''To nie był afrykański Holokaust''
Wiosną 2009 roku Dariusz Rosiak spotkał się w Kigali, stolicy Rwandy z pewnym księdzem, który bał się ujawniać swojej tożsamości. W jednym z najbezpieczniejszych i najszybciej rozwijających się państw Afryki rządzonym przez ulubieńca Zachodu ( czytaj więcej tutaj ) słowa rwandyjskiego duchownego mogłyby go zaprowadzić do więzienia pod zarzutem szerzenia "negacjonizmu" i "dywizjonizmu". Ksiądz sprzeciwia się bowiem narracji, która zakłada, że ludobójstwo dokonane w 1994 roku przez Hutu na około milionie przedstawicieli plemienia Tutsi było afrykańskim odpowiednikiem Holokaustu.
"Rząd próbuje przekonać świat, że ani przedtem, ani potem nikt w Rwandzie nie cierpiał. Że nie było wojny domowej, w której ofiarami padali niewinni ludzie, ani masakry Hutu po 1994 roku. Że wszyscy albo prawie wszyscy Hutu byli mordercami, a Tutsi wyłącznie ofiarami" - tłumaczył ksiądz. Taką narrację z chęcią przyjmują zachodnie państwa, zwłaszcza Stany Zjednoczone, które są bardzo przychylne prezydentowi Paulowi Kagame. I nie przeszkadza im to, że dzięki referendum z 2000 r., przy 98 proc. poparcia, Kagame może sprawować urząd dożywotnio, na mocy nowego prawa znoszącego kadencyjność prezydentury.