W obliczu wojny
Jak to jest stanąć nagle w obliczu wojny? Szok, niedowierzania, a potem...? Czy z wojną można się oswoić?
I jedno, i drugie. Od momentu, kiedy tylko przyleciałam do Afganistanu, było gorąco. Powitał mnie ostrzał bazy, potem od razu byli ranni. Patrzyłam na te urwane ręce i nogi i myślałam sobie, że to niemożliwe, że stąd w ogóle można wrócić. Po pierwsze żywym, a po drugie - w pełni sprawnym. Po prostu musi coś mi się urwać, jakaś ręka, jakaś noga, bo tak wskazuje statystyka. Mam coś takiego, że nie boję się makabry, dlatego liczba rannych czy ich stan nie były na początku szokujące, byłam na to przygotowana. Oczywiście bałam się, bo każdy normalny człowiek bałby się, że za chwilę to z niego zostanie wystawa sklepu mięsnego. Natomiast najpierw to było pytanie: "Ale to aż tak? To naprawdę jest możliwe?". A potem się przyzwyczaiłam, zobojętniałam. Teraz kiedy pracuję na oddziale ratunkowym, nawet skrajne przypadki nie robią już na mnie wrażenia. Nie ukrywam, że na polskich drogach potrafią być takie karambole i takie ofiary wypadków, że z tymi z Afganistanu idą łeb w łeb. To nie jest tak, że na misji była sama
masakra, a u nas to tylko pryszczyk na czterech literach i ewentualnie bąbelek komuś wyskoczył albo ktoś się zaciął przy krojeniu chleba. U nas też potrafią być poważne urazy, ale jak jestem już otrzaskana z Afganistanem, to inaczej na to patrzę.