Niewidzialni, tom 3 - recenzja komiksu wyd. Egmont
Trzeci tom "Niewidzialnych" wieńczy list Granta Morrisona, w którym autor obiecuje wydawcy, że tym razem historia będzie skrzyżowaniem "Jamesa Bonda", Tarantino i "Z Archiwum X". I faktycznie, pierwsze zeszyty to zupełnie inna jakość.
We wspomnianym liście do Vertigo Grant Morrison przyznaje, że nie wszystko poszło tak, jak planował. "Niewidzialni" sprzedawali się poniżej oczekiwań, seria była zbyt "brytyjska" dla amerykańskiego czytelnika, a ciągłe zmiany rysowników okazały się nie najlepszym pomysłem.
Szczerze? Zupełnie się nie dziwię. Choć słabego odbioru "Niewidzialnych" upatrywałbym raczej w pretensjonalności scenariusza i erudycyjnych wygibasach Morrisona, który nie wie, kiedy powiedzieć stop. Wszystko to sprawiało, że w gruncie rzeczy błyskotliwa i jak na tamte czasy przełomowa historia (chwilę potem rodzeństwo Wachowskich wykorzysta podobny patent w "Matriksie") miejscami była dla mnie po prostu nie do przejścia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Stąd też moje zwlekanie z lekturą trzeciego tomu, po który sięgnąłem, kiedy moja kupka wstydu stopniała i odsłoniła okładkę z dobrze znanymi facjatami. I tu wielkie zaskoczenie, bo przynajmniej pół albumu to Morrison okiełznany i w końcu dający się czytać.
Tym razem akcja przenosi nas do USA i rozpoczyna się rok po wydarzeniach z drugiej części, kiedy zespół odbił King Moba z laboratorium Archonów. Niewidzialni łączą siły z "kierującą komórką lesbodziałaczek zwanych Morderczymi myszkami" jednooką Jolly Roger i ruszają do tajnej bazy na pustyni, aby wykraść antidotum na HIV.
Mało? Dodajmy do tego porcelanowe pociągi, Big Pharmę, kolejne bestialskie starcia z Zewnętrznym Kościołem oraz Roberta Oppenheimera i jego słynne słowa "Stałem się Śmiercią. Niszczycielem światów", które w "Niewidzialnych" mają naprawdę sprawczą moc.
Jak widać, wyobraźnia Morrisona pracuje tu na pełnych obrotach. Jednak istotniejsze jest to, że nareszcie dostajemy świetnie napisaną, dowcipną, pełną akcji i nieprzegadaną historię, która po prostu czyta się sama. Dla autora to być może obniżenie lotów, ale dla czytelnika czysty zysk.
W trójce poznajemy też przeszłość Ragged Robin, co niestety prowadzi nas do wydarzeń stylem pisania przywodzącego poprzednie części - a więc przeładowanej narracji i bełkotliwej fabuły opartej na podróżach w czasie i retrospekcjach. Widać, że Morrison nie mógł długo wytrzymać, acz przy odrobinie samozaparcia jest to jeszcze do strawienia. Zwłaszcza, że za oprawę w większości odpowiada tu niezwykle utalentowany Paul Jimenez, który świetnie czuje ducha tej wariackiej opowieści.
Reasumując - świetny początek, nieco gorszy środek i satysfakcjonujące zakończenie rozbudzające apetyt na kontynuację, która wedle zapowiedzi Egmontu będzie miała premierę jeszcze w grudniu tego roku.
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat "One Piece" Netfliksa, masakrujemy "Ślub od pierwszego wejrzenia" i "Żony Warszawy", a także rozwiązujemy "Problem trzech ciał" i innych nadchodzących ekranizacji. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.