Wierszyki dla dzieci z gorączką
Boy-Żeleński, którego wyuczoną profesją była pediatria, stanowi doskonały przykład lekarza mimo woli. Studia medyczne młody Tadeusz podjął zupełnie bez entuzjazmu, a jego decyzję należałoby zapewne motywować głównie presją ze strony rodziców, którzy, jak przystało na mieszczan tamtej doby, oczekiwali, aby ich syn zajął się czymś poważnym. Na dodatek, Boy wcale nie przepadał za dziećmi, co nie do końca licowało z charakterem jego lekarskiej specjalizacji... Nic dziwnego, że gdy trafił po otrzymaniu tytułu doktora do Paryża, gdzie miał zgłębiać rozmaite medyczne nowinki, pochłonął go kabaretowo-cyganeryjny wir.
Gdy pisarz powrócił do Polski, jego profesorowie zadawali liczne pytania dotyczące stanu francuskiej medycyny. Jak można się domyślać, Żeleński wznosił się wówczas na wyżyny łgarstwa i dyplomacji. Z czasem Boy porzuci fach lekarski na rzecz kariery translatorskiej, recenzenckiej i literackiej. Zanim to się jednak stało, wspomniane drogi krzyżowały się wielokrotnie: "Raz wezwano mnie na wieś pod Krakowem do pewnego obywatelskiego domu, do chorego dziecka, dziecko miało 40 czy 45 stopni gorączki, matka szalała z niepokoju. Zbadałem sumiennie dziecko i uspokoiłem ją, że to tylko zwykłe zapalenie gardła. Na to matka ochłonęła i zwracając ku mnie twarz jeszcze mokrą od łez, rzekła: "A teraz musi mi pan powiedzieć Stefanię!". (To był taki mój wierszyk, który był wówczas w modzie)".