A w ogóle to kontrabas
Zawsze w kapeluszu, "pastelowy chłopiec": delikatny, trochę zamyślony, taki, co to może skrywać każdą emocję. Szybko staje się ulubieńcem żeńskiej części publiczności. Jako aktor Jan Nowicki ukształtował się w krakowskim Starym Teatrze w czasach świetności tej sceny, zagrał w ponad dwustu filmach, mógłby być zadowolony, ale nie był. Powtarzał, że film to "sztuka jarmarczna". Często zażenowany, onieśmielony: "Ten wstyd bierze się z pewnego skrępowania światem. Nie lubię tłumu, nie bywam na premierach, nawet nie oglądam swoich filmów. W zasadzie się wstydzę, że byłem i trochę jestem aktorem" - komentował Nowicki.
Uznawany za czołowego amanta polskiego kina, uważał, że mężczyzna, a na pewno aktor i dżentelmen, powinien być kobieciarzem, byle tylko nie zakochiwał się za bardzo. Rodzinną wieś opuścił bardzo szybko: pierwsza wyprawa do Inowrocławia odbyła się "ze słoikiem smalcu w teczce, papierówkami, pomidorami i kawałkiem chleba ('bo nie wiadomo było, kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę')". Chciał uczyć się w średniej szkole muzycznej grać na pianinie. Na miejscu okazało się, że chodzi mu o fortepian. A kiedy dyrektor spojrzał na jego dłonie powiedział: "a w ogóle to kontrabas". Nowicki dodawał: "Zapamiętałem wtedy na całe życie, że nie do wszystkiego człowiek się nadaje".