Napisał o śmierci Stanisława Pyjasa, powołuje się na IPN. Jego książka już rozpętała piekło
Cezary Łazarewicz napisał książkę nie po myśli prawicy i rozpętało się piekło. W rozmowie z WP autor książki o śmierci Stanisława Pyjasa opowiada, jak się czuje w obliczu awantury wokół jego najnowszego dzieła.
Pyjas nie został pobity, a jego śmierć nie nastąpiła z powodu obrażeń wynikających z pobicia - to jedna z najważniejszych tez pojawiających się w nowej książce cenionego reportażysty Cezarego Łazarewicza, opublikowanej właśnie przez wydawnictwo Czytelnik monografii "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa".
Autor opowiada w niej historię, która wydarzyła się w maju 1977 roku w Krakowie: na klatce schodowej kamienicy na tytułowej ulicy Szewskiej znaleziono zwłoki Stanisława Pyjasa, studenta zaangażowanego w działalność opozycyjną. Środowisko zbuntowanych krakowskich studentów, a wraz z nim warszawski KOR - najważniejszy podmiot ówczesnej opozycji antykomunistycznej - uznały, że śmierć tę spowodowało SB, choć nie było na to dowodów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rocznica śmierci księdza Jerzego Popiełuszko. Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską
Efekty tego zdarzenia były daleko idące: zaczęło się od bojkotu rozpoczynających się właśnie krakowskich juwenaliów, skończyło potężną aktywizacją środowiska opozycyjnego, która przyczyniła się do wydarzeń Sierpnia 1980 roku: strajku, podpisania porozumień z władzą, "karnawału Solidarności".
Książka Łazarewicza jeszcze zanim się ukazała, wywołała wielkie poruszenie. Dawni opozycjoniści - przede wszystkim Bronisław Wildstein, przyjaciel Pyjasa, dziś ważna postać prawej strony polskiej polityki - zarzucają autorowi "wybielanie bezpieki" i mocno protestują przeciw książce. Wirtualna Polska zapytała autora, jak odnosi się do tych zarzutów i narastającej awantury wokół książki.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Twoja książka nie zdążyła jeszcze trafić do czytelników, a już wywołała ogromne zamieszanie. Spodziewałaś się tego?
Cezary Łazarewicz, autor książki, dziennikarz, reportażysta: Cieszę się, że ktoś ją zauważył, cieszę się, że rozpoczęła się rozmowa na ten temat. Cieszę się, że szerszy wydźwięk otrzymał kluczowy dokument w tej sprawie: obszerne uzasadnienie IPN-u o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Pyjasa z powodu niewykrycia sprawców.
Co oznacza ta decyzja?
To dokument przygotowany przez prokuratora Łukasza Gramzę, który podsumowuje wszystkie śledztwa prowadzone w tej sprawie od roku 1977. Bardzo ważny dokument, moim zdaniem, informacja o znaczeniu iście rewolucyjnym.
Bo IPN przyznaje, że to nie bezpieka zamordowała Pyjasa?
Nie, tego IPN nie przyznaje. Ale nie został pobity, jak przez wiele lat uważano. Tego można dowiedzieć się z tego dokumentu. Uzasadnienie to ponad 100-stronicowy dokument, w którym prokurator Gramza drobiazgowo i szczegółowo opisuje, co wydarzyło się na Szewskiej. Powołuje się przy tym na najwybitniejszych ekspertów w Polsce, specjalizujących się w tego typu zdarzeniach.
Pyjas nie został pobity, a jego śmierć nie nastąpiła z powodu obrażeń wynikających z pobicia - to jest najważniejszy wniosek. Ten dokument wydała instytucja, na której czele stał Jarosław Szarek, historyk specjalizujący się w badaniach nad środowiskiem zbuntowanych krakowskich studentów, z którego wywodził się i które współtworzył Pyjas. Mało tego: w kolegium IPN zasiadał przecież wtedy sam Bronisław Wildstein, bliski przyjaciel Pyjasa i jeden z najważniejszych strażników pamięci o jego śmierci.
Może warto to przypomnieć?
To on jako pierwszy, kilka godzin po śmierci Pyjasa, oglądał jego zwłoki w prosektorium Zakładu Medycyny Sądowej, poinformował o swoich podejrzeniach innych kolegów. Roztrzęsiony przybiegł do nich, oświadczając, że widział zmasakrowane ciało. Wtedy wydawało się, że stoi za tym bezpieka.
Na czym dziś polega problem z tą sprawą?
To kwestia niemal filozoficzna. Nauka mówi jedno i przedstawia cały zestaw mocnych dowodów na potwierdzenie swojej tezy. Medycyna sądowa jest dziś w zupełnie innym miejscu niż w tamtych czasach. Można było dokonać wielu badań i eksperymentów, które wtedy były niemożliwe.
Warto wspomnieć choćby o eksperymencie wykonanym w Instytucie Sehna: udało się zbudować w komputerze bardzo dokładny model klatki schodowej z ulicy Szewskiej, gdzie znaleziono ciało Pyjasa, a potem wielokrotnie "zrzucano ze schodów" wirtualnego manekina, żeby sprawdzić wszystkie możliwe sytuacje. Ale z drugiej strony - są ludzie, którzy w te naukowe ustalenia po prostu nie wierzą i trzymają się swojej wersji.
Ty też nie wierzyłeś?
Kiedy poznałem te wszystkie dokumenty, nie mogłem nie uwierzyć w to, co w nich napisali najwięksi polscy specjaliści od medycyny sądowej i innych dziedzin. Ale rzeczywiście wcześniej wierzyłem w zupełnie inną wersję tej historii. Przystępując do pracy nad książką, zacząłem się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie zadawałem sobie ważnych pytań, które dotyczą tej sprawy. Dlaczego nie zadawałem sobie ich jeszcze w latach 90., kiedy pierwszy raz o niej usłyszałem.
Dlaczego?
Bo wtedy w zasadzie nie było żadnej innej wersji. Ale moja natura reportera kazała mi szukać tropów, które doprowadziłyby mnie do szczegółowego wyjaśnienia zagadek związanych z tą sprawą. Szybko okazało się jednak, że wszystkie drogi są ślepe, że nie da się w tym momencie w żaden sposób udowodnić tego, że bezpieka zamordowała Pyjasa.
Myślisz, że może się jeszcze wydarzyć coś, co to zmieni?
Ale co? Jakiś nowy świadek? To musiałby być ktoś, kto relacjonowałby zdarzenia z drugiej ręki. Czemu milczałby prawie 50 lat? Czy jego wersja zgadzałaby się z wcześniejszymi, trudnymi, a może wręcz niemożliwymi do podważenia ustaleniami. W ostatnich latach pojawiało się przecież mnóstwo różnych teorii, czasem niemal spiskowych, z których żadna zupełnie nie znajdywała jakiegokolwiek potwierdzenia w ustalonych faktach.
Jedna z moich "ulubionych" to ta, że ktoś przyniósł zwłoki Pyjasa na Szewską… zawinięte w dywan. I jeszcze jeden drobiazg, w moim odczuciu bardzo znaczący i przekonujący: kiedy ogląda się dziś dokumenty SB z tamtych czasów, można bez najmniejszego trudu odnieść wrażenie, że funkcjonariusze zajmujący się tą sprawą są kompletnie zaskoczeni całą sytuacją. Nie wygląda na to, żeby próbowali ukrywać coś, co sami wcześniej zrobili.
Mit. To bardzo ważne słowo w tym kontekście. Czy twoja książka go obala?
Nie. W żaden sposób. Jestem absolutnie przekonany, że te ustalenia zupełnie nic nie zmieniają w kontekście tego, co wydarzyło się później. Bo przecież niezależnie od tego, w jaki sposób tak naprawdę zginął Pyjas, największe znaczenie ma to, co wydarzyło się po jego śmierci.
Czyli?
Poczucie krzywdy, które ona wywołała, było tak wielkie, że wyprowadziło ludzi na ulice. Warto przy tym przypomnieć, że krakowscy studenci pierwsi użyli słowa "solidarność" - później stało się ono przecież hasłem całej polskiej opozycji. Że byli to ludzie, którzy mieli odwagę założyć jedną z pierwszych opozycyjnych organizacji.
Byli to ludzie, którzy działali wspólnie na rzecz obalenia systemu, podejmowali najróżniejsze inicjatywy, które koniec końców do tego doprowadziły. A potem byli ważnymi osobami konstruującymi Polskę na nowo: politykami, działaczami, publicystami, osobami zasiadającymi we władzach ważnych instytucji.
Co jeszcze, twoim zdaniem, powinno być dziś zrobione w sprawie Pyjasa?
Mam chyba tylko jeden pomysł. W Krakowie jest kilka tablic, na których jest napisane, że zabili go komuniści. Wydaje mi się, że treść typu upamiętnień powinna być trochę zmieniona. Myślę, że stosowny byłby po prostu napis, że śmierć Pyjasa zmieniła historię.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Cezary Łazarewicz - dziennikarz i publicysta, działacz opozycji demokratycznej w czasach PRL. Laureat nagrody "Nike" w 2017 roku za książkę "Żeby nie było śladów" o śmierci Grzegorza Przemyka. W 2014 roku odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności.
Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski