Chłopiec na szczycie góry
Tytuł oryginalny | The Boy at the Top of the Mountain |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2017 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Autor bestsellerowego, doskonale przyjętego przez czytelników Chłopca w pasiastej piżamie po raz kolejny zaskakuje i wzrusza!
Kiedy mały Pierrot zostaje sierotą, zmuszony jest opuścić rodzinny dom w Paryżu i rozpocząć nowe życie ze swoją ciotką Beatrix - służącą w zamożnej austriackiej rodzinie. Jest rok 1935, a druga wojna światowa zbliża się wielkimi krokami. Miejsce, do którego trafia chłopiec nie jest zwykłym domem. To Berghof, rezydencja Adolfa Hitlera.
Pierrot szybko zostaje wzięty pod skrzydła Hitlera i wrzucony do coraz bardziej niebezpiecznego nowego świata: świata terroru, tajemnic i zdrady, z którego nigdy nie będzie w stanie uciec…
Numer ISBN | 978-83-7674-587-9 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 272 |
Język | polski |
Fragment | Czasami Papa budził się w środku nocy, jego krzyki niosły się w ciemnych i pustych korytarzach mieszkania, a D’Artagnan, piesek Pierrota, wyskakiwał w strachu ze swego koszyka, gramolił mu się do łóżka i drżąc, przytulał się do niego. Chłopiec naciągał koc aż po uszy i słuchał przez cienkie ściany, jak Maman próbuje uspokoić Papę, tłumacząc mu stłumionym głosem, że nic złego się nie dzieje, że jest w domu ze swoją rodziną i że to był tylko zły sen. – Ale to nie był sen – usłyszał kiedyś słowa ojca, wypowiedziane głosem drżącym z przerażenia. – To było gorsze niż sen. To było wspomnienie. Niekiedy Pierrot budził się, aby pobiec do łazienki za potrzebą, i natrafiał na ojca, który siedział przy kuchennym stole, z głową na jego drewnianym blacie, tuż obok opróżnionej i przewróconej na bok butelki, i mamrotał coś sam do siebie. Ilekroć się tak zdarzało, chłopiec zbiegał na bosaka na dół i wyrzucał butelkę do podwórzowego kubła na śmieci, aby Maman nie znalazła jej następnego ranka. Zwykle, gdy wracał na górę, w kuchni nikogo już nie było, bo Papa zdążył dźwignąć się jakoś i odnaleźć powrotną drogę do łóżka. Ani ojciec, ani syn nigdy nie wspominali o tym następnego dnia. Pewnego razu jednak wszystko wyszło inaczej, bo Pierrot, zbiegając na dół, poślizgnął się na mokrych zewnętrznych schodach i przewrócił, wprawdzie nie tak pechowo, by zrobić sobie krzywdę, ale wystarczająco, by potłuc butelkę, którą trzymał, a kiedy wstawał, kawałek szkła wbił mu się w podeszwę lewej stopy. Krzywiąc się, wyciągnął go, ale wtedy cieniutka strużka krwi zaczęła mu się sączyć ze skaleczonego miejsca. Gdy przykuśtykał do mieszkania, aby poszukać bandaża, Papa ocknął się i stwierdził, że to jego wina. A po zdezynfekowaniu rany i starannym jej zabandażowaniu posadził chłopca przy sobie i przeprosił go za swoje opilstwo. Ocierając łzy, powiedział Pierrotowi, że bardzo go kocha, i obiecał, że nigdy już nie zrobi niczego takiego, co mogłoby znów narazić go na niebezpieczeństwo. – Ja też cię kocham, Papo – powiedział Pierrot. – Ale najbardziej kocham cię wtedy, kiedy trzymasz mnie na ramionach i udajesz, że jesteś koniem. A nie lubię, kiedy przesiadujesz w fotelu i nie chcesz rozmawiać ze mną ani z Maman. – Ja też nie lubię tych chwil – rzekł cicho Papa. – Ale czasami jest tak, jakby oplątała mnie czarna chmura, a ja nie jestem w stanie się z niej wydostać. Dlatego piję. To mi pomaga zapomnieć. – Zapomnieć o czym? – O wojnie. O tym, co widziałem. I o tym, co robiłem – dodał ojciec szeptem, przymknąwszy oczy. Pierrot przełknął ślinę i niemal z lękiem wykrztusił pytanie: – A co robiłeś? Papa smutno uśmiechnął się do niego. – Cokolwiek robiłem, robiłem to dla mojego kraju – stwierdził. – Potrafisz to zrozumieć, prawda? – Potrafię, Papo – przytaknął Pierrot, który wprawdzie nie był pewien, co ojciec ma na myśli, ale miał wrażenie, że w ten sposób dowodzi, jaki jest dzielny. – Też zostanę żołnierzem, jeśli to sprawi, że będziesz ze mnie dumny. Papa spojrzał na syna i położył mu rękę na ramieniu. – Daj mi tylko pewność, że staniesz po właściwej stronie – powiedział. Potem przez kilka tygodni nie pił. Ale w końcu zaczął, tak samo nagle, jak przestał, bo czarna chmura znowu go oplątała. Papa pracował jako kelner w pobliskiej restauracji, znikał z domu około dziesiątej rano, przychodził o trzeciej, aby o szóstej wyjść do pracy znowu, na wieczorną zmianę. Pewnego razu wrócił w złym nastroju i stwierdził, że ktoś, kogo nazywano Papa Joffre, był w restauracji na obiedzie i siedział przy jednym z jego stolików; on zaś wzbraniał się przed obsłużeniem go, dopóki pracodawca, monsieur Abrahams, nie powiedział mu, że jeśli tego nie zrobi, to może iść do domu i więcej nie wracać. – Kto to jest ten Papa Joffre? – zapytał Pierrot, który nigdy wcześniej o takiej osobie nie słyszał. – On był wielkim generałem podczas wojny – odpowiedziała mu Maman, wyciągając z koszyka stertę świeżo upranej odzieży i kładąc ją przy desce do prasowania. – Bohaterem dla naszego narodu. – Dla twojego narodu – rzekł z naciskiem Papa. – Pamiętaj, że ożeniłeś się z Francuzką – rzuciła zdenerwowana Maman. – Bo ją kochałem – odparł Papa. – Pierrot, czy ja ci kiedyś opowiadałem o tym, jak zobaczyłem twoją matkę po raz pierwszy? To było w kilka lat po zakończeniu Wielkiej Wojny, umówiłem się na spotkanie z moją siostrą Beatrix podczas jej przerwy obiadowej i kiedy przyszedłem do domu towarowego, gdzie pracowała, to ona akurat rozmawiała z jedną z nowych ekspedientek, z takim onieśmielonym stworzeniem, dopiero co przyjętym w tym tygodniu. Wystarczyło, że tylko raz na nią spojrzałem, i od razu wiedziałem, że to jest dziewczyna, z którą się ożenię. Pierrot uśmiechnął się, bo uwielbiał, gdy jego ojciec opowiadał takie historie. – Otworzyłem usta, żeby się odezwać, ale żadnego słowa jakoś nie mogłem znaleźć. Było tak, jakby mój mózg po prostu przysnął. No, to stałem tam, gapiąc się, ale nic nie mówiąc. – Pomyślałam, że coś z nim jest nie tak – stwierdziła Maman, uśmiechając się do wspomnień. – Beatrix musiała szarpnąć mnie za ramię, żebym oprzytomniał – rzekł Papa, śmiejąc się ze swojej własnej głupoty. – Gdyby nie ona, to nigdy nie zgodziłabym się wtedy z tobą wyjść – dodała Maman. – Powiedziała mi, żebym dała ci szansę. Że nie jesteś takim tumanem, na jakiego wyglądasz. – Dlaczego nigdy nie spotykamy się z ciocią Beatrix? – zapytał Pierrot, który słyszał parę razy imię siostry ojca, ale nigdy jej nie widział, bo nie odwiedzała ich ani nawet nie przysyłała listów. – Bo nie – uciął krótko Papa, już bez cienia uśmiechu. – Ale dlaczego nie? – Zostaw to, Pierrot – mruknął ojciec. – Tak, zostaw to, Pierrot – powtórzyła jego słowa Maman, również pochmurniejąc. – Bo właśnie tak robimy w tym domu. Odpychamy ludzi, których kochamy, nie rozmawiamy o rzeczach, które są ważne, i nie pozwalamy nikomu nam pomóc. I w ten sposób było po radosnej rozmowie. – On żre jak świnia – odezwał się kilka minut później Papa, kucając i spoglądając Pierrotowi w oczy, wyginając palce tak, by udawały pazury. – Znaczy ten Papa Joffre. Jak szczur, który rozgryza pałkę kukurydzy. |
Podziel się opinią
Komentarze