Wywiad z sekretarzem i wydawcą pamietników Thomasa Mertona
KB: Cóż, taką mam nadzieję... W każdym razie jest brat zaproszony na pierwszą sesję, jaka się odbędzie.
PH: Chciałbym przyjechać do Polski, ale nie mogę przebywać za dużo poza klasztorem. Opat pozwala na jedną podróż w roku i muszę się tego trzymać. Zapomniałem – jest jeszcze stowarzyszenie w Hiszpanii, które urządza zresztą wielką imprezę w październiku. Są też w Ameryce Łacińskiej, w Brazylii. Nie pamiętam wszystkich; kompletną listę ma Theresa Sandok [przezes Międzynarodowego Towarzystwa Mertonowskiego z siedzibą w Louisville – K.B.].
KB: Jest brat również redaktorem książek Mertona. Gdyby z jakiegoś powodu mógł brat ocalić tylko jedną z nich, którą wybrałby jako najważniejszą?
PH: Lubię Zapiski współwinnego widza. Myślę, że zaczynał wtedy zwracać się ku światu, oddalając się od samego siebie z wczesnego etapu – młodego, szalenie pobożnego Mertona, jakiego odnajdujemy w bardzo nieekumenicznej książce Znak Jonasza. Bardzo twardo odnosił się w niej do innych wyznań, na przykład do kościoła anglikańskiego, od którego odszedł i był z tego zadowolony. Z biegiem czasu jednak zaczął kontaktować się z ludźmi z innych tradycji. Dojrzewał i rozwijał w sobie prawdziwy zmysł ekumeniczny. I sądzę, że Zapiski..., będące wyborem z dziennika, stanowią dokument rozwoju i wzrostu Mertona. Czytał teologów protestanckich, Bonhoeffera, Karla Bartha. Jeden rozdziałów zatytułował “Sen Bartha” – chodziło o sen Bartha o Mozarcie. Mozart jawił mu się jako dziecko. Merton potraktował to dziecko jako Mozarta w każdym z nas; pisał, że musimy je w sobie zatrzymać, nawet jeśli stajemy się wielkimi teologami. We wszystkim, co robimy, musi być serce. Myślę, że stale wzrastał i rozwijał się, może poprzez
budowanie krytycznego stanowiska wobec pewnych rzeczy. Był krytykiem zarówno komunizmu, jak i kapitalizmu, wydawał się podchodzić krytycznie i do lewicy, i do prawicy. Był krytykiem stojącym pośrodku, starającym się nie pamiętać o własnej drodze. Dostrzegał problemy społeczeństwa konsumpcyjnego: w kapitalizmie ma się dużo pieniędzy i mnóstwo rzeczy, na które można je wydać, ale czemu to służy? Czy pomaga w podróży duchowej? Czy ułatwia rozwój osobowości?