Bagnisko dotacji i stypendiów
Za nagrodę od miasta Brema kupuje sobie Bernhard dom, Nagroda Juliusa Campego pozwala pisarzowi na kupno samochodu (biały triumph herald), a Nagroda Antona Wildgansa na wymianę "niemal doszczętnie przegniłych zewnętrznych skrzydeł okien w moim domu" itd. "Od każdego przyjąłbym dwadzieścia pięć tysięcy szylingów, również od pierwszego lepszego z ulicy. Nikt nie zarzuca ulicznemu żebrakowi, że bierze od ludzi pieniądze, nie zapytawszy, skąd oni biorą pieniądze na to aby mu dawać" - czytamy w książce.
Czyżby Bernhard sugerował, że jest kimś na kształt literackiego żebraka? I jak to szczere wyznanie ma się wobec jego wielokrotnie wyrażanego sprzeciwu wobec państwowym nagród, dotacji czy stypendiów ("Jakże w ogóle cuchnie dziś całe to bagnisko subwencji, idzie stamtąd odór do samego nieba")? Nijak. Bernhard wielokrotnie sam sobie przeczy, sam ze sobą polemizuje, sam siebie, swoje przemyślenia i zdecydowane sądy wyśmiewa. Raz z obłudą, cynizmem i hipokryzją walczy, a raz sam staje się ich gorliwym rzecznikiem i wyznawcą.
Austriacki pisarz jest przede wszystkim mistrzem uników, manipulacji, oszustw, gier i zabaw literackich, zmienianych wciąż masek i mistyfikacji, jest również mistrzem specyficznego, mrocznego i nie dla wszystkich akceptowalnego poczucia humoru.