Ściągnął elity do hotelu. Pierwszej nocy zaczęły się tortury
W 2017 r. hotel Ritz-Carlton w Rijadzie wypełniły dźwięki tortur i krzyków. Młody książę postanowił rozprawić się ze swoimi przeciwnikami. - Niektórzy więźniowie nigdy nie wrócili do swoich posiadłości - mówi w rozmowie z WP Marcin Margielewski, autor "Kłamstw arabskich szejków".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Z luksusowego hotelu w Rijadzie usunęli gości, przyprowadzili tam saudyjskie elity i zamknęli jak w więzieniu. W nowej książce opowiadasz o mało znanej w Polsce historii wielkiej czystki, którą przeprowadzono w Arabii Saudyjskiej w 2017 r. O co chodziło?
Marcin Margielewski: Oficjalnie o walkę z korupcją. Nieoficjalnie - o przejęcie i umocnienie władzy nowego księcia koronnego, który następcą tronu Arabii Saudyjskiej został nie do końca legalnie. Mohammed bin Salman, bo o nim mowa, zdawał sobie sprawę, że ma znacznie większą liczbę wrogów niż jego poprzednicy i nie zamierzał pozostawać bezczynny.
Dlaczego przejęcie przez niego władzy było tak kontrowersyjne?
W 1932 r. w Arabii Saudyjskiej ustanowiono monarchię. Władzę mieli dziedziczyć kolejni synowie króla Abduaziza Al Sauda. Nigdzie tego złotymi zgłoskami nie zapisał, ale w takich krajach jak Arabia Saudyjska bardzo mocno szanuje się tradycję, zwłaszcza stanowioną przez króla. Władzę po królu przejął więc jego syn, a potem aż do 2015 r. przechodziła z brata na brata. Gdy na tronie zasiadał Salman, ostatni z żyjących synów króla Abduaziza, który był zainteresowany pozycją króla w ustalaniu sukcesji należało sięgnąć po drugie pokolenie.
Salman od początku był zdeterminowany, by swoim następcą ustanowić swojego trzeciego syna Mohammeda, pomijając po drodze kilku bratanków i swoich dwóch starszych synów. I z pomocą samego zainteresowanego dopiął swego. To oczywiście zrodziło oburzenie. Mohammed bin Salman obawiał się oporu kuzynostwa i wujów, gdy chory na Parkinsona król umrze, a oni będą musieli złożyć mu przysięgę. Postanowił sobie z tym poradzić, szantażując wszystkich, którzy mogliby stanowić jakąkolwiek przeszkodę w drodze do władzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcin Margielewski o książce "Byłam arabską stewardessą". Prawdziwa historia Polki
Ściągnął swoich rzekomych przeciwników do hotelu Ritz-Carlton, zamknął i torturował. "Gra o tron" w prawdziwym życiu.
Arabia Saudyjska ma jedne z najokropniejszych więzień na świecie, ale w tym przypadku przeciwników zamknięto w luksusowym hotelu, by ich nie upokorzyć. Mohammed bin Salman chciał dać im szansę na to, żeby jakoś się dogadać. I wielu na warunki księcia przystało. Jeden z więźniów, książę Alaweed, udzielił nawet wywiadu BBC, w którym opowiadał, jak cudowne jest jego życie w Ritzu. Opisywał, że choć nie może z niego wyjść, to w zasadzie nic się nie zmieniło, dalej robi biznesy i jest bardzo zadowolony ze swojej sytuacji. Kompletna bzdura. To był sposób na pokazanie swojej lojalności, ale na pewno nie była to sytuacja, która któremukolwiek z przetrzymywanych była na rękę.
Jak długo trwała czystka i przetrzymywanie ludzi takich jak on w hotelu?
Trzy miesiące.
"W nocy pobito w hotelu wielu przedstawicieli saudyjskiej burżuazji. Ritz wypełniły dźwięki tortur i krzyków" – piszesz w książce. Co tam się działo?
Tak wyglądała pierwsza noc. Dla wielu z nich tylko pierwsza, dla niektórych wiele później. Chodziło o to, by pokazać elitom, że to nie są żarty. Z jednej strony trafili do luksusowego hotelu i eleganckich apartamentów, ale z drugiej strony trzeba było uświadomić im powagę sytuacji. Niektórzy więźniowie z Ritza nigdy nie wrócili do swoich posiadłości. Możliwe, że tkwią do dziś w saudyjskich więzieniach, albo nie żyją, ale nikt ich nie żałuje, bo ludziom sprzedano bajkę o młodym księciu, który rozprawił się ze skorumpowanymi elitami dla dobra kraju.
W "Kłamstwach arabskich szejków" historię czystki pokazujesz z perspektywy Raifa, który pracował w Ritzu jako recepcjonista i dobrze słyszał te krzyki tortur. Tobie pierwszemu opowiedział tę historię?
Parę osób znało jego historię, ale ja byłem pierwszy, który mógł zrobić coś więcej, czyli opisać ją w książce. Raif złamał tajemnicę zawodową i opisał, co działo się wtedy w luksusowym hotelu. Raczej nic już mu nie grozi, dlatego może się tym w końcu podzielić. Dzięki niemu mogłem zajrzeć za kulisy mrocznej strony saudyjskiej polityki, ale myślę, że równie zszokowani bylibyśmy zaglądając za kulisy francuskiej czy polskiej polityki. Te same mechanizmy, tylko metody są mniej krwawe.
Jak wyglądała praca recepcjonisty w hotelu w trakcie czystki?
Na samym początku ogłoszono, że w hotelu Ritz-Carlton mają zostać sami Saudyjczycy. Chodziło o to, że czystkę przedstawiono jako walkę o pieniądze obywateli, więc teoretycznie Saudyjczycy by się temu nie sprzeciwiali, nie buntowali. Szybko jednak się zorientowano, że jeśli zostaną sami krajanie, to nie będzie komu pracować, bo obsługę hotelu stanowili w dużej mierze imigranci. Raif był jednym z nich. Po szczegóły jego historii odsyłam do książki. Dla Raifa największym koszmarem było trafienie do aresztu. Arabia Saudyjska, która wydawała się mu krajem możliwości, stała się jego przekleństwem.
Pytałeś Saudyjczyków o czystki? Jak oni postrzegają Mohammeda po tym wszystkim?
Moi znajomi Saudyjczycy, którzy mieszkają poza granicami kraju, są sceptyczni w stosunku do Mohammeda bin Salmana i jego opiewanych w mediach reform. Wiedzą, że otwarcie kin, czy pozwolenie kobietom na prowadzenie samochodów to nie są żadne benefity, to po prostu normalność. Natomiast ci, którzy mieszkają na co dzień w Arabii Saudyjskiej, są szczęśliwi, że mogą zachowywać się swobodniej na ulicach, że przyjeżdżają do nich zagraniczne gwiazdy muzyki pop, że policja religijna nie goni ich na każdym kroku. Ich życie z pewnością się poprawiło, ale to ma swoją cenę. Jak każdy autorytaryzm.
Mieszkałeś w Arabii Saudyjskiej. Jakie były twoje wrażenia?
Jestem białym facetem z Zachodu, więc moje wrażenia były fantastyczne. Saudyjczycy to wspaniali ludzie, ale wiem, że moje wrażenia nie są udziałem każdego. Mieszkałem w Arabii Saudyjskiej w nieco innych czasach. Wtedy można było trafić do aresztu za to, że na ulicy zadzwonił głośno twój telefon i włączył się dzwonek z popularną piosenką. Odtwarzanie muzyki publicznie było wtedy zakazane. Dzisiaj w Arabii Saudyjskiej odbywają się koncerty muzyczne, duże festiwale. W kraju nastąpiły ogromne zmiany. Arabia Saudyjska po raz pierwszy w swojej historii otworzyła się też na turystów, choć moim zdaniem nie jest na to jeszcze przygotowana. Dekretami królewskimi można zmieniać prawo w ciągu jednej nocy, ale zmiany w społeczeństwie zachodzą znacznie dłużej.
Myślisz, że wśród ludzi przeważa fascynacja krajem czy opór, by nie jeździć tam i nie wspierać rządu, który nie przestrzega praw człowieka?
Faktem jest, że Arabia Saudyjska jest krajem, gdzie na potęgę łamie się prawa człowieka. Tak samo dzieje się w Dubaju czy Katarze, choć dziś na mniejszą skalę. Dla mnie kraj, w którym dochodzi choćby do jednego przypadku załamania praw człowieka, powinien być napiętnowany. Ale i tak uważam, że warto tam pojechać. Mieszkają tam fantastyczni ludzie, którzy nie są winni karygodnych działań ich rządu. Trzeba tylko pamiętać, że przepiękne budynki, luksusowe hotele czy zachwycająca dzicz pustyni nie powinny przysłaniać prawdy o tym miejscu rządzonym przez ludzi, którzy dopuścili się niejednego przestępstwa.
W 2018 r. mówiło się na całym świecie o morderstwie Jamala Khashoggiego. Mamy 2022 r. i głośno jest z kolei o tym, że Arabia Saudyjska daje 400 mln dolarów na pomoc Ukrainie.
A jednocześnie serdecznie ściska dłoń Putina. To skrajna hipokryzja. Arabia Saudyjska trochę jak Chiny, Turcja czy Węgry próbuje grać na dwa fronty. Z jednej strony zdaje sobie sprawę, że nie może zadrzeć ze światem, bo lista jej klientów zacznie się kurczyć. Zwłaszcza, że coraz więcej krajów poważnie przygotowuje się do uniezależnienia się od paliw kopalnych, a wojna tylko przyspieszyła ten proces. Z drugiej strony wciąż pozuje na mocarstwo i ewidentnie pod naciskiem Putina zmniejsza wydobycie ropy by pogłębić kryzys i stać się jeszcze silniejszym graczem.
Mohammed wie, że rzucone na kolana kraje nie pójdą po prośbie do Putina, tylko do niego, a on lubi rozdawać karty. 400 mln dolarów dla Ukrainy to akcja PR. Promuje młodego, energicznego księcia o dobrym sercu. Pacyfistę, który wprawdzie odpowiada za śmierć tysięcy ludzi w Jemenie, ale Jemen dla Zachodu jest daleko i wielu ludzi nie ma nawet pewności, czy aby na pewno istnieje. Pomagając Ukrainie zdecydowanie łatwiej dziś zbić kapitał politycznych, choć to tylko jedno z bardzo wielu kłamstw tego szejka.
Książka "Kłamstwa arabskich szejków" ukazała się 25 października nakładem wydawnictwa Prószyński Media.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski