Wywiad z sekretarzem i wydawcą pamietników Thomasa Mertona
KB: Chciałbym na chwilę skierować naszą rozmowę na brata. Nie mówi do mnie przecież medium Thomasa Mertona, tylko żywy człowiek z własną historią, życiem monastycznym, powołaniem, pragnieniami itd. Czy mógłby brat powiedzieć coś o swoim spotkaniu z klasztorem, spotkaniu z Mertonem i o trzydziestu długich latach w roli medium?
PH: Hmm, Merton wstąpił do klasztoru w 1941 roku, a ja dziesięć lat po nim – w 1951. Były między nami pewne podobieństwa. Obaj mieliśmy po 26 lat. On uczył wcześniej w college’u, ja w szkole średniej. Interesowało mnie czyste życie monastyczne, nie kapłaństwo. Chciałem być prostym mnichem, bratem – i zostałem nim; nie jestem wyświęcony. Pracowałem jako nauczyciel na Uniwersytecie Notre Dame w Indianie. Kiedy wstąpiłem do klasztoru, wiedzieli, że umiem pisać na maszynie i może się przydam. Opat zaangażował mnie jako swego sekretarza. Pełniłem tę funkcję mniej więcej dziesięć lat. Potem wysłano mnie do Rzymu, gdzie spędziłem dwa i pół roku w domu generała zakonu. Planowałem wyjazd do Irlandii, by postudiować celtycką tradycję monastyczną, ale wybrany tymczasem nowy opat – Flavian Burns – napisał: “Wracaj latem do domu. Mam dla ciebie zajęcie”. Nie sprecyzował, jakie.
KB: To był 1966 rok?
PH: Nie, 1968. W 1966 wyjechałem do Rzymu. List od Flaviana dostałem wczesną wiosną 1968. Pisał: “Będziesz mi tu potrzebny”. Nie wiedziałem więc, co zamierza; kiedy przyjechałem, powiedział: “Ojciec Ludwik – Thomas Merton – pyta, czy nie zostałbyś jego sekretarzem”. Dodał, że ojciec Ludwik ma w planach podróże i będzie potrzebował stałego sekretarza. Więc poświęciłem się tej roli. To znaczy, cieszyłem się, że mogę pomagać Mertonowi. No i z tego, że o to poprosił.