Martwy za życia
**Zastanawiasz się czasem, jak to by było, gdybyś przeżył własną śmierć? Okazuje się, że dość łatwo można zostać uznanym za trupa, ale wrócić do rejestru żywych - to dopiero sztuka!
Zbigniew R. ze Śląska przebywał w Zakładzie Karnym. Będąc przepustce, pokłócił się z matką i zerwał z nią kontakt. Musiał jakoś odreagować - postanowił utopić swe smutki w alkoholu. Ponieważ pił kilka dni, nie stawił się na czas do Zakładu Karnego. Kiedy wytrzeźwiał, bał się konsekwencji za spóźnienie i postanowił wcale nie wracać. Tymczasem jego matka, przeczytała w gazecie notkę o znalezieniu zwłok nieznanego mężczyzny w rzece. Kobieta udała się do Zakładu Medycyny Sądowej, potwierdziła, że ten topielec to Zbigniew R. i pochowała go w rodzinnym grobowcu.Śledczy nie sprawdzili, czy starsza pani się nie myli...
Kilka dni po swoim własnym pogrzebie Zbigniew R. spotkał znajomego. To od niego dowiedział się o tym, że został pochowany. Mężczyzna postanowił zgłosić się na policję i wyjaśnić sprawę. Nikt nie potraktował go poważnie. Co więcej, wyrzucono go za drzwi i powiedziano, że miejsce chorych jest w szpitalu. Zbigniew R. pisał w swej sprawie wszędzie – do sądów, prokuratury, a nawet prezydenta. Wreszcie postanowił zwrócić się z prośbą o „zwrócenie życia” do Rzecznika Praw Obywatelskich. Tym razem się udało! Po roku walki uznano go za żywego. Została mu jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia – usunięcie „dzikiego lokatora” z rodzinnego grobowca.