Trwa ładowanie...
d4ggjud
05-02-2020 00:37

Mrok i mgła nad Auschwitz. Wspomnienia więźnia nr 20017

książka
Oceń jako pierwszy:
d4ggjud
Mrok i mgła nad Auschwitz. Wspomnienia więźnia nr 20017
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Cztery lata piekła w relacji naocznego świadka.
Wydaje się, że o Auschwitz powiedziano już dość. Jednak wspomnienia Stanisława Głowy dowodzą, iż jest to temat, który, zgłębiany choćby wielokrotnie, nigdy nie przestanie zadziwiać i przerażać.
Głowa przeżył w KL Auschwitz blisko cztery lata i zrobił tam swoistą „karierę”. Dzięki umiejętnościom, obrotności, sprzyjającym okolicznościom oraz ludziom – czasem nawet wbrew sobie – „awansował” na kolejne stanowiska. Na nich nie tylko mógł przetrwać we względnie lepszych warunkach, ale także konspirować i obserwować, a w końcu opisać funkcjonowanie różnych członów obozu, przeplatając swą relację obrazami z życia codziennego.
Autor nie oddaje oczywiście całości obozowego życia, ale jego opis jest bardzo szeroki, a nadto rzeczowy, treściwy i bezpośredni. Nie obawia się nazywać spraw i sprawców po imieniu. Dzięki temu właśnie jego wspomnienia wywierają ogromne wrażenie.
Główny tekst uzupełniony został w niniejszej książce treścią spisanych w innym czasie przez Stanisława Głowę artykułów i dokumentów, w których rozwija on i pogłębia niektóre wątki obozowe.
Opracowanie zilustrowano zdjęciami z archiwów rodziny.

Mrok i mgła nad Auschwitz. Wspomnienia więźnia nr 20017
Numer ISBN

978-83-66217-01-0

Wymiary

145x205

Oprawa

twarda z obwolutą

Liczba stron

264

Język

polski

Fragment

8. Rzeź niewiniątek

Muszę się jednak chwilę zatrzymać nad grupą młodych chłopców przywiezionych do Oświęcimia po pacyfikacji Zamojszczyzny i skazanych na śmierć przez zaszpilo­wanie. Chłopcy w wieku od lat siedmiu do czternastu w liczbie około stu. Wśród nich był tylko jeden Żyd, bar­dzo przyjemny brunecik. Pewnego dnia rankiem po ape­lu Rapportführer Palitsch z grupą SS-manów prowadzili tych chłopców na blok 11. Nie wiem, z jakich przyczyn nie doszło do ich rozstrzelania, prawdopodobnie z uwa­gi na dużą ich liczbę. Wszyscy byli już więźniami poli­tycznymi, bo posiadali numerację obozową.

Po jakiejś godzinie całą tę grupę przeprowadzono na blok 20., polecono chłopcom rozebrać się i ulokowa­no ich w Waschraumie rzekomo do kąpieli. Na koryta­rzu zobaczyłem Pańszczyka oraz dwóch pomocników przygotowujących się do akcji. Zatrzymałem Mietka na korytarzu i do głębi wzburzony nawymyślałem mu od zbrodniarzy i morderców dzieci polskich. Dodałem, że nigdy dotąd nie widzałem podobnych morderców. „Je­żeli poważysz się zabijać polskie dzieci, to my ciebie, Mieciu, zamordujemy tak, że nawet nie będziesz wie­dział kiedy”.

Było mi już wszystko jedno, a słowa moje, podobnie jak innych kolegów, którzy przeciw niemu występowali, poskutkowały. Miecio gdzieś zniknął, schował się, zarył pod ziemię. Nastąpiła kilkugodzinna zwłoka w egzeku­cji. Ja tymczasem zająłem się dziećmi, które wszystkie­go się domyślały.

W Waschraumie jeden płacz. Pocieszałem i tuliłem jak mogłem do serca te polskie płowe czupryny. Pa­miętam, że pierwsi, którzy się opanowali, byli chłopcy o nazwiskach Rycak i Rycaj (nr 86910, 86911), bardzo podobne polskie nazwiska. Obaj byli starsi, nie przekro­czyli jednak czternastego roku życia.

Atmosferę polepszył nieco kocioł gorącej zupy, któ­rą zorganizowaliśmy i którą wniesiono do sali. Wszyscy byli głodni. Zacząłem wydawać zupę i dolewki. Po po­siłku języki dzieci rozwiązały się. Adwokat Weber z Kra­kowa śpiewał dzieciom przeróżne piosenki. Mówili cud­nie, mówili prosto, mówili o rodzicach, o wsi rodzinnej i o tym, jak strasznie dziecięcymi serduszkami kochają swoją Ojczyznę.

Byłem twardym i zahartowanym już więźniem, ale tego wytrzymać nie mogłem. Łzy ciekły same wbrew mej woli. Widziałem całą umęczoną Polskę, widziałem wówczas morze krwi i ofiar. Widząc to, Rycaj mówi do mnie:

– Pan płacze? To my zapewne wszyscy pójdziemy na śmierć. Niech nam pan powie prawdę.

Egzekucja zaczęła się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Pańszczyka nie odszukano. Jego miejsce zajęli Haupt­scharführer Scherpe i Rottenführer Hantl. Zaczęła się Golgota. Mordowanie dzieci wśród ogromnego płaczu, wrzasku i jęków. Może oprawcy nie rozumieli polskiej mowy, ale do ich świadomości musiały dotrzeć okrzyki:

– Za co nas pan zabija, czy pan nie ma dzieci?

– Czy pan nigdy nie był ojcem?

– Jezus Maria, za co my musimy umierać?

– Mamusiu, tatusiu, ratujcie mnie, ginę niewinny!

Trzy i pół godziny trwała ta dantejska scena, a ja do dnia dzisiejszego mam poważne wyrzuty sumienia, dlaczego odciągałem od akcji Pańszczyka. Przy swojej technice byłby całą akcję zakończył w godzinę. Tymcza­sem nieobeznany Niemiec robił to niedołężnie, powoli, wywołując wśród dzieci tak przerażającą panikę. O was, dzieci Zamojszczyzny, ani ja, ani my wszyscy nie zapo­mnimy nigdy. Wasze buzie mam stale przed oczyma. Miałem najlepsze intencje, że grą na zwłokę uda mi się was uratować, względnie przedłużyć życie. Niestety sta­ło się inaczej.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ggjud
d4ggjud
d4ggjud
d4ggjud