Kobiety ciągną do książek
Przeglądałam zdjęcia ze spotkań autorskich. Przychodziły na nie osoby ucharakteryzowane na zombie, w koszulkach promocyjnych czy mundurach MO. Wokół "Szczurów Wrocławia" wytworzyła się już chyba swoista społeczność?
Robert J. Szmidt: Tak. Mam to szczęście, że "Szczury Wrocławia" jeszcze przed premierą wzbudziły ogromne zainteresowanie czytelników. I nie mówię tutaj tylko o osobach wylosowanych, które trafiły na karty pierwszego tomu. Na każdym kroku spotykam się na przykład z prośbami o wpisanie na listę ewentualnych ofiar w planowanej kontynuacji. I nie są to przypadki jednostkowe. Kilka dni temu urządziłem konkurs - wypisałem listę bilbordów reklamujących książkę w Warszawie, Katowicach, Krakowie i we Wrocławiu, obiecując, że pierwsze osoby, które zrobią sobie z nimi selfie, zostaną umieszczone w drugim tomie "Szczurów Wrocławia". Pierwsze zdjęcie, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przyszło już po kilku minutach. Na drugi dzień miałem komplet fotek, a muszę zaznaczyć, że niektóre bilbordy stały przy trasach przelotowych, z dala od centrów miast i osiedli. Pomimo marnej pogody - nad Katowicami i Krakowem przeszły tego dnia potężne ulewy - ludzie ruszyli na miasto. Przy czym nie mówię tutaj o młodzieży, a co jeszcze
ciekawsze, kobiety stanowiły spory odsetek zwycięzców. To ogromne zainteresowanie skłoniło mnie zresztą do podjęcia działań, którymi odwdzięczam się fanom za niesamowite wsparcie. Zrobiłem na przykład specjalną zakładkę na stronie www.szczurywroclawia.pl, gdzie czytelnicy mogą znaleźć zdjęcia i szczegółowe informacje dotyczące osób, które stały się bohaterami mojej książki. Chciałbym, żeby sukces "Szczurów Wrocławia" stał się także udziałem tych, którzy mi zaufali, oddając w moje ręce życie swoje i bliskich. Tak, to nie żart. Zdarzyło mi się wprowadzić do fabuły całe rodziny.