Cielak Przybyszewskiego
Teksty zawarte w "Mitach i zgrzytach" stanowią poniekąd kronikę życia towarzyskiego Krakowa ery "smutnego Szatana". Boy zazwyczaj nie skupia się bynajmniej na własnej osobie, wprowadza raczej czytelnika do galerii rozmaitych indywiduów i osobliwości. Warto poświęcić chwilę, jakże barwnej, a - ze względu na brak osiągnięć artystycznych - zupełnie anonimowej postaci Zdzisława Gabryelskiego, właściciela największego składu fortepianów w mieście. Ów mężczyzna początkowo darzył Przybyszewskiego niemal boską czcią. Podobno pierwsze słowa, które wypowiedział do artysty, brzmiały: "Byłbym szczęśliwy, gdybym był cielakiem, z którego skóry pańskie buty wyprawione".
Nic dziwnego, że krótko po tym przedsiębiorca zdecydował się sprezentować pisarzowi koncertowego steinwaya (który z czasem zmienił się w czeskiego petrofa...). Jakiś czas później artysta poprosił Gabryelskiego o kolejny fortepian, który miał być prezentem dla, rzekomo biednej i umierającej, matki aktora Ankiewicza. Gdy ten odmówił, został skazany na ostracyzm. Wobec tego odium, pan Zdzisław zdecydował się podjąć radykalne kroki: "Wszedł Gabryelski, a za nim czterech tragarzy. Obecni stężeli w oczekiwaniu, nikt nie przywitał się z nim, nikt nie wyrzekł słowa, wszyscy patrzyli w milczeniu. Gabryelski skinął dłonią, czterej tragarze załadowali petrofa i znikli ze swoim ciężarem. (...) Na drugi dzień w opustoszałym salonie znalazł się inny fortepian, wypożyczony z konkurencyjnego składu przy pomocy "podatku narodowego", i muzyka znów brzmiała bez przerwy".