Nóż i widelec
Teoretycznie kwestia granic - nie tylko tych dosłownych, ale i społecznych oraz obyczajowych - między czarną ludnością a białymi, wyglądała w Mozambiku nieco mniej drastycznie niż w wypadku pobliskiego RPA w okresie apartheidu. W autobusach kursujących po Maputo nie znaleźlibyśmy tabliczek informujących o tym, że dane miejsca są przeznaczone wyłącznie dla obywateli pochodzących z państwa kolonizującego. To oczywiście tylko teoria.
Rozmówcy Klementowskiej wspominają o tym, że w praktyce sprawa wyglądała nieco mniej przyjemnie: "W Mozambiku napisów nigdzie nie było. - Ale przez lata zdołano skutecznie wryć je w głowy. Żaden czarny nie usiadłby z przodu autobusu. To było miejsce tylko dla białych. Jeśli czarny chciał lepszego życia, lepszych zarobków, musiał zostać assimilado. Jeśli chciał być assimilado, musiał udowodnić przed specjalną komisją, że potrafi jeść nożem i widelcem. I że jest katolikiem mówiącym w języku portugalskim". Jak się jednak okazywało, zasymilowani Afrykanie tworzą tak naprawdę trzecią (obok niezasymilowanych tubylców i ludności pochodzącej z Portugalii) grupę mieszkańców i o byciu pełnowartościowym (z punktu widzenia władz) obywatelem nie może być mowy.