Wywiad z sekretarzem i wydawcą pamietników Thomasa Mertona
KB: Taka postawa pozwalała Mertonowi zachować niezależność. Odmienne zachowanie prezentuje chociażby Kościół w Polsce, który często zbyt głęboko angażował się w politykę, z niedobrym dla siebie skutkiem.
PH: Merton prawdopodobnie przewidywał takie skutki. Zapewne zinterpretowałby odpowiednio fakt, że ludzie, którzy dopiero co wyszli z reżimu komunistycznego, rzucają się w kapitalizm, czy konsumpcjonizm, chwytając, co mogą, bo bardzo długo byli wszystkiego pozbawieni. Ale powiedziałby: “Żyjcie skromnie. Żyjcie prosto”. Myślę, że takie byłoby jego przesłanie. Na pewno kładłby nacisk na unikanie przemocy. Przypuszczalnie wyrzekłby niejedno ostre słowo o mediach, o telewizji. Osobiście uważam, że wyrządza ona dużą krzywdę młodym ludziom, którzy nieustannie oglądają tryumf przemocy. Wyjaśnia to jej obecność wśród młodzieży, nawet wśród jedenasto-dwunastolatków. Parę dni temu w gazetach pisano o czwórce dzieci zabitych w szkole przez kolegę, podnosząc przy okazji kwestię kontroli dostępu do broni. W czasach Mertona chyba się o takich rzeczach w ogóle nie dyskutowało, ale jestem pewien, że miałby na ten temat coś do powiedzenia.
KB: Wiele mówi się o dziennikach Mertona. Niedawno – po dwudziestu pięciu latach oczekiwania – ukazało się siedem tomów.
PH: Owszem, trzeba było poczekać z publikacją, aż upłynie dwadzieścia pięć lat od śmierci autora. Taką wyraził ostatnią wolę i na to zgodzili się kuratorzy. Dodatkowym warunkiem było ukazanie się wpierw oficjalnej biografii.
KB: Czyli książki Michaela Motta.
PH: Tak – i myślę, że wydanie jej w pierwszej kolejności, zanim zaczęliśmy udostępniać dzienniki i listy, było ważne, bo stała się czymś w rodzaju okładki, ujmującej wszystkie karty.