Hipis z nowojorskiego rautu
Sukces literacki i komercyjny "Rzeźni numer pięć" na przełomie lat 60. I 70., obok naprawdę dużego majątku, przyniósł Kurtowi juniorowi rzesze fanów, którzy chcieli być jak najbliżej swojego idola. Dom Vonnegutów, od zawsze mający charakter artystycznej komuny, był teraz nieustannie nawiedzany przez niezapowiedzianych gości: "Pewnego ranka Edie (córka pisarza - przyp. MW), otworzywszy dużą szafę wnękową, zastała na podłodze kilku fanów ojca chrapiących w śpiworach".
Z czasem rosnąca popularność zaczęła być więcej niż uciążliwa. Powodów takiego stanu rzeczy było przynajmniej kilka. Po pierwsze: autobiograficzny rys wielu z powieści Kurta juniora, nie pozwalał mu na korzystanie z argumentów w rodzaju "to nie ja, to mój bohater". Przyjęta przez niego strategia pisarska potęgowała odpowiedzialność za słowa wkładane w usta wykreowanym przez siebie postaciom. Po drugie: moralistyczny i antywojenny ton jego prozy zjednał mu przychylność amerykańskich ruchów kontrkulturowych, jednak wizerunek hipisowskiego autorytetu znacznie kłócił się z wizerunkiem sybaryty, którego coraz częściej można było spotkać na wystawnych rautach w towarzystwie gwiazd pokroju Trumana Capote. Vonnegut stawał się stopniowo więźniem oczekiwań wobec własnej osoby, co spowodowało, że w szczytowym okresie swojej kariery wycofał się częściowo z życia publicznego.