Zaufanie do Kościoła spadło prawie o połowę. "Będzie musiał zaczynać na nowo"
Prawie 50 lat temu Joseph Ratzinger mówił o kryzysie, który uczyni z Kościoła niewielką wspólnotę pozbawioną przywilejów. Ks. Boniecki sugeruje, że tę proroczą wizję można odnieść do polskiej rzeczywistości, ale wbrew pozorom nie jest to powód do smutku.
W swojej najnowszej książce "Strefa dobrego zasięgu" (wybór tekstów publikowanych na łamach "Tygodnika Powszechnego" w latach 2018–2019) ks. Boniecki podejmuje tematy szczególnie ważne właśnie teraz: Kościół i wiara po skandalach i napięciach ostatnich miesięcy, kondycja praworządności w Polsce, nieuchronne zmiany klimatu. W jednym z rozdziałów przypomina pesymistyczną wizję przyszłości Kościoła sprzed 50 lat, a jednocześnie pokazuje, jak papież Franciszek chce zaradzić obecnemu kryzysowi.
Dzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki "Strefa dobrego zasięgu", która ukaże się 11 listopada.
Obejrzyj zwiastun serialu "Młody papież":
Jeden, święty, powszechny i apostolski
24 grudnia 1969 roku ksiądz profesor Joseph Ratzinger na zakończenie cyklu radiowych wykładów w Hessian Rundfunk mówił: "Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą, a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tę małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali".
Chociaż później autor tej wizji uznał ją za zbyt pesymistyczną, to po pięćdziesięciu latach trudno się oprzeć wrażeniu, że przewidywania przyszłego papieża miały w sobie coś z proroctwa przynajmniej w odniesieniu do Europy, a być może także do Polski.
Zauważmy, w 1989 roku Kościół w Polsce cieszył się zaufaniem blisko 90 proc. społeczeństwa. W 2018 roku zaufanie do Kościoła miało już tylko 54 proc. W czasach PRL Kościół był postrzegany jako stróż praw i godności człowieka. W epoce przemian ustrojowych ludzi Kościoła zapraszano do uczestniczenia w decydujących debatach, jako gwarantów uczciwości i powagi podejmowanych zobowiązań. Czy dziś komukolwiek by przyszło do głowy kierować do przedstawicieli Kościoła takie zaproszenie?
Miejsce Kościoła w świadomości społecznej i jego rola w życiu społeczności wyraźnie się zmieniły. Zapewne także pod wpływem działalności niechętnych Kościołowi środowisk i mediów, lecz chyba bardziej na skutek zachowań i wypowiedzi ludzi Kościoła, ich zaangażowań (także politycznych) oraz takiego, a nie innego funkcjonowania Kościoła-instytucji, nie mówiąc o roli docierających do nas informacji dotyczących nadużyć seksualnych kleru i sposobu ich traktowania przez kościelne władze.
Wydaje się, że bardziej zaszkodziło Kościołowi skrywane, a teraz ujawnione zło w jego łonie aniżeli zewnętrzni wrogowie. Wprawdzie ci, którzy uczestniczą w niedzielnych mszach, wciąż jeszcze, czasem może z trudem, wyznają wiarę w "jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół", lecz tych, którzy to czynią choćby nawet tylko werbalnie, jest coraz mniej, ponieważ liczba dominicantes (uczestników Mszy Św. - dop. JZ) systematycznie spada, a coraz liczniej nieobecni są ludzie młodego pokolenia.
Proces obniżania się społecznego autorytetu Kościoła i oddalania się od kościelnych praktyk nie jest spektakularny i postępuje powoli. Tylko czasem jakieś wydarzenie może wywołać wyraźne tąpnięcie, będąc przysłowiową kroplą, która przepełnia czarę goryczy.
Ujawnienie rozmiarów pedofilii duchownych i odkrycie, że w reakcjach Kościoła na te przestępstwa liczył się nie los ofiar, ale ochrona nieskażonego obrazu instytucji, było szokiem i zgorszeniem. Niestety, w wypowiedziach na konferencji prasowej prezentującej dane na temat skali nadużyć (wzięli w niej udział arcybiskupi Stanisław Gądecki i Marek Jędraszewski) dał się słyszeć ten sam nieszczęsny ton apologii instytucji. I raz jeszcze niestety: dla wielu ludzi ta konferencja prasowa okazała się kroplą przepełniającą miarę ich rozgoryczenia.
My wszyscy, którzy poczuwamy się do bycia w Kościele, kardynałowie, biskupi, księża i świeccy, tworzymy historię drugiego tysiąclecia Kościoła w Polsce. Czy tworzymy ją dobrze, czy źle – osądzi Bóg i ocenią przyszłe pokolenia. Pamiętajmy jednak: obietnica Jezusa, że "bramy piekielne nie zwyciężą" Kościoła, odnosi się do Kościoła w ogóle, a niekoniecznie do Kościoła w Polsce. Dokonany w dniu nieszczęsnej konferencji wybór nowego czy raczej nowy wybór dawnego kierownictwa Konferencji Episkopatu Polski skłania do refleksji nad tym, jak wiele w naszym Kościele zależy od biskupów oraz jak wiele towarzyszy im wciąż jeszcze naszych oczekiwań i nadziei.
Nie płaczcie, nie umarła
Kiedy się wydaje, że pod lawiną ujawnionych skandali Kościół jeśli nie umarł, to właśnie umiera, papież Franciszek, jak Jezus do żałobników w domu Jaira, mówi: "Nie płaczcie, nie umarła dzieweczka, ale śpi". Wtedy "śmiali się z niego, wiedząc, że umarła" (Łk 8, 53). Papież wprawdzie nie cytuje słów Jezusa, ale w adhortacji "Christus vivit" (z 25 marca 2019 roku) zdaje się mówić o Kościele: "Wydaje się wam, że umarł? Śpi, ale go obudzę".
Z dorobku synodu poświęconego młodzieży wydobywa to, co uważa za najważniejsze. Pisze o młodzieży, ale nade wszystko o Kościele. Jest w pełni świadom obecnego kryzysu, lecz także wiary w żyjącego Chrystusa, który zapewnił, że non praevalebunt… – bramy piekielne go nie zwyciężą. W tym realistycznym optymizmie jest świadectwo wiary w zmartwychwstanie, w uzdrowienie Kościoła.
Papież wierzy w przywrócenie Kościołowi młodości, a "prawdziwa młodość polega na posiadaniu serca zdolnego do kochania. Natomiast tym, co sprawia, że dusza się starzeje, jest to wszystko, co oddziela nas od innych". I wzywa: "Prośmy Pana, aby uwolnił Kościół od tych, którzy chcą go postarzyć, zakotwiczyć w przeszłości, zatrzymać, unieruchomić. Prośmy Go też, aby uwolnił go od innej pokusy: uwierzenia, że jest młody, bo godzi się na wszystko, co oferuje mu świat, wierząc, że w ten sposób się odnawia, ponieważ ukrywa swoje orędzie i wtapia się w otoczenie. Nie. Jest młody, kiedy jest sobą, gdy otrzymuje coraz to nowe siły płynące ze słowa Bożego, z Eucharystii, z obecności Chrystusa każdego dnia. Jest młody, kiedy potrafi powracać do swojego Źródła".
Erupcja informacji o grzechach ludzi Kościoła i o słabości jego instytucji u wielu wierzących wzbudza przerażenie i chęć ucieczki, tymczasem Franciszek widzi w tym początek procesu zdrowienia: "Ten ciemny moment, przy bezcennej pomocy ludzi młodych, może naprawdę być szansą na reformę o znaczeniu epokowym, aby otworzyć się na nową Pięćdziesiątnicę i rozpocząć etap oczyszczania i zmiany, który dałby Kościołowi odnowioną młodość".
"W ostatnim czasie – pisze Franciszek – stanowczo poproszono nas, byśmy usłyszeli wołanie ofiar różnego rodzaju nadużyć popełnionych przez niektórych biskupów, kapłanów, zakonników i świeckich. Te grzechy wywołują u ofiar cierpienia, które mogą trwać przez całe życie i których żadna skrucha nie jest w stanie naprawić. Zjawisko to szerzy się w społeczeństwie, dotyka również Kościoła i stanowi poważną przeszkodę dla jego misji. (…) Powszechność tej plagi, potwierdzając jej powagę w naszych społeczeństwach, nie umniejsza jej potworności w obrębie Kościoła, a w usprawiedliwionej złości ludzi Kościół widzi odbicie gniewu Boga, zdradzonego i spoliczkowanego (…). Synod potwierdza zdecydowane zobowiązanie do przyjęcia surowych środków zapobiegawczych, które uniemożliwiają powtórzenie się tych zjawisk (…). Jednocześnie nie można zrezygnować z decyzji o zastosowaniu jakże niezbędnych działań i sankcji. A wszystko to z łaską Chrystusa. Nie ma już odwrotu".
(…)
Papież nie jest prorokiem klęski: "Dziś grozi nam, dorosłym, że będziemy sporządzali listę porażek i niedoskonałości obecnej młodzieży. Być może niektórzy będą nas oklaskiwać, ponieważ sprawiamy wrażenie ekspertów w znajdowaniu aspektów negatywnych i zagrożeń. (…) Dogłębne spojrzenie tych, którzy są uważani za ojców, pasterzy czy przewodników ludzi młodych, polega na dostrzeżeniu małego płomienia, który nadal się tli, krzewu, który zdaje się łamać, ale nie jest jeszcze złamany (por. Iz 42, 3). To zdolność znajdowania dróg tam, gdzie inni widzą tylko mury, to zdolność rozpoznawania szans tam, gdzie inni widzą tylko zagrożenia. Takie jest spojrzenie Boga Ojca".
Papież zwraca się nie tylko do młodych, ale "jednocześnie do całego Ludu Bożego, pasterzy i wiernych, aby refleksja nad młodymi i dla młodych stawiała wyzwania i pobudzała nas wszystkich”. Dlatego – pisze we wstępie – w niektórych paragrafach mówi bezpośrednio do młodych ludzi, a w innych przedstawia bardziej ogólne propozycje do rozeznawania kościelnego.
Nawet kiedy mówi o ludziach młodych, odnosi się to nie tylko do nich. Jak choćby to, że "znaczna liczba ludzi młodych z różnych przyczyn niczego nie oczekuje od Kościoła, ponieważ nie uważa go za znaczący dla ich życia. Co więcej, niektórzy wyraźnie proszą o pozostawienie ich w spokoju, ponieważ odczuwają jego obecność jako uciążliwą, a nawet irytującą. Takie żądanie często nie rodzi się z bezkrytycznej i impulsywnej pogardy, ale ma też swoje korzenie w poważnych i godnych uszanowania przyczynach: skandalach seksualnych i ekonomicznych; nieprzygotowaniu kapłanów, którzy nie potrafią odpowiednio uchwycić wrażliwości młodych ludzi; braku staranności w przygotowaniu homilii i głoszeniu słowa Bożego; bierności przypisywanej ludziom młodym we wspólnocie chrześcijańskiej; trudnościom Kościoła w uzasadnianiu swojego stanowiska doktrynalnego i etycznego wobec współczesnego społeczeństwa".
Wniosek? "Kościół musi niekiedy odzyskać pokorę i po prostu słuchać, rozpoznać w tym, co mówią inni, światło, które może mu pomóc w lepszym odkryciu Ewangelii. Kościół w defensywie, tracący pokorę, który przestaje słuchać, nie pozwala na podawanie w wątpliwość, traci młodość i zamienia się w muzeum. (…) Chociaż posiada On prawdę Ewangelii, nie oznacza to, że w pełni ją zrozumiał; raczej musi zawsze wzrastać w zrozumieniu".
"Młodzi domagają się Kościoła, który by więcej słuchał, który by nie osądzał nieustannie świata. Nie chcą widzieć Kościoła milczącego i nieśmiałego ani też zawsze walczącego o dwa lub trzy tematy, będące jego obsesją".
Tak oto w bólach dokonuje się wielki cud uzdrowienia. Nie płaczcie, bo nie umarła, ale śpi. Chrystus żyje! Alleluja!
Powyższy fragment pochodzi z książki ks. Adama Bonieckiego "Strefa dobrego zasięgu", która ukaże się nakładem wyd. Znak 11 listopada.