''... żeby wszystko było za każdym razem inne...''
Szkoły zmieniał co chwilę, interesowały go tylko piwo, karty i dziewczyny - w efekcie ze szkoły aktorskiej wylano go "mówiąc wprost, z pałami niemal z góry na dół". Zatrudnił się w kopalni. By nie martwić matki, napisał jej, ze pracuje w teatrzyku kukiełkowym, a sam pomagał górnikom pisywać listy miłosne do dziewczyn. Z braku pomysłu na życie wrócił utartym szlakiem: w Łodzi profesor Modrzewski zlitował się nad nim i napisał mu list polecający do krakowskiego profesora Merunowicza. W Krakowie zdał egzamin, o latach spędzonych na scenie powie po dłuższym czasie: "To pragnienie, żeby razem z każdą rolą stworzyć na nowo także siebie, żeby wszystko było za każdym razem inne, nowe, niepowtarzalne, było niemożliwe do spełnienia. To było głupie śliczne myślenie". Nie lubił ról amantów, dobrze czuł się we wszystkim co niejednoznaczne, skomplikowane, niezbyt jasne. Po 1989 roku nie zagrał już chyba żadnej skrojonej na miarę swojego talentu roli. A kiedy jeszcze grał, często grywał u jednej z wielu swoich kobiet...