Trwa ładowanie...
d126p6j
03-08-2021 11:00

Morderstwa znad Wisły. Tajemnicze i nierozwikłane polskie sprawy kryminalne

książka
Oceń jako pierwszy:
d126p6j
Morderstwa znad Wisły. Tajemnicze i nierozwikłane polskie sprawy kryminalne
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Polskie Milczenie owiec. Po dokładniejszym zbadaniu znaleziska okazało się, że to nie śruba barki zmieliła i oskórowała ciało.
Polska Tragedia na przełęczy Diatłowa. Zdarza się, że malownicze górskie trasy kryją mroczne tajemnice, stając się niemym świadkiem okrutnych zdarzeń…
Polski Kuba Rozpruwacz. Kobiety mordował tym, co miał pod ręką: śrubokrętem, butelką, szprychą.
Wszystkie te sprawy łączy nieznany motyw, ludzka potworność oraz bezradność organów ścigania i sprawiedliwości.
Czy istnieje zbrodnia doskonała? Jak sytuacja polityczna wpływa na przebieg śledztwa? Dlaczego policyjne procedury czasami zawodzą?
Oto zbiór najgłośniejszych, niewyjaśnionych spraw kryminalnych, zarysowany na tle zmieniającej się przez dekady polskiej rzeczywistości. Część z nich to zbrodnie, które na zawsze pozostaną w zakurzonych archiwach, a ich sprawcy nigdy nie odpowiedzą za swoje czyny. Niektóre – mimo że znalazły swój finał na salach sądowych – niosą za sobą więcej pytań niż odpowiedzi.

Morderstwa znad Wisły. Tajemnicze i nierozwikłane polskie sprawy kryminalne
Numer ISBN

978-83-66989-33-7

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

352

Język

polski

Fragment

W połowie marca 1925 roku pracownicy przechowalni bagażu na Dworcu Wschodnim w Warszawie doznali szoku. Od kilku już dni daremnie starali się dociec przyczyn odrażającej woni, jaka rozchodziła się po pomieszczeniu. Gdy zaduch czynił już pobyt w poczekalni niemożliwym, postanowiono zbadać zawartość bagaży. Była godzina 9.00, gdy ekspedytor Jan Wysocki, dociekając węchem, który spośród złożonych tam przedmiotów jest źródłem odrażającego fetoru, zatrzymał się przed sporych rozmiarów walizą podróżną oznaczoną numerem 238*.

O ile go pamięć nie zawodziła, jakieś dziesięć dni temu oddawcą walizki był jakiś „przystojny, elegancko ubrany człowiek”. Ekspedytor nie był jednak w stanie przypomnieć sobie bliższych szczegółów oprócz tego, że po złożeniu owego „bagażu” młodzieniec oddalił się szybkim krokiem. O powyższym zawiadomił starszego przodownika Jana Wolińskiego, który polecił walizkę otworzyć. Co też uczyniono. W pierwszej chwili pochylonym nad walizą ludziom wydawało się, że mają do czynienia ze sporej wielkości szynką, ale po bliższym przyjrzeniu się oczom zgromadzonych przedstawił się widok ścinający krew w żyłach.

W walizie znajdował się bowiem nabrzmiały kadłub kobiecy bez głowy, rąk i nóg. Skóra pozieleniała już wskutek rozkładu, ponieważ przechowalnia miała zainstalowane centralne ogrzewanie, a walizka spoczywała blisko kaloryfera. Głowa została odcięta – jak się wydawało – uderzeniami tasaka. Morderca nie był rzeźnikiem – to jedno można było wywnioskować z niewprawnych ciosów. Nogi odrąbał wraz z udami i dolną częścią brzucha, ręce – tuż przy tułowiu.

Z tego, co pozostało, widać było, że zabita była kobietą szczupłą, bardzo młodą, być może liczącą zaledwie kilkanaście lat, gdyż miała słabo zarysowane piersi. Czyste i nigdzie niezadraśnięte ciało było pozbawione znaków szczególnych, które by pozwoliły ustalić tożsamość denatki. Nie wiadomo też, jakiego koloru miała włosy – z oczywistego powodu. Trup leżał w walizce plecami ku górze. Gdy wyważono zamek, wieko odskoczyło z impetem, ponieważ wewnątrz – za sprawą rozkładu zwłok – powstało wysokie ciśnienie.

Stwierdzono, że upiorna waliza złożona została na przechowanie w dniu 3 marca między godziną 23.00 a północą, kiedy to przechowalnia jest zamykana. IV Komisariat Kolejowy wykonał porządnie swoją robotę – pozostałe dworce w Warszawie oraz stacje na odcinku Warszawa–Dęblin otrzymały polecenie zbadania pakunków składowanych u siebie. Było to o tyle zasadne, że przecież zbrodniarz mógł w innych walizach umieścić resztę poćwiartowanego ciała i oddać na przechowanie nawet poza Warszawą.

Feralna walizka nastręczała śledczym kłopotów, gdyż należała do produktów masowych, dostępnych w większości sklepów galanteryjnych. Była zupełnie nowa i – jak podejrzewali śledczy – zakupiona wyłącznie w jednym celu – dla ukrycia zwłok. Ponieważ walizka nie nosiła żadnych śladów otarć czy rys wskazujących na przetransportowanie jej z innego miasta, można było zaryzykować hipotezę, że zbrodni dokonano w Warszawie. W innym wypadku zabójca musiałby dokładniej zapakować rozczłonkowane ciało, by w trakcie podróży krew nie przesiąkała na zewnątrz.

Tymczasem około godziny 15.00 ciało, a raczej to, co z niego zostało, zabrano i przewieziono do prosektorium, gdzie sekcję miał przeprowadzić uznany już wtedy autorytet, profesor Wiktor Grzywo-Dąbrowski. Władze wyznaczyły pięć tysięcy złotych nagrody za wskazanie zbrodniarza i tysiąc złotych temu, komu uda się ustalić tożsamość zamordowanej. Śledztwo zostało powierzone sędziemu śledczemu Żychowskiemu. W tym miejscu należy się krótkie wyjaśnienie.

Dochodzenie prowadzone było przez prokuratora lub policję i miało na celu dostarczenie oskarżycielowi publicznemu niezbędnych informacji w zakresie dotyczącym tego, czy należy żądać postępowania sądowego, czy też postępowanie umorzyć. Innymi słowy, w dochodzeniu chodziło o wyjaśnienie, czy faktycznie zostało popełnione przestępstwo, kogo można o nie podejrzewać oraz czy zachodziła wystarczająca podstawa do wszczęcia postępowania sądowego.

Śledztwo zaś było postępowaniem sądowym prowadzonym przez organ sądowy, to jest sędziego śledczego lub sąd grodzki. Prowadzono je w sprawach należących do właściwości sądu przysięgłych lub sądu okręgowego, a jego zadaniem – obok wykrycia sprawców przestępstwa, wszechstronnego wyjaśnienia sprawy, zebrania informacji dotyczących podejrzanego oraz pobudek jego działania i sposobu życia – było przede wszystkim utrwalenie dla sądu orzekające w sprawie dowodów. W odróżnieniu od dochodzenia, śledztwo polegało na formalnym przesłuchaniu, dokonaniu oględzin i przeprowadzeniu innych czynności dowodowych, a z ich przebiegu sporządzano protokoły, które podlegały odczytaniu na rozprawie[i].

Dochodzenie śledcze, które przejął 4. Rejon Urzędu Śledczego pod osobistym kierunkiem komisarzy Bachracha i Podgórskiego, początkowo nie dawało wyników. Policjanci nie mieli zbyt dużo doświadczenia w tego typu sprawach, gdyż znalezienie trupa w walizie na dworcu kolejowym ostatni raz zostało odnotowane w kronikach policyjnych kilka lat przed pierwszą wojną światową. Sprawa dotyczyła odnalezienia zwłok młodego handlowca Fajgelesa na Dworcu Głównym[ii].

Przesłuchano wiele osób będących w dniu 3 marca na dworcu, czyli dorożkarzy, tragarzy, służbę kolejową, ale nie udało się ustalić dokładnego rysopisu mężczyzny oddającego bagaż. Ba, kierownik przechowalni stanowczo twierdził, iż walizkę przyniósł mu tragarz Rojek. Skierowano również apel o pilny kontakt do pasażerów przybyłych w dniu 3 marca pociągiem z Dęblina, przychodzącym na Dworzec Wschodni o godzinie 22.50, którzy zauważyli w podróży jakiegoś osobnika z dużą skórzaną walizką, wydającego się im podejrzanym.

Na skutek doniesień prasowych o wykryciu trupa w walizce, w dniu 14 marca 1925 roku zgłosił się do Urzędu Śledczego kelner Julian Jankowski, zamieszkały przy ulicy Widok 11, i zeznał, że jego sublokatorka, 20-letnia prostytutka*, Maria Michałowska, od dnia 1 marca nie wróciła do domu, dlatego sądzi, że to jej trup. Wywiadowcy ustalili, że pod tym adresem mieszkała ona od 15 grudnia 1924 roku razem z niejaką Marią Zawiślakówną.

Kobiety te nie miały określonego zajęcia, żyły ze sobą w przyjaźni, a nawet spały w jednym łóżku, przy tym powodziło im się nieźle, skoro obie kupiły sobie pierścionki z brylantami. O Michałowskiej dowiedzieli się, że wyglądała jak elegancka kobieta, była szczupła i niewysoka, charakter zaś miała popędliwy, więc często wszczynała kłótnie i bójki. Opuściła dom w wieku 12 lat i od tej pory przyjechała tam tylko raz – po paszport. Ojcu mówiła, że pracuje w banku.

  • Według innego źródła był to numer 119.

  • W kartotece policji obyczajowej figurowała pod numerem 3721.

    Rozdział I:

    [i] K. Eichstaedt, Instytucja sędziego śledczego w okresie międzywojennym, „Studia z Dziejów Państwa i Prawa Polskiego” 2014, t. XVII, s. 184–185.

    [ii]Kadłub kobiecy w walizie na dworcu w Warszawie, „Express Wieczorny Ilustrowany” 1925, nr 60, s. 1.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d126p6j
d126p6j
d126p6j
d126p6j
d126p6j

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj