Możemy rywalizować z najlepszymi
Z literaturą fantastyczną jest Pan związany od lat. Jak z tej perspektywy ocenia Pan stan polskiej fantastyki? Mamy być z czego dumni?
Robert J. Szmidt: Tak. Nie ustępujemy pod żadnym względem Anglosasom. W wielu przypadkach książki pisane w Polsce są znacznie lepsze od ich zachodnich odpowiedników nie tylko pod względem wizji i kreacji, ale też warsztatowo. My naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Nasza pierwsza liga śmiało mogłaby rywalizować z najlepszymi autorami ze Stanów Zjednoczonych. Naprawdę żałuję, że bariera językowa - mówię tutaj głównie o braku dobrych tłumaczy na język angielski - i zauważalna niechęć amerykańskich wydawców do wpuszczania nas na własny rynek uniemożliwiają inwazję naszej literatury na księgarnie Zachodu.
Co takiego pociąga Pana w tym gatunku? Dlaczego zdecydował się Pan na pisanie fantastyki?
Robert J. Szmidt: Może dlatego, że miałem bardzo bogate życie i zwykłe problemy egzystencjonalne nie poruszają mnie tak, jak większość znanych mi ludzi? Z drugiej jednak strony bakcyla fantastyki połknąłem już jako dziecko. W szkole podstawowej zaczytywałem się książkami Tove Jannson, Hugha Loftinga i Juliusza Verne’a. Fantastyka była obecna w moim życiu na każdym etapie, a jako młody człowiek interesowałem się bardziej paleoastronautyką, podróżami kosmicznymi i obcymi światami niż sytuacją gospodarczą i polityczną w kraju. Wolę tworzyć własne światy, niż opisywać ten, który wszyscy widzimy za oknem. Moim zdaniem to bardziej odkrywcze i pasjonujące zajęcie niż kolejne próby dowiedzenia wyższości jednego uczucia nad drugim.