Macbook zamiast kradzionej biżuterii
W żadnym wypadku nie podejrzewam Strachoty o wyrachowanie, warto jednak zaznaczyć, że "Relaks amerykański" dobrze trafia w swój czas. Jak pokazało dość chłodne przyjęcie ekranizacji "Pod Mocnym Aniołem", widzowie i czytelnicy zdają sie znudzeni opowieściami o "tradycyjnym" uzależnieniu. Być może zdążyliśmy się już uodpornić na szokujące, turpistyczne obrazy alkoholowych i narkotykowych nałogów, pełne dobrze znanych rekwizytów i zachowań. Dowodzą tego choćby sukces "Najgorszego człowieka na świecie" Małgorzaty Halber oraz uzależnieniowy "coming out" Jakuba Żulczyka, jaki nastąpił w ślad za nim.
Jak się okazało (w końcu wielu z nas nie przyjmowała tego długo wiadomości) osoby borykające się z wyniszczającym nałogiem, mogą jednocześnie z (pozornym) powodzeniem wykonywać swój zawód, mający często charakter medialno-publiczny. Problem nie dotyczy rzecz jasna tylko celebrytów, ale i naszego najbliższego otoczenia. "Uzależniony" to niekoniecznie "tarzający się po chodniku o dwunastej w południe". Czasem, aby zdobyć pieniądze na zakup niezbędnych substancji, sprzedaje się w lombardzie nie biżuterię ukradzioną swojej babci, a - jak w wypadku Juliana - firmowego macbooka.