Batman Knightfall. Nowy początek. Tom 5 - recenzja komiksu wyd. Egmont
2 632. Przez tyle stron musieliśmy się przedrzeć (licząc wstępy, spisy treści itp.), aby dotrzeć do ostatniego, piątego tomu najsłynniejszej sagi w dziejach Batmana. Czy "Knightfall. Nowy początek" to godne zwieńczenie serii?
Skoro to ostatni tom "Knightfalla", to zacznijmy od podsumowania. Zakończenie sagi dostaliśmy zaledwie po ośmiu miesiącach od ukazania się "Prologu" zbierającego kultowe historie ("Venom" czy "Miecz Azraela") znane czytelnikom wychowanym na zeszytach TM-Semic. To naprawdę godne podziwu tempo wydawnicze w porównaniu do innych ukazujących się na naszym rynku serii. Tu pierwszy plusik dla Egmontu.
Drugim jest bez wątpienia objętość wypuszczonego u nas cyklu. Polski "Knightfall" to najbardziej kompleksowe wydanie (3 154 str.!) sagi, jakie kiedykolwiek ukazało się na świecie, zbierające nie tylko rzeczy z "Detective Comics", "Batmana" i "Shadow of the Bat", ale też "Robina" czy "Nightwinga".
Trzeci plus należy się wydawnictwu za zaproszenie do współpracy mniej lub bardziej oczywistych specjalistów i dziennikarzy, którzy do każdego tomu przygotowali mięsiste przedmowy przybliżające nie tylko poszczególne wątki, ale też wprowadzające czytelników w kontekst powstania serii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
Recenzje wszystkich poprzednich tomów znajdziecie pod tym adresem, my tymczasem przyjrzymy się ostatniemu, piątemu albumowi "Knightfalla".
"Nowy początek" to "zaledwie" 522 strony, które w przeważającej mierze zajmują dwie wielozeszytowe historie: "Prodigal" i "Troika". Obiektywnie patrząc, pod względem fabularnym nie ma tu cudów. Zwłaszcza jeśli chodzi o "Troikę", w której tytułowe trio rosyjskich szwarccharakterów chce rzucić na kolana Gotham przy pomocy bomba atomowej ukrytej w piłce do baseballa. To zdecydowanie najsłabsza część albumu swoją, skądinąd uroczą, naiwnością przywodzący na myśl rzeczy starsze o kilka dekad.
Co innego "Prodigal", gdzie scenarzyści ponownie pokusili się o fabularną woltę. Bruce Wayne znów bowiem usuwa się w cień, czasowo przekazując służbowy uniform Dickowi Graysonowi. Tym sposobem w pewnym sensie odpokutowując tragiczną w skutkach decyzję, jaką było mianowanie swoim następcą Jean-Paula Valleya.
A to z kolei tworzy zupełnie nową dynamikę między nowym Batmanem a Timem Drakiem. To już nie układ uczeń-mistrz czy wręcz ojciec-syn, ale dosłownie rozumiane partnerstwo. Relacja oparta na przyjaźni i wspaniale odmalowanej chemii, która z jednej strony napędza bohaterów do działania, z drugiej zaś skłania ich do uzewnętrzniania swoich traum, pragnień czy wątpliwości.
Oczywiście nie jest to psychologizm najwyższych lotów, jednak sam fakt pojawienia się tego typu zabiegu w niezbyt skomplikowanych komiksach dla młodego czytelnika zasługuje na uznanie. Zwłaszcza że Doug Moench, Chuck Dixon i Alan Grant sprawili, że więź łącząca Nightwinga i Robina jest naprawdę przekonująca i wiarygodna.
Jeśli chodzi o stronę formalną, to w "Nowym początku" nie znajdziemy słabszych momentów. Za rysunki ponownie odpowiada cały tabun artystów, wśród których szczególną uwagę zwracają momenty autorstwa takich mistrzów ołówka jak Ron Wagner, Vince Giarrano czy Kelley Jones, do tej pory odpowiedzialny głównie za okładki do poszczególnych zeszytów.
Choć monumentalna saga dobiegła końca, to wcale nie oznacza, że polscy czytelnicy nie mają co liczyć na kolejne starsze historie z uniwersum Nietoperza. Pod koniec sierpnia 2023 r. Egmont wypuści kolejną "cegłę" - ponad 500-stronicowy album "Batman. Epidemia" stworzony przez twórców "Knightfall".
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat finały tegorocznej Eurowizji, rozprawiamy o "Yellowstone" z Kevinem Costnerem oraz polecamy trzy książki, od których nie będziecie mogli się oderwać w maju. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.