Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
"Ciemność i płomienie. I gryzący dym! Spanikowany- zacząłem latać w te i we w te – drzwi na klatkę schodową nie mogę otworzyć, bo się palą, biegnę na balkon, a tu już płonie podłoga w przedpokoju. Krzyczę „ratunku, ratunku" a dookoła cisza, nikogo nie ma, bo to była niedziela, godzina 23. Już wiem, że jest źle. Już wiem, że tego sam nie ugaszę. Myśl – trzeba się ratować"-pisze Ziemiec.
I uratował siebie, żonę i dzieci. Dziennikarz opowiada, jak w akcji ratunkowej pomogli im także sąsiedzi.