuje psychicznego wsparcia. Po drodze rzu­ciła okiem na milczący telefon komórkowy i wyraźnie posmutniała.

Dopiero gdy fajerwerki na dobre ucichły, Zuza wróciła na balkon razem z psem. Matylda i Anka, serdecznie objęte, przekomarzały się na temat powieści. Raster przez chwilę kręcił się im pod nogami, parę razy szczeknął i zaczął energicznie merdać ogonem, jakby się z kimś witał. Jednak kobiety odczuły w końcu chłód sylwestrowej nocy, więc ociągając się tylko trochę, wrócił za nimi do mieszkania. Na balkonie,

z czego przyjaciółki nie zdawały sobie sprawy, choć dla psa było to zupełnie oczywiste, ktoś został. Właściwie to było ich trzech, wszy­scy trzej – niewidzialni i ogromnie zafrasowani.

– Nie będzie łatwo, chłopaki. – Matiel odezwał się pierwszy, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzał na pozostałą dwójkę. Annael z nieokreślonym wyrazem twarzy udawał, że nadal obserwuje niebo, na którym zgasły już fajerwerki. Zanael odwzajemnił jego spojrzenie, ale miał taką minę, jakby chciał schować głowę w skrzydłach.

– Matylda tak bardzo marzy o tej książce… – westchnął Matiel. – Może gdyby…

– Tu i dobry Boże nie pomoże – przerwał mu Annael. – Przyznaj wreszcie, że twojej podopiecznej poskąpiono pisarskiego talentu. Od lat prześladujesz jej potencjalnych wydawców.

– Są teraz dużo lepszymi ludźmi – bąknął Matiel. – Udało mi się wlać w ich dusze wiele przychylności dla debiutantów i miłosierdzie, morze miłosierdzia, poruszyłem najbardziej stwardniałe sumienia, niektórzy zaczęli sami odpisywać pisarzom na maile i listy…

– Wydali w rezultacie dużo niepotrzebnego chłamu – wypomniał mu Annael. – Ale nadal nie chcą książki Matyldy.

– Ale nie jesteśmy od spełniania życzeń, prawda? – odezwał się wreszcie Zanael. – Zostaliśmy wybrani, aby być przewodnikami. A powierzone nam dusze powinny zakończyć przyszły rok… odro­binę mądrzejsze. Rozumiecie, myślę o życiowym doświadczeniu, o hierarchii wartości…

– Ale też szczęśliwsze – dorzucił Matiel.

– Mądrzejsze czy szczęśliwsze, na jedno wychodzi – podsumo­wał Annael. To naprawdę dobrze zabrzmiało. Przez chwilę cała trójka milczała. Wiatr mierzwił białe pióra skrzydeł, a śnieg znów zaczął nieśmiało padać, osiadał na aureolach i natychmiast topniał od ich blasku. Matiel poruszył gołymi palcami stopy.

– W tym roku nie poradziliśmy sobie najlepiej – Annael pierwszy wypowiedział na głos to, o czym wszyscy trzej myśleli. – Zuzanna na okrągło mówi tylko o ślubie, Matylda ubzdurała sobie, że jest pisarką…

– Za to Anna wyrosła na egoistkę, której wszystko się udaje, za­wsze jakimś cudem – wytknął mu Zanael, urażony. – Co w tym złe­go, że dziewczęta marzą o ślubach?

Matiel wydał z siebie znaczące chrząknięcie.

– Nie sądzisz, że byłoby lepiej…

– Negocjuję z aniołem stróżem Adama – przerwał gwałtownie Za­nael. – Ma go dopilnować. Adam będzie jeszcze dobrym mężem dla Zuzanny. Więcej wiary!

Annael jednak pokręcił głową.

– Brakuje ci dystansu – zauważył. – Czy nie powiedziałeś przed chwilą, że powinny zakończyć przyszły rok odrobinę mądrzejsze? Ukrywanie prawdy jeszcze nigdy w tym nie pomogło.

– Z tą mądrością to pewnie był przytyk w naszą stronę – obruszył się Matiel. – Widzisz drzazgi w naszej pracy, a nie dostrzegasz tej wielkiej belki…

Zanael bardziej się zasępił.

– Może macie rację – przyznał wreszcie. – Dziewczyny nie mają pojęcia, czego powinny sobie życzyć na nowy rok. Ale – dodał po chwili – to dotyczy całej trójki.

Posłał znaczące spojrzenie Annaelowi.

– Anna wierzy w siebie i ma szczęście – rzucił ten obronnym to­nem. – Popełnia pewne błędy, ale powoli z nich wyrasta…

– Zwolnili ją z pracy – przypomniał mu Matiel. – I chyba mieli powody…

– To był tylko staż, nie praca. – Annael założył ręce na piersi w obronnym geście. – To nic takiego. Teraz znajdzie nowe zajęcie…

– I dalej będzie jej się wydawało, że jest dzieckiem szczęścia – nie odpuszczał Matiel. – Myślisz, że nie widzieliśmy, kto ją przytrzy­mał, kiedy się poślizgnęła przed wejściem do bloku? Zawsze robisz to samo.

Annael, zafrasowany, znów zapatrzył się w przestrzeń. Czas mijał powoli, ale aniołom zazwyczaj się nie spieszy, wolą wszystko prze­myśleć na spokojnie.

– No dobrze… – powiedział w końcu, zdecydowany. – Nieważne, ile pracy nas to będzie kosztowało, ale to właśnie będzie nasze posta­nowienie noworoczne.

Zanael i Matiel pokiwali głowami, doskonale zgodni. W ciągu nadchodzących dwunastu miesiący życie ich podopiecznych zmieni się na lepsze.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2jbtoq
d2jbtoq
d2jbtoq
d2jbtoq