Zachód po polsku
Nieliczni szczęśliwi posiadacze walut wymienialnych lub ich ekwiwalentu, bonów PeKaO, mogą kupować oryginalne zachodnie ubrania i tkaniny w sklepach dewizowych, nazwanych później Peweksami; bogatsi zaopatrzą się w nie w komisach za złotówki - ale w kwocie nieraz dwu-trzykrotnie większej, niż wynika to z przeliczenia walut. A przecież każdy, także niezamożny, nastolatek i młody człowiek marzy, by móc się ubrać tak, jak widziane na amerykańskim filmie (to nie pomyłka: obca kinematografia nie była w PRL zakazana) "dzieci-kwiaty"...
I już w połowie lat 60. szczecińska Odra zaczyna szyć odzież z polskich odpowiedników denimu, zwanych teksasem albo arizoną, wkrótce potem dołącza do niej legnicka firma Elpo. Co prawda krajowe teksasy nawet po szorowaniu pumeksem nie wyglądają na tak szlachetnie sprane, jak oryginalne rifle czy wranglery, ale mają tak samo pięknie rozszerzane nogawki, które można we własnym zakresie obszyć zamkiem błyskawicznym albo pasmanterią. A kiedy się w końcu zużyją, szyje się z nich stylową torbę. Do tego drewniaki z wierzchem z haftowanego teksasu, własnoręcznie wyszydełkowana kamizela lub ponczo z kolorowych włóczek - i zadajemy szyku na ulicach!