Każdego dnia są w naszych myślach
Lucyna przyznaje, że dopiero śledztwo uświadomiło jej, jakie interesy i z kim robił mąż. Tamtego feralnego dnia miał odebrać z kolegą prawie 100 tysięcy euro od "Kulawego" za przemycony towar. Do dziś Lucyna nie może sobie wybaczyć, że przez całe lata małżeństwa nie pytała o nic i stała z boku: "Gdybym krzyczała, straszyła policją i groziła odejściem, może Staszek i Jurek wciąż by żyli".
I dodaje: "Każda rozprawa to osiemset sześćdziesiąt kilometrów w dwie strony. Wcześniej, gdy rozprawy toczyły się kilka razy w tygodniu, pokonywałyśmy ponad dwa i pół tysiąca kilometrów tygodniowo. Na własny koszt, bo przecież oskarżycielom posiłkowym nie przysługuje zwrot kosztów podróży. Gdyby nasi mężowie byli łajdakami, dawno ułożyłybyśmy sobie życie i nie zawracały sobie głowy tymi wyjazdami. Ale oni nie byli łajdakami. Każdego dnia są w naszych myślach. Ale te dręczące myśli o tym, jak umierali. Każda z nas tysiące razy zadaje sobie te same pytania: Co wtedy czuli? Jak było naprawdę? Czy jeden patrzył na śmierć drugiego? Kto pierwszy umierał? I jak długo?".