''Erekcja, która trwa wiecznie''
Gwynne barwnie opisuje rozbieżności obyczajowe między nieskrępowanymi żadnego rodzaju konwenansami plemionami indiańskimi, a białymi kolonizatorami. W życiu codziennym Indian nie było miejsca na pruderię (poligamia była w tej kulturze czymś zupełnie naturalnym), co nie mogło nie odbić się na złożonych przydomkach, jakie nosili czerwonoskórzy. Mimo że gdy myślimy o indiańsich imionach, na myśl przychodzą nam te znane z popkultury (np. "Siedzący Byk" czy "Szalony Koń"), zdarzały się też dużo bardziej efektowne przykłady. Dziewiętnastowieczni, purytańscy Amerykanie unikali jednak przytaczania ich prawdziwego znaczenia: "Nazywali go Eschiti, jednym z tych komanckich imion, którego tłumaczenie wrażliwym białym nie przychodziło łatwo. Czasem tłumaczy się je jako 'zadek wilka', co jest zabawne, lecz nietrafne (...) Najtrafniejszym tłumaczeniem byłoby 'srom wilka' albo 'pochwa kojota'". Przywołane w innym miejscu imię 'Garb Bizona' (oryg. Po-cha-na-quar-hip) stanowi jeszcze wyraźniejszy eufemizm i znaczy tak
naprawdę tyle, co... 'erekcja, która trwa wiecznie'".