Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Najgorszą rzeczą, jaką wspomina okaleczony Ziemiec, była zmiana opatrunków, a był on cały pokryty bandażami. Dziennikarz pisze, że był to niewyobrażalny ból:
"Największym problemem do przeskoczenia, takim z którym po prostu się nie da zmierzyć, było zdejmowanie opatrunków. Wyobraź sobie, że ja cały byłem w bandażach. A pod spodem ciało - jedna wielka rana. Nie miałem skóry, tylko cieknącą ranę, na którą codziennie trzeba było nałożyć świeży opatrunek, żeby nie wdało się zakażenie. Ale to oznaczało, że ten stary trzeba było zedrzeć, zdzierając przy okazji strupy, które zdążyły się utworzyć. To tak, jakby żywcem obdzierali cię ze skóry. I każdego dnia czekałem na moment zmiany opatrunków, to tak jak skazaniec czeka na rozstrzelanie. Wiesz, że ten moment nadejdzie i każdy nerw drży w twoim ciele w oczekiwaniu na tę najgorszą chwilę. Jeszcze nie boli, a ty już to czujesz."