Gardzę i nienawidzę, ale pieniądze przyjmę
"Przez te wszystkie lata, kiedy obsypywano mnie nagrodami, byłem jednak zbyt słaby, by odmówić. To poważna skaza mojego charakteru, myślałem. Gardziłem tymi, co dawali nagrody, ale nigdy zdecydowanie nie odmawiałem przyjęcia. Wszystko to wydawało mi się wstrętne, ale najwstrętniejszym wydawałem się sobie ja sam. Nienawidziłem tych ceremonii, ale brałem w nich udział, nienawidziłem fundatorów nagród, ale brałem od nich pieniądze" - pisze w książce "Moje nagrody".
Dlaczego godzi się na te "piekielne męki" i nie odmawia fundatorom/organizatorom/jurorom? Powodem są, oczywiście, towarzyszące nagrodom pieniądze. Przy okazji nagrody wręczanej mu w Ratyzbonie rozpisuje się na temat swojej awersji względem tego rodzaju zimnych i odpychających miejscowości:
"Jakże nienawidzę tych średniej wielkości miast z tymi ich słynnymi pomnikami architektury, którymi dają się okaleczyć na całe życie ich mieszkańcy. Tych kościołów i wąskich uliczek, w których wegetują ci coraz bardziej tępi ludzie". I dalej: "Na szczęście myślałem wciąż o ośmiu tysiącach marek. [...] tyle zebrało się długów, teraz będę mógł je wszystkie spłacić, pomyślałem. I trochę mi jeszcze zostanie, pewna suma wyłącznie dla mnie".