Wojna psychologiczna
Przyszłych GROM-owców testowano także na wiele innych sposobów. Prowadzono z nimi m.in. wojnę psychologiczną - przyznawano kandydatom niewielkie racje żywnościowe, a na punktach kontrolnych instruktorzy celowo piekli kiełbaski. Najokrutniejsza była jednak ostatnia próba.
Po kilku dniach 12-godzinnego marszobiegu z 50 kandydatów zostało tylko 25. Wtedy przełożeni zrobili coś, na co każdy czekał: zarządzili dzień przerwy. Skonani żołnierze natychmiast poszli spać. Po kilku godzinach syrena alarmowa wyrwała ich ze snu. Dostali rozkaz, by do rana dotrzeć do kolejnego - ostatniego już celu. Jak daleko oddalonego? Tego nikt im nie powiedział...
Wielu chłopaków było przekonanych, że to tylko taki żart. Pobiegną kawałek i dowódca każe im wrócić do łóżka. Nic z tych rzeczy. Jacek swoją trasę - 51 km - przebiegł w 6 godzin i 1 minutę. Na mecie czekał na nich nieznany im jeszcze podpułkownik Petelicki, który, gratulując półprzytomnym i ledwo żywym żołnierzom zdania ostatniego testu, rozsiewał przed nimi wizję służby w jednym z najlepszych oddziałów specjalnych świata. Już w tamtej chwili wielu uwierzyło jego zapewnieniom. I słusznie.